Blog
Ocena pracy nauczyciela - wizja alternatywna
(liczba komentarzy 17)
Drogi Czytelniku! Jeżeli jesteś zwolennikiem „dobrej zmiany w edukacji” i pochwalasz reformę wprowadzaną przez panią Zalewską, trafiłeś pod niewłaściwy adres. A może przeciwnie, adres jest właściwy, a dobry los dał Ci szansę przewartościowania poglądów?! Szczególnie jeśli jesteś dyrektorem placówki oświatowej i zachodzisz właśnie w głowę, jak stworzyć regulamin oceny pracy nauczycieli, który nie zabije Cię mitręgą i emocjami w swoim praktycznym zastosowaniu. Pomnij, że to pani minister zgotowała Ci ten los, a czytając dalej zwróć szczególną uwagę na rozdział „Kontekst”.
Jeżeli natomiast podzielasz przekonanie, że zmiany wprowadzane w oświacie przez obecne władze są fatalne, czytaj z nadzieją aż do końca, bowiem znajdziesz tam zarys propozycji, jak nie łamiąc litery prawa oderwać się od jego ducha i przyjąć rozwiązanie służące przede wszystkim ludziom - nauczycielom i całej społeczności szkolnej, a nie biurokracji. Przechodząc cierpliwie przez kolejne części artykułu prześledzisz tok myślenia, który doprowadził do powstania owego pomysłu.
WPROWADZENIE
Wakacje polskich nauczycieli upływają w tym roku pod znakiem emocji związanych z wprowadzeniem przez MEN nowych zasad oceny ich pracy. Jak na razie złość z nutą beznadziei odczuwają przede wszystkim dyrektorzy placówek oświatowych, którzy mają obowiązek do 1 września ustalić regulaminy określające wskaźniki oceny, odnoszące się do 25 kryteriów wymienionych w ogłoszonym tuż przed wakacjami rozporządzeniu. Na domiar nieszczęścia projekt dokumentu musi zostać zaopiniowany przez radę pedagogiczną oraz zakładowe organizacje związkowe, co wydatnie skraca czas na jego przygotowanie – w końcu lipca, kiedy piszę te słowa, powinien być już w zasadzie gotowy do przesłania związkowcom.
W rzeczywistości, jak Polska długa i szeroka, kadra kierownicza oświaty wciąż rozmyśla nad takim określeniem wskaźników do licznych i zróżnicowanych kryteriów, by koniec końców dało się na ich podstawie ustalić rzetelny wynik procentowy, przeliczany potem na ocenę pracy nauczyciela. Media opozycyjne publikują liczne wypowiedzi, z których wynika, że jest to zadanie praktycznie niewykonalne. Nawet prorządowe nie manifestują zachwytu. Ale w oświacie jak w wojsku – rozkaz wykonać trzeba.
Ministerstwo Edukacji Narodowej, a jakże, opublikowało ściągawkę z przykładowymi wskaźnikami, „które w razie ich wykorzystania należy dostosować do specyfiki pracy szkoły”. Zastrzegając przytomnie, że jest to tylko propozycja. Najbardziej przeraża mnie, że ktoś może z niej skorzystać, bowiem sugestie tam zawarte są, delikatnie mówiąc, bardzo różnej jakości. Ponadto, jeżeli mianem regulaminu określa się (według słownika języka polskiego) przepisy regulujące postępowanie w jakiejś dziedzinie, to MEN nie opublikował propozycji regulaminu, a jedynie przykładowy wykaz wskaźników do kryteriów oceny pracy. Jedynym ustaleniem o charakterze regulaminowym jest w tym dokumencie paragraf określający sposób obliczenia syntetycznego wyniku, gdy dla każdego kryterium z osobna obowiązuje skala od 0 do 3 punktów. Nie ma natomiast mowy o tak elementarnej kwestii, jak procedura oceniania oraz związane z tą czynnością prawa i obowiązki obu uczestniczących stron.
W szczególności brakuje regulacji, na jakiej podstawie oceniający ma decydować, czy nauczyciel spełnia dany wskaźnik (czyli, co jest wyznacznikiem sukcesu). Ani w jaki sposób przeliczać liczbę spełnionych i niespełnionych wskaźników na jednakową dla wszystkich kryteriów skalę. Rozporządzenie nie nakazuje określenia tego w regulaminie, ale zdrowy rozum – jak najbardziej, inaczej bowiem kwestie interpretacyjne staną się w placówce niewyczerpanym źródłem konfliktów.
Weźmy pod rozwagę przykład – wskaźniki zaproponowane do kryterium Kształtowanie u uczniów szacunku do drugiego człowieka, świadomości posiadanych praw oraz postaw obywatelskiej, patriotycznej i prospołecznej, w tym przez własny przykład nauczyciela. Nauczyciel otóż:
- zachęca uczniów do podejmowania działań społeczno-obywatelskich, patriotycznych;
- prowadzi zajęcia wychowawcze promujące wartości społeczno-obywatelskie, patriotyczne;
- włącza się w prace koła wolontariatu/działania wolontariackie;
- uzyskuje wymierne efekty w pracy wychowawczej;
- prezentuje wysoką kulturę osobistą.
Do punktów 2-3 można w miarę łatwo przypisać konkretne działania/zdarzenia, czyli wyznaczniki sukcesu. Jednak już w przypadku punktu 1 równie łatwo można wyobrazić sobie nauczyciela przekonującego szefa, że naprawdę zachęca swoich uczniów do podejmowania działań patriotycznych, tylko oni nie chcą. Ponieważ jednak uczciwie ich zachęca, wskaźnik powinien mieć zaliczony. Asertywny dyrektor wytłumaczy mu być może, że liczą się tylko konkretne zdarzenia lub efekty, i pogląd ten obroni się zapewne w trybie odwoławczym. Ale konia z rzędem temu, kto zdefiniuje wskaźnik 4, czyli „wymierne efekty w pracy wychowawczej”. Dyskusja oceniającego z ocenianym zapowiada się tutaj pasjonująco, a jeszcze nabierze rumieńców, gdy dojdzie do wymiany poglądów na temat „wysokości” kultury osobistej (punkt 5). Żyjąc w czasach, kiedy emocje staniały, można oczekiwać, że ów dialog będzie bardzo emocjonalny.
Oczywiście przy braku regulaminowych procedur można sobie również wyobrazić, że do rozmowy, o której piszę w ogóle nie dojdzie, bo dyrektor uprości sobie życie oceniając nauczyciela zaocznie. Tak czy inaczej, w ostatecznym rozrachunku komisje odwoławcze z pewnością będą miały mnóstwo pracy.
Najgorsze, że MEN w swojej ściągawce proponuje mierzenie niemierzalnego, a liczne zastępy ludzi przepiszą to do lokalnych regulaminów. Niektórzy zapewne z przekonania, bo kochają dobrą zmianę w edukacji albo podoba im się, że propozycja władz koślawo, ale jednak wzmacnia pozycję dyrektora, czyniąc go panem i władcą procesu oceniania. Inni skorzystają z podpowiedzi nie mając lepszego pomysłu albo po prostu dla świętego spokoju. Wszyscy wzorujący się wiernie na sugestii MEN siłą rzeczy stworzą dokumenty pozbawione podstawowych ustaleń proceduralnych. Cóż, samodzielne wymyślanie konkurencyjnych rozwiązań i rzeźbienie urzędowych procedur, w dodatku w tak krótkim czasie i podczas wakacji, jest naprawdę trudne. Szczególnie w poczuciu, że władza nie jest tym zainteresowana.
Wspomniałem na początku, że emocje targają głównie dyrektorami, ale w istocie problemem oceny pracy przejmują się (i słusznie!) również liczni nauczyciele, w tym związkowcy, którzy widzą w nim zagrożenie interesu pracowników. Mało kto lubi być oceniany, a na domiar złego przyobleczona w ciało przez MEN wizja jest po prostu biurokratycznym koszmarem. Przestrzegam jednak przed podważaniem w złości kwalifikacji intelektualnych pani minister i jej współpracowników. W całej sprawie widzę zabieg celowy, wykonany z pełną świadomością potencjalnych konsekwencji. Co wyjaśnię za chwilę.
KONTEKST
Liczni krytycy poczynań szefowej resortu edukacji nie szczędzą mocnych słów na określenie jej postawy i działalności. Póki wskazują, że szkodzi polskiej oświacie, nie liczy się z dobrem szerokiej rzeszy uczniów, lekceważy głosy środowiska (rodziców, nauczycieli, naukowców), a w swoich wypowiedziach często po prostu kłamie, opierają się na wielu przesłankach uzasadniających te opinie. Gdy jednak zaczynają podważać kwalifikacje intelektualne pani minister (nie mylmy ich z etycznymi!), to po pierwsze, ulegając emocjom mijają się z prawdą, a po drugie popełniają błąd niedoceniania przeciwnika. Napiszę wprost, Anna Zalewska jest moim zdaniem osobą naprawdę inteligentną.
Nie doszedłem do tego wniosku wczoraj, ale już ponad rok temu, kiedy z ogromną sprawnością zamarkowała konsultacje społeczne, a następnie konsekwentnie wdrożyła reformę, wprowadzając w życie wszystko, co chciała, ignorując zarówno protesty autorytetów naukowych, jak opór środowiska, bardziej zresztą rodzicielskiego niż nauczycielskiego. Nawet ciągłe powtarzanie przez nią wierutnych kłamstw jest taktyką dobrze obliczoną na zdławienie oporu, bo skoro wszystko to uchodzi i nawet znajduje pewien posłuch społeczny, to sugeruje oponentom, że być może należy porzucić wszelką nadzieję. A jeżeli Czytelnik wciąż jeszcze powątpiewa w inteligencję pani minister, to niech sobie uświadomi, że mimo powszechnego zgrzytania zębami „dobra zmiana” ma się świetnie i wszyscy – nauczyciele, rodzice, uczniowie i organy prowadzące – pokornie jemy tę żabę.
Rozporządzenie o ocenie pracy jest najświeższym dowodem jej zręczności. Za chwilę wyjaśnię, dlaczego uważam je za majstersztyk polityczny, ale najpierw zarysuję kontekst.
Pani Zalewska została powołana, by realizować program Prawa i Sprawiedliwości na odcinku oświaty. Analizując jej działania należy mieć na względzie, że to jest dla niej priorytet, sama esencja własnej kariery; żaden tam interes młodego pokolenia (ono ma skorzystać pośrednio, w przyszłości, gdy ziści się PiS-owska wizja; chwilowo cel uświęca środki). Ów program, w największym uproszczeniu, zakłada głęboką przebudowę państwa i społeczeństwa, w tym wykreowanie nowych elit. Mają one wyrosnąć na szczątkach starych, skażonych III Rzeczpospolitą. Może komuś pojęcie elit wydaje się przestarzałe, ale one istnieją, nawet jeśli zmienia się ich postrzeganie i znaczenie.
Spójrzmy na to, co dzieje się w Polsce. O prawnikach (sędziach, prokuratorach) pisać nie muszę, bo gołym okiem widać łamanie tych środowisk. Lekarzy łamać nie trzeba, wystarczy ich zachęcać ekonomicznie do wyjazdu z kraju (a rezydenci niech w swej naiwności dziwią się, że władza nie dotrzymuje zawartego porozumienia). Kadra mundurowa już została wymieniona, techniczna jako-tako się trzyma, głównie dlatego, że ma małe znaczenie polityczne, a materialnie nie jest na garnuszku budżetu państwa. Za to naukowcy mają swoją ustawę 2.0, która skutecznie podzieli ich środowisko. Jeśli zaś chodzi o nauczycieli… Niektórzy z pogardą odmawiają im przynależności do elity, ale w liczbie pół miliona jest wielu naprawdę mądrych ludzi, którzy niekoniecznie popierają PiS. Więc i to towarzystwo warto zneutralizować.
W szczegółowych kwestiach dotyczących edukacji potrzebę powrotu do ośmioletniej szkoły podstawowej Jarosław Kaczyński zadeklarował już na kilka lat przed ostatnim zwycięstwem wyborczym swojej partii. W programie oświatowym PiS można też znaleźć, między innymi, postulat ograniczenia liczby uczniów szkół ogólnokształcących, w intencji podwyższenia poziomu nauczania. Podkreślam to na wypadek, gdyby ktoś uważał, że przyszłoroczna kumulacja roczników w szkołach ponadgimnazjalnych/ponadpodstawowych jest tylko przypadkowym efektem zmiany struktury szkolnictwa. W istocie jest także z góry zaplanowaną próbą wymuszenia większego zainteresowania kształceniem zawodowym.
To tylko subiektywna analiza sytuacji, dokonana absolutnie na chłodno. Punkt wyjścia do dalszego rozumowania.
MAJSTERSZTYK POLITYCZNY
Dlaczego uznałem wprowadzenie nowych zasad oceny pracy nauczycieli za doskonałe posunięcie polityczne, choć równocześnie uważam, że merytorycznie się one nie bronią?
Po pierwsze, może najmniej istotne, zapewnia ono środowisku oświatowemu moc jałowej, ale za to absorbującej roboty, zajmując czas, w którym mogłoby budzić się jakieś buntownicze myślenie. Nie to, żeby ktokolwiek przeceniał ten potencjał buntu, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże.
Po drugie, stanowiąc kij włożony w pedagogiczne mrowisko, prowadzi do dalszej dezintegracji tego środowiska. Ocenianie bez określenia procedur, w oparciu o niemierzalne wskaźniki, daje niemal gwarancję skłócenia dyrektorów z nauczycielami, a opiniowanie przez związki zawodowe z założenia ułomnych regulaminów zapewnia perspektywę wielu lokalnych konfliktów między zarządzającymi a komórkami związkowymi. Jeżeli ktoś uważa, że nauczycieli nie da się już bardziej podzielić, nic nie traci na poczekaniu…
Najbardziej wszakże wyrafinowanym elementem całej operacji jest umocnienie szerzącej się w społeczeństwie fatalnej opinii o nauczycielach. Jakikolwiek głośny protest tego środowiska przeciwko kryteriom, które – trzymając się ich litery – zawierają oczywiste dla wielu postulaty: patriotyzmu, zaangażowania, współpracy z rodzicami itp., wzmocni tylko przekonanie, że nauczyciele nie chcą, wręcz boją się uczciwej oceny swojej pracy.
Anna Zalewska doskonale wie, że rzetelne ocenianie wg zasad określonych w rozporządzeniu jest praktycznie niemożliwe. Jednak politycznie liczy się satysfakcja dana suwerenowi, że znalazł się bat na leniwych i głupich belfrów. W dodatku pazernych i niewdzięcznych, bo jak informuje społeczeństwo sama pani minister, nigdy nie byli oni tak doceniani i wspierani przez władze jak obecnie. Owa satysfakcja ma dużą wartość polityczną, bowiem konsoliduje ważną dla PiS część elektoratu w niechęci do klasy próżniaczej, w której to roli tym razem obsadzono nauczycieli.
INTELEKT, A NIE EMOCJE!
Jako obywatel nie podzielam wizji społeczeństwa, którą starają się wprowadzić w życie politycy Prawa i Sprawiedliwości. Nie godzę się też na deprecjonowanie dorobku minionych trzydziestu lat. Z kolei jako nauczyciel gotuję się ze złości widząc, jak władze rujnują system edukacji, niszcząc jego dorobek i skazując na reset w myśl wzorców od dawna należących do historii. A dla edukacyjnej zmiany „w biegu”, jaką zafundowano kilku rocznikom uczniów, nie znajduję wystarczająco mocnych wyrazów potępienia. Jednak najmocniejsze nawet słowa, poza daniem upustu emocjom, nie zmieniają sytuacji. Skoro ma się inteligentnego przeciwnika, trzeba ruszyć intelektem. Szczególnie, gdy nie wchodzi w grę łamanie prawa.
Na początku postawiłem sobie pytanie: czego chcę uniknąć, tworząc projekt regulaminowych zasad oceny pracy moich podwładnych (ale przecież zarazem bliskich współpracowników)?
Przede wszystkim konfrontacji z nimi wokół niewymiernych, uznaniowych wskaźników. Ponadto nie chcę pozwolić narzucić sobie roli karbowego w miejsce dotychczasowej – lidera biorącego na siebie część odpowiedzialności za pracę każdego nauczyciela w zespole. No i marzę o ograniczeniu do minimum biurokratycznej mitręgi, która wyziera z MEN-owskiej koncepcji. Przy dużym, liczącym blisko siedemdziesiąt osób gronie pedagogicznym, grozi ona zaabsorbowaniem mnie bez reszty, kosztem innych, bardziej potrzebnych aktywności.
No dobrze, a program pozytywny?
Przede wszystkim ustalenie wskaźników tak, by prezentowały różne możliwości działania, pozwalając każdemu wykorzystać jego mocne strony. Danie nauczycielom poczucia wpływu na proces oceniania, nie tylko na etapie tworzenia regulaminu. Ustawienie drogowskazu, kierującego ku wzbogacaniu programu działania szkoły. Wreszcie nadanie urzędowym kryteriom praktycznego sensu. Nad tym ostatnim zatrzymam się przez chwilę, rzucając znane już wielu osobom hasło „grillowanie”.
Współpraca z rodzicami - ten punkt urzędowych kryteriów oceny, przeznaczony dla wszystkich nauczycieli (bo aplikowany już od poziomu stażysty), wzbudził największy chyba rezonans w środowisku pedagogicznym. A szczególnie jeden z zaproponowanych przez MEN przykładowych wskaźników: inicjuje spotkania z rodzicami, w tym integracyjne np. wycieczki, wieczorki, pikniki rodzinne. Powszechne wyrazy oburzenia dają się ująć w takim oto zdaniu: „jestem nauczycielem, mam uczyć, a nie urządzać grille z rodzicami”. W tym miejscu obserwujemy wylanie dziecka wraz z kąpielą. Już nawet nie tylko moje doświadczenie z wielu lat pracy w szkole społecznej, ale po prostu zdrowy rozum mówi, że współpraca z rodzicami nie może być przez nauczycieli traktowana jako obowiązek ponadstandardowy, ale po prostu przejaw rozumienia dobrze pojętego własnego interesu. To nie z winy nauczycieli rodzice stali się w ostatnich latach niemal na równi z dziećmi klientami szkoły – czasem piszę wręcz „pacjentami”. Ale tak właśnie się stało i dobre relacje z nimi mają naprawdę ogromne znaczenie. Choćby tylko dla komfortu pracy, ale z pewnością także dla efektywności nauczania. Trzeba je zatem cały czas budować.
Nie potrzebujemy do szczęścia w naszej szkole pikników rodzinnych w każdej klasie, ale jeżeli ktoś z nauczycieli zechce taki zorganizować dla „swoich” dzieci i rodziców, to super! Formą wspólnej imprezy jest w STO na Bemowie doroczne Święto Szkoły – tutaj wiele osób wnosi swój wkład w organizację. Ktoś z nauczycieli prowadzi profil naszej placówki na fejsbuku, ktoś inny zaprasza rodziców do zaprezentowania dzieciom swoich zawodów. Ktoś przygotowuje dla nich zajęcia w ramach tzw. pedagogizacji. A niemal wszyscy są zobowiązani informować o różnych aspektach swojej pracy, znowu w najlepiej pojętym własnym interesie. W tak szerokim spektrum możliwości nikt nie musi organizować akurat grillowania, ale każdy powinien wykładać jakąś cząstkę swojej inwencji na tym polu, które mu najbardziej odpowiada. W ten sposób buduje się szkołę jako wspólne dzieło, a zarazem spójne środowisko wychowawcze.
Z tego wspólnotowego podejścia wynika jeszcze jeden element mojego programu pozytywnego. Chcę zachęcić wszystkich nauczycieli do starania się o jak najwyższe oceny. Opartego na zaufaniu do drugiej strony, czyli dyrekcji. Regulaminowe zapisy traktuję jako inspirację i zachętę do wysiłku. I to jest koniec założeń.
TERAZ JUŻ PRAKTYKA
Nie mam zamiaru publikować w tym miejscu gotowego projektu regulaminu oceny pracy nauczyciela. Otrzymają go w sierpniu prenumeratorzy „Wokół szkoły” w trzynastym numerze mojego kwartalnika. Zaprezentuję natomiast wybrane elementy tej koncepcji, żeby każdy Czytelnik mógł wyrobić sobie opinię na jej temat. Będę szczęśliwy, jeżeli kogoś zainspiruję do wykorzystania pomysłu w praktyce. Zainteresowanym oferuję możliwość konsultacji drogą e-mailową (pytlak@pytlak.com.pl), a potrzebującym wymiany myśli off line – spotkanie warsztatowe, 21 sierpnia w Warszawie. Szczegóły ogłoszę jeszcze przed końcem lipca w „Aktualnościach” na stronie www.wokolszkoly.edu.pl.
A oto najważniejsze elementy mojej propozycji:
1. Wskaźniki
- Wskaźnikiem w ocenie pracy może być wyłącznie działanie lub dzieło (wytwór) nauczyciela, które świadczy o spełnianiu przezeń określonego kryterium tej oceny.
- Wskaźnik musi być dookreślony przez wyznacznik sukcesu, którego osiągnięcie pozwala uznać go za zaliczony. Wskaźnik może mieć więcej wyznaczników sukcesu, przy czym musi być jasno zapisane, czy należy traktować je łącznie, czy wystarczy osiągnięcie jednego z nich.
- Nauczycielowi przysługuje prawo zaproponowania własnych wskaźników, nie więcej niż po jednym dla każdego kryterium oceny. Jego propozycja winna zawierać treść wskaźnika oraz wyznacznik sukcesu. Wniosek do dyrektora szkoły w tej sprawie musi zostać złożony nie później niż na pół roku przed terminem ustalenia oceny pracy i uzyskać jego akceptację. Zaproponowany wskaźnik nie może odnosić się do działań (wytworów) zakończonych (wykonanych) przed złożeniem wniosku.
- Liczba wskaźników do poszczególnych kryteriów oceny nie jest określona, jednak (ze względu na sposób obliczania wyników, o czym dalej) nie powinna być niższa niż sześć. Do tej liczby włącza się wskaźnik, jaki ma prawo zaproponować nauczyciel, nawet jeśli z tego prawa nie skorzysta.
2. Ustalanie punktacji na poziomie kryteriów
- Wszystkie wskaźniki mają jednakową wartość, równą jeden, gdy nauczyciel osiągnął wyznacznik sukcesu, w przeciwnym wypadku zero.
- Nauczyciel sam decyduje, na początku procedury oceniania, które wskaźniki mają zostać wzięte pod uwagę przez dyrektora. Dla każdego kryterium oceny musi wybrać od jednego do wszystkich dostępnych.
- Obowiązek przedstawienia dyrektorowi szkoły dowodów (argumentów) świadczących o osiągnięciu wyznaczników sukcesu w zakresie wybranych wskaźników spoczywa na nauczycielu, on też decyduje o ich formie. Regulamin oceny pracy zawiera obszerny katalog możliwych form, ale otwarty, dopuszczający też inne, wg inwencji nauczyciela
- Dyrektor ocenia przedstawione dowody (argumenty), może prosić o ich uzupełnienie. W przypadku odrzucenia argumentacji nauczyciela w zakresie konkretnego wskaźnika ma obowiązek uzasadnić swoją decyzję.
- Każde kryterium oceny pracy nauczyciel może spełnić na jednym z czterech poziomów, określonych w skali całkowitej, od 0 do 3. Nauczyciel spełnia dane kryterium:
- na poziomie 3 (najwyższym), jeżeli wykaże się osiągnięciem wyznaczników sukcesu dla co najmniej 36% wskaźników określonych w szkolnym regulaminie dla tego kryterium (czyli, np. 3 z 8, 4 z 9, również 4 z 10 itd.).
- na poziomie 2, jeżeli wykaże się osiągnięciem wyznaczników sukcesu dla co najmniej 24% wskaźników określonych w szkolnym regulaminie dla tego kryterium (czyli, np. 2 z 8, 3 z 9, 3 z 10 itd.).
- na poziomie 1, jeżeli wykaże się osiągnięciem wyznaczników sukcesu dla co najmniej 12% wskaźników określonych w szkolnym regulaminie dla tego kryterium (czyli, np. 1 z 8, 2 z 9, 2 z 10 itd.).
- na poziomie 0 (nie spełnia), jeżeli wykaże się osiągnięciem wyznaczników sukcesu dla mniej niż 12% wskaźników określonych w szkolnym regulaminie dla tego kryterium (czyli, np. 0 z 8, 1 z 9, 1 z 10 itd.).
3. Dodatkowe zasady związane z ustalaniem punktacji za poszczególne kryteria
- Przewidziana prawem opinia rady rodziców do oceny pracy konkretnego nauczyciela odnosi się do poszczególnych kryteriów oceny, bez obowiązku brania pod uwagę przypisanych im wskaźników. Dla każdego kryterium rada ma możliwość udzielenia rekomendacji pozytywnej, negatywnej lub neutralnej. Rekomendacja pozytywna i negatywna muszą być zwięźle uzasadnione. Brak rekomendacji jest traktowany jako rekomendacja neutralna.
- W przypadku rekomendacji pozytywnej dyrektor zwiększa ocenę punktową nauczyciela w zakresie danego kryterium o 1 (ostatecznie jednak nie może być ona wyższa niż 3).
- W przypadku rekomendacji negatywnej dyrektor zmniejsza ocenę punktową nauczyciela w zakresie danego kryterium o 1 (ostatecznie jednak nie może być ona niższa niż 0).
- Rekomendacja neutralna nie wpływa na ocenę punktową nauczyciela w zakresie danego kryterium.
- Jeżeli w okresie podlegającym ocenie nauczyciel otrzymał:
- nagrodę za szczególne osiągnięcia w pracy, dyrektor ma prawo zwiększenia oceny punktowej w zakresie kryteriów powiązanych z przyczyną przyznania tej nagrody. Ostateczna ocena dla każdego kryterium nie może być wyższa niż 3.
- wyróżnienie na forum pozaszkolnym, dające się odnieść do jednego lub więcej kryteriów oceny jego pracy, ma prawo wnioskować do dyrektora o przyznanie od 1 do 3 punktów w zakresie tych kryteriów. Ostateczna ocena dla każdego z nich nie może być wyższa niż 3.
- Jeżeli w okresie podlegającym ocenie pracy nauczyciel został ukarany dyscyplinarnie, dyrektor ma prawo zmniejszenia oceny punktowej w zakresie kryteriów powiązanych z przyczyną udzielenia tej kary. Ostateczna ocena dla każdego kryterium nie może być niższa niż 0.
4. Obliczanie końcowego wyniku procentowego
- Odbywa się na zasadach zaproponowanych przez MEN. Wynikiem jest wyrażony procentowo stosunek sumy punktów uzyskanych przez nauczyciela za wszystkie brane pod uwagę kryteria do maksymalnej możliwej do uzyskania liczby punktów (tzn. liczby rozpatrywanych kryteriów pomnożonej przez 3).
W czterech podanych wyżej punktach zawierają się kluczowe elementy całej propozycji. Jednak to, co najważniejsze, da się wyrazić jeszcze bardziej syntetycznie:
1. Ocenia się tylko to, co może być konkretnie potwierdzone.
2. Do ustalenia poziomu spełniania danego kryterium nie trzeba brać pod uwagę wszystkich wskaźników. Wystarcza uwzględnienie określonej ich części.
3. Nauczyciel ma prawo wyboru wskaźników, na podstawie których będzie oceniane spełnianie przez niego poszczególnych kryteriów oceny. Może też zaproponować własne. W zamian przyjmuje na siebie obowiązek przedstawienia dowodów pozwalających potwierdzić w poszczególnych przypadkach osiągnięcie wyznaczników sukcesu.
Aby dodatkowo zilustrować cały wywód zamieszczam poniżej przykładowy zestaw wskaźników wraz z wyznacznikami sukcesu, przygotowany do kryterium współpracy nauczyciela z rodzicami. Nie jest on jeszcze w pełni dopracowany, ale daje już jakieś pojęcie o zamierzonej formie.
Wskaźnik 1: Organizuje, przygotowuje i prowadzi spotkania z rodzicami związane z zajmowanym stanowiskiem lub pełnioną funkcją.
Wyznacznik(i) sukcesu: Odpowiednio do zajmowanego stanowiska (pełnionej funkcji) organizuje i prowadzi spotkania z rodzicami przewidziane w programie szkoły lub rocznym planie pracy, a także spotkania wynikające z doraźnych potrzeb. Jest do nich przygotowany i osiąga założone cele.
Wskaźnik 2: Informuje rodziców o działaniach, za które odpowiada z racji zajmowanego stanowiska, pełnionej funkcji lub przydziału zadań w rocznym planie pracy szkoły.
Wyznacznik(i) sukcesu: Niezawodnie i skutecznie informuje rodziców o działaniach szkoły, za które odpowiada, w sposób określony w programie szkoły. W miarę potrzeb uwzględnia: zapowiedź działania, opis jego przebiegu oraz prezentację efektów.
Wskaźnik 3: Popularyzuje w środowisku rodziców różne aspekty działalności szkoły, w zakresie wykraczającym poza obowiązek przypisany do zajmowanego stanowiska (pełnionej funkcji).
Wyznacznik(i) sukcesu: Z własnej inicjatywy regularnie (co najmniej cztery razy w roku), za pomocą dowolnych narzędzi/mediów, dostarcza rodzicom informacji o wybranych aspektach działalności szkoły.
Wskaźnik 4: Organizuje lub współorganizuje imprezy szkolne, w których biorą udział rodzice.
Wyznacznik(i) sukcesu: Samodzielnie lub w zespole organizuje jedną imprezę rocznie adresowaną do rodziców z co najmniej dwóch poziomów klasowych lub dwie imprezy adresowane do rodziców z jednego poziomu klasowego.
Wskaźnik 5: Włącza rodziców do przygotowania i/lub prowadzenia działań programowych w szkole.
Wyznacznik(i) sukcesu: Przeciętnie nie mniej niż dwa razy w roku organizuje lub współorganizuje działania programowe, w których przygotowanie i/lub prowadzenie zaangażowani są rodzice.
Wskaźnik 6: Wspiera pedagogicznie rodziców w zakresie zdiagnozowanych potrzeb.
Wyznacznik(i) sukcesu: Raz w ocenianym okresie samodzielnie przygotowuje i prowadzi zajęcia dla rodziców, poświęcone zagadnieniom związanym z rozwojem, uczeniem się lub wychowaniem dzieci.
Wskaźnik 7: Przygotowuje materiały dla rodziców z zakresu nauczania lub wychowania odpowiadające potrzebom zdiagnozowanym w szkole.
Wyznacznik(i) sukcesu: Raz w ocenianym okresie opracowuje i rozpowszechnia materiał dla rodziców, dotyczący nauczania lub wychowania dzieci, wykraczający poza standardowy zakres informacji przekazywanych rodzicom w szkole.
Wskaźnik 8: Rozpoznaje środowisko rodzinne ucznia w zakresie niezbędnym do pracy na zajmowanym stanowisku.
Wyznacznik(i) sukcesu: Gromadzi wiedzę dotyczącą sytuacji rodzinnej swoich uczniów, mogącą mieć wpływ na ich funkcjonowanie w szkole.
Wskaźnik 9: {ewentualna własna propozycja nauczyciela}.
Wyznacznik(i) sukcesu: {do zaproponowania przez nauczyciela}.
Zastrzegam, że przedstawiona tutaj koncepcja żadną miarą nie pretenduje do miana rozwiązania idealnego, ani nawet dobrego. Jest po prostu próbą ograniczenia szkód w trudnej sytuacji, w jakiej znalazłem się jako dyrektor STO na Bemowie, w zakresie oceniania pracy nauczycieli, które (skutecznie) funkcjonowało dotąd w naszej szkole na zupełnie innych zasadach. Opracowanie autorskiego pomysłu na wyjście z tego zaułka wydało mi się lepszym rozwiązaniem niż dawanie upustu bezsilnym emocjom, albo katowanie podwładnych wprowadzaniem w życie propozycji przygotowanej w znajdującym się niezwykle daleko od szkoły gmachu z warszawskiej alei Szucha.
ZAKOŃCZENIE
Zazwyczaj podczas pracy nad tekstem, po postawieniu ostatniej kropki, czytam go jeszcze kilkanaście razy. Tą metodą wyłapuję błędy językowe, czasem też odkrywam nieścisłości lub niekonsekwencje wywodu, umykające gdy podczas pisania myśli się nad kolejnym zdaniem. Tym razem jednak już kilkakrotna lektura zasiała we mnie niepewność dotyczącą meritum, której tym bardziej mogę się spodziewać u Czytelnika. Z podanych przykładów łatwo bowiem wysnuć wniosek, że nie zamierzam brać pod uwagę w ocenie pracownika jego kultury osobistej. Bo jest niemierzalna. Stąd już tylko krok do wizji nauczyciela-chama, któremu ta naganna postawa uchodzi na sucho, tudzież szerzej – wizji metody oceny pracy, ignorującej również inne niezwykle ważne cechy ocenianej osoby.
Nie ma rozwiązań idealnych. Ale ocenianie na mało konkretnych podstawach od ideału odbiega szczególnie. Wskaźnik, który jest w moim artykule przykładem, „prezentuje wysoką kulturę osobistą”, otwiera ogromne pole do interpretacji i konfliktów. Zresztą, prawdopodobnie w procesie oceniania będzie często pomijany, z powodu trudności, jaką dyrektorowi może sprawić wykazanie, że nauczyciel go nie spełnia. Zaworem bezpieczeństwa w mojej koncepcji – oczywiście też nie idealnym – jest opinia rady rodziców, której nie obowiązują wskaźniki, a jedynie litera poszczególnych kryteriów. Nauczyciel powszechnie znany w szkole ze swej niskiej kultury osobistej ma dużą szansę uzyskania w stosownym miejscu rekomendacji negatywnej.
Proszę zwrócić uwagę, ile emocji buzuje w szkołach przy ocenianiu zachowania uczniów, które opiera się zazwyczaj na opiniach, a nie kryteriach możliwych do zmierzenia. Nie warto powielać tego błędu w odniesieniu do nauczycieli. Koncepcja oceny pracy zaproponowana przez MEN ma najgorszy, belferski charakter. Kusi wizją oddania pełnej sprawiedliwości każdemu ocenianemu, a w istocie stanowi głównie biurokratyczne działanie pozorne.
Może nie miałbym tyle odwagi, by głosić swoją autorską wizję oceny pracy nauczycieli, gdyby nie doświadczenie ćwierci wieku wprowadzania w życie zbliżonego rozwiązania w ocenianiu uczniów. Już od tak długiego czasu stosujemy w STO na Bemowie, w klasach 4-6, tzw. metodę zaliczeniową. Każdy uczeń otrzymuje co około dwa miesiące karty wymagań z poszczególnych przedmiotów, w których zapisane jest za co konkretnie – jakie działania i wytwory – będzie oceniany i w jakiej formie. Podane są również orientacyjne terminy, choć część wymagań może zaliczyć, kiedy sam o tym zadecyduje. Są wymagania, których realizacja jest w ogóle dobrowolna; jest również możliwość zaproponowania własnych (szczegółowy opis metody zaliczeniowej znajduje się w numerach 11 i 12 kwartalnika „Wokół szkoły”).
Początkowo ta innowacja wzbudziła ogromny niepokój, szczególnie wśród rodziców. Największy o to, że dzieci będą uczyć się tylko tematów powiązanych z wymaganiami, ignorując pozostałe. W praktyce okazało się, że metoda w ogóle nie obniża skuteczności nabywania wiedzy i umiejętności, natomiast ma ogromny walor motywacyjny.
Liczę na podobny efekt w odniesieniu do nauczycieli.
Dodaj komentarz
Skomentował Włodzimierz Zielicz
1.MEN po prostu stosuje, wynaleziony już przez ekipę Handkego-Dzierzgowskiej, sposób przerzucania własnej niekompetencji i nieumiejętności (szczególnie odpowiedzialności za nie!) na dyrektorów i rady pedagogiczne.
2.Min.Zalewska (podobnie jak kiedyś Szumilas!) walczy o czas - byle bez większej wpadki do eurowyborów, a potem choćby potop ... ;-)
3.I tak, co zresztą widać z powyższej propozycji, decyduje(subiektywnie) de facto dyrektor co jak i komu zaliczy. Tyle, że będzie miał dużo papierkowej roboty ... ;-) Prościej byłoby zostawić mu pełną swobodę, pod warunkiem efektywnej(z konsekwencjami zarówno pozytywnymi jak i negatywnymi!) oceny różnorodnych EFEKTÓW działania szkoły, którą kieruje!!!
Skomentował Jarosław Pytlak
Jasne! Proszę spowodować wycofanie tego nieszczęsnego rozporządzenia (wraz z odpowiednimi fragmentami ustaw), a po pierwsze, upiję się z radości, po drugie, natychmiast wykasuję ten artykuł z bloga i zapomnę, że go kiedykolwiek napisałem!
Skomentował Włodzimierz Zielicz
A takiej mocy to ja nie mam, niestety ... :-(
Skomentował Jarosław Pytlak
No właśnie... Dlatego próbuję zadziałać w zakresie, w którym sięga moja moc.
Skomentował Włodzimierz Zielicz
Dobrze by jednak było, by możliwie dużo ludzi wiedziało, że to jest SYZYFOWA praca. Nikt w MEN nie ma pojęcia(!) jak ten system oceny zrobić by choć mniej więcej spełniał swoje cele (bo to niewykonalne zadanie!).Toteż, podobnie jak Handke-Dzierzgowska (choć w innych sprawach) podają "słuszne" ideologicznie etc. kierunki i inne parametry i nakazują" "zróbta", a my was rozliczymy!" :-(
Skomentował Jarosław Pytlak
Czyli dochodzimy do punktu wyjścia, że właściwie tylko w szkole można próbować nadać sens ocenianiu nauczycieli, najlepiej przez pryzmat jakości całej szkoły. Tylko że wtedy nasili się protest przeciw temu, że nauczyciele w różny sposób oceniani są w różnych placówkach. Dla mnie to akurat jest ewidentne, ale nawet Rzecznik Praw Obywatelskich wyrażał niedawno zaniepokojenie, że tak właśnie może być w wyniku najnowszego rozporządzenia MEN.
Skomentował Włodzimierz Zielicz
RPO ma, być może, wiele zalet, ale ani na edukacji ani na zarządzaniu, szczególnie wielkimi organizacjami, się po prostu nie zna :-( A ZZ owszem chciałyby maksymalnie centralistycznego i uniformistycznego zarządzania, bo wtedy ich centrale są ważne i potrzebne ... ;-)
Skomentował Xawer
Zaskoczyło mnie, że taki biurokratyczny absurd obowiązuje także szkoły społeczne. Cóż - nie są to instytucje wolnorynkowe, a tylko częściowo wolne, ale pod państwową kontrolą. Współczuję. Choć dużo bardziej niż nauczycielom współczuję jednak uczniom szkół społecznych, poddanym wszystkim absurdom systemu, jak programy, siatki godzin, etc.
W stosunku do pracowników szkół państwowych przyznaję się z zażenowaniem do lekkiego Schadenfreude. Kto chciał pracować w państwowym, biurokratycznym systemie, sam się do niego najął z własnej, nieprzymuszonej woli, ten ma co chciał - absurdy, jakich powinien był w nim oczekiwać od samego początku.
Straszliwie skomplikowany formalno-biurokratyczny system Pan stworzył! Widzę tu działanie reguły Kisiela: socjalizm (ale to dotyczy każdego biurokratycznego etatyzmu) zajmuje się z wielkim wysiłkiem, poświęceniem i zaangażowaniem rozwiązywaniem problemów, które sam sobie stworzył, a które nie istnieją w kapitalizmie.
Przyznaję, że zgubiłem się w tych regulaminach. Chyba małego smoka biurokracji próbuje Pan przegnać większym.
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego Pan (w szkole społecznej) ma w ogóle stosować jakiekolwiek regulaminy oceny inne, niż czysto uznaniowa ocena swoich pracowników według zasad określonych (intuicyjnie, zdroworozsądkowo i niekoniecznie precyzyjnie) przez właściciela. A jeśli już, to co ministrowi do tego, jakie regulaminy oceny jakości pracy pracowników stosuje Pan w podległej sobie firmie? Czemu taka ocena ma służyć? Ministerstwo chce takim regulaminem narzucić Panu, któremu ze swoich pracowników ma Pan dać premię, a kogo zwolnić?
Rozumiałbym, gdyby tylko szkoły publiczne miały narzucony odgórnie regulamin i zasady oceny pracowników. Tu, niestety, biurokracji i formalnych kryteriów nie da się przeskoczyć.
Bardzo zaskoczyła mnie jedna rzecz:
- w Pańskim regulaminie nauczyciel ma mieć zaliczaną pozytywnie ocenę okresową, jeśli osiągnie 12% punktów; może też wcześniej negocjować zasady oceniania;
- maturzysta ma zaliczaną maturę, jeśli osiągnie 30% punktów, na kryteria oceny nie ma żadnego wpływu i nie są one negocjowalne;
- kursant na prawo jazdy aby je dostać, musi osiągnąć 92% punktów z nienegocjowalnego testu i nie popełnić żadnego błędu w części praktycznej.
Doprawdy, pogratulować systemowi szkolnemu poziomu oczekiwań i wymagań wobec swoich uczniów, a zwłaszcza wobec swoich pracowników! I jakości pracy tych nauczycieli, którzy nie stracą pracy, choć spełniają stawiane im wymogi tylko w 12%.
System sformalizowanej oceny okresowej (appraisal) jest niestety dość powszechny także w wielkich korporacjach. Wymogi ustawione są jednak ciut wyżej - w firmie, w której pracowałem, za 95% dostawało się nagrodę, 80-95% było uważane za normalne, zgodnie z oczekiwaniami, w przedziale 60-80% traciło się proporcjonalną część premii regulaminowej, a poniżej 60% nie tylko traciło całą premię, ale dostawało ostrzeżenie, że jeśli kolejna ocena za pół roku wypadnie równie źle, to należy liczyć się ze zwolnieniem z pracy. Kryteria, oczywiście, były nienegocjowalne, ale zostawiające przełożonemu pewne pole subiektywności i elastyczności, a przełożonemu można było przedstawiać swoje racje, tłumaczenie się i argumenty.
Proszę się nie dziwić, że jeśli 12% punktów z oceny okresowej zalicza i gwarantuje pozostanie na stanowisku, to grupa zawodowa oceniana w ten sposób zyskuje powszechną opinię niekompetentnych, nieudolnych nieudaczników. Matura to bzdura! - ale nauczycielstwo to jeszcze większa.
"Najgorsze, że MEN w swojej ściągawce proponuje mierzenie niemierzalnego, a liczne zastępy ludzi przepiszą to do lokalnych regulaminów. [...] dla świętego spokoju."
Nie widzę tu niczego "najgorszego". Ot biurokratyczne tworzenie pozorów: papier jest cierpliwy i mogą tam być zapisane dowolne idiotyzmy. Regulamin regulaminem, a życie życiem. Obserwacja PRL powinna nas (trochę starszych) do tego przyzwyczaić. Byle regulamin pełen był wzniosłych i ideologicznie modnych haseł. Nikt się nim nie będzie przejmował, chyba że dyrektor był i tak na noże z jakimś nauczycielem i wykorzysta to jako pretekst, żeby się go pozbyć. Jakiś pretekst i tak by znalazł.
"nie zamierzam brać pod uwagę w ocenie pracownika jego kultury osobistej. Bo jest niemierzalna"
Jest mierzalna, co więcej niezwykle istotna dla wizerunku placówki szkolnej i grupy zawodowej jako całości. Tylko nie jest formalizowalna do sztywnego, literalnie interpretowanego później regulaminu. Nieszczęście systemu biurokratycznego. Ale każdy właściciel restauracji potrafi doskonale zmierzyć i ocenić, czy kultura osobista pracujących tam kelnerów jest akceptowalna, czy nie. Do wyrzucenia z pracy gburowatego kelnera nie potrzeba żadnego szczegółowego regulaminu ani wzorowanego na kodeksie karnym przepisu, ściśle określającego co jest chamstwem niedopuszczalnym (wszystko, co nie jest explicite zakazane, jest dopuszczane). Olimpiadom nie przeszkadza to, że piękno i gracja tańca na lodzie są niemierzalne w formalny sposób - sędziowie sportowi po prostu punktują "niemierzalne" po uważaniu, a mimo to ich oceny nie są między sobą drastycznie rozbieżne.
"ocenianie na mało konkretnych podstawach od ideału odbiega szczególnie"
Bynajmniej! Zdroworozsądkowe, niesformalizowane, czysto uznaniowe ocenianie w niewielkich firmach prywatnych ma zazwyczaj dużo mniej patologii (choć się zdarzają), niż sformalizowane ocenianie według literalnie interpretowanych ścisłych zapisów w korporacjach, czy tym bardziej w sektorze biurokracji państwowej. Podobnie, jak zdroworozsądkowe, arbitralne i niesformalizowane ocenianie jakości wypracowań maturalnych 40 lat temu sprawdzało się lepiej, niż "konkretne i mierzalne" ustalanie ich formalnej zgodności z kluczem CKE.
"ile emocji buzuje w szkołach przy ocenianiu zachowania uczniów, które opiera się zazwyczaj na opiniach, a nie kryteriach możliwych do zmierzenia. Nie warto powielać tego błędu w odniesieniu do nauczycieli"
Różnica jest diametralna i żadnej symetrii tu nie ma. Nauczyciele są dobrowolnymi pracownikami, z natury stosunku pracy najemnej mogą podlegać arbitralnym ocenom przełożonych. Tymczasem uczniowie są w szkole pod przymusem i nie mają tej podstawowej odpowiedzi wobec niewłaściwego traktowania - trzaśnięcia drzwiami i powiedzenia "żegnam!". Minimalną gwarancją dla nich są formalne zapisy, pozwalające - jakby co - na sądowe czy parasądowe dochodzenie swoich praw.
Uprawnienia, zasady oceny aresztantów i granice stosowania wobec nich przymusu też muszą być (i są) spisane dużo bardziej szczegółowo i podlegają ścisłej sądowej kontroli do Strasburga włącznie, podczas gdy zasady podległości służbowej klawiszy pod dyrektora więzienia są dużo mniej precyzyjne i najwyżej sąd pracy może przyznać im rację, jeśli zostaną naruszone ogólne prawa pracownicze.
"Ocenianie bez określenia procedur, w oparciu o niemierzalne wskaźniki, daje niemal gwarancję skłócenia dyrektorów z nauczycielami"
Dlaczego? Nie widzę skłócenia i nienawiści między szeregowymi pracownikami a średnią kadrą zarządzającą w firmach IT, w których pracowałem i z którymi współpracowałem. Raczej układy są tam dość ciepłe, mimo bardzo dużej arbitralności oceniania pracy. W małych firmach nie ma nawet tych niezbyt sformalizowanych regulaminów, typowych dla korporacji. Jako pracownik zdecydowanie wolę być arbitralnie i nieformalnie oceniany przez rozsądnego przełożonego (pod głupiego i wrednego bym się nigdy nie najął), niż wypełniać sążniste sformalizowane regulaminy.
"liczy się satysfakcja dana suwerenowi, że znalazł się bat na leniwych i głupich belfrów"
Żaden bat się nie znalazł. Przy takim poziomie wymagań to nie bat, ale pełne hipokryzji pokiwanie paluszkiem, jednocześnie puszczając mu oko, żeby każdy był pewien, że i tak zaliczy i nic złego mu się nie stanie. Tylko będzie musiał stracić godzinę na wypełnienie sążnistego formularza. Już do tego przywykł - inaczej nie wytrzymałby w takiej pracy ani tygodnia.
"Najbardziej wszakże wyrafinowanym elementem całej operacji jest umocnienie szerzącej się w społeczeństwie fatalnej opinii o nauczycielach."
Nie chcę Pana martwić, ale dokłada się Pan do tego na całego proponując w swoim regulaminie, by nauczyciele mogli negocjować sposób oceniania siebie samych i by oceny były im pozytywnie zaliczane za uzyskanie wyniku 12%. Ustawia Pan ich na pozycji środowiska podlegającego śladowym (czy może raczej pozornym) wymaganiom, nieporównywalnym z obecnymi w innych zawodach. Środowiska, którego nawet nie można stresować złowrogim słowem "wymagania" - wobec nich stosuje się eufemistycznie nazwane "wskaźniki". Doprawdy, trudno lubić i szanować takie środowisko świętych krów, żyjących z oceniania słabszych, ale samemu panicznie bojących się bycia ocenionym i unikających tego bardzo sprawnie i skutecznie!
Powtórzę kontekst: dla nauczycieli proponuje Pan wymóg 12% dla pozytywnego zaliczenia appraisalu (pytanie, przy okazji, czym im grozi uzyskanie negatywnej oceny?), podczas gdy w firmach korporacyjnych jest to typowo wymóg 60-80%, a za niespełnienie wymagań wylatuje się z pracy na bruk.
Skomentował Jarosław Pytlak
Dziękuję za analizę i rozbiór mojego artykułu, jak zwykle pokazujący inne spojrzenie na poruszane przeze mnie zagadnienia. W dwóch kwestiach wyjaśnię:
1. Jestem absolutnie za tym, by ocenę pracy nauczyciela robić bez biurokratycznej otoczki. Tak też wyglądała ona w mojej szkole (choć widzimisię dyrekcji decydowało tylko o jednym z siedmiu aspektów oceny przekładającej się na dodatek motywacyjny do pensji) dopóki nie pojawiło się to nowe rozporządzenie. Ale się pojawiło, a to, co wymyśliłem, a Pan nazwał formalno-biurokratycznym systemem, jest próbą ustalenia jasnych reguł, bez których szlag trafi nienajgorsze (jak sądzę) dotąd relacje nauczycieli z dyrekcją.
2. 12% na wskaźnik poziomu 1, jeżeli zdarzyłby się we wszystkich kryteriach, zostałby przeliczony na 33% w całości, co oznaczałoby ocenę negatywną. Więc nie wystarcza do zaliczenia. Dolna granica, to mniej więcej połowa na poziomie 12%, połowa 24%. Oczywiście nadal wydaje się, że mało. Ale w korporacjach (poza tym, że jak cię źle ocenią, to wylatujesz, bez żadnej procedury odwoławczej) nie ma chyba mowy o 23 kryteriach, a do każdego po 5-6 wskaźników - tyle proponuje ministerstwo dla dyplomowanych (około 130 wskaźników), z czego trzeba zaliczyć pozytywnie 123, żeby mieć szansę na ochłap do pensji od 2020 roku. Moje 12-24% wzięło się stąd, że i tak przekłada się w liczbach bezwzględnych na około 50 wskaźników - chyba dostatecznie dużo?! Idiota wymyślił 23 kryteria, ale to nie byłem ja.
Ocenia Pan dość pryncypialnie moje publikacje, nie tylko tę ostatnią, ale proszę mi uwierzyć, nie w każdym przypadku ma Pan wystarczająco wiedzy, by odnosić się do moich doświadczeń. Które są inne niż Pańskie, ale czy mniej wiarygodne?!
Skomentował Xawer
Doświadczenia oczywiście mam zupełnie różne - nie jest moim celem przekonywanie Pana do wyższości jednych nad innymi, ani podważanie wiarygodności Pańskich, które skądinąd bardzo cenię i z dużą ciekawością czytam o nich, właśnie dlatego, że są różne. Moim celem jest tylko danie Panu wytłumaczenia, dlaczego środowisko nauczycielskie nie jest lubiane i poważane przez resztę społeczeństwa, właśnie mającego zupełnie inne doświadczenia i perspektywę oglądu. W szczególności widzącego posadę nauczycielską jako synekurę, z której nie sposób zostać wyrzuconym za niekompetencję, co by się nie działo. Co jest diametralnie różne od stabilności zawodowej ogromnej większości ludzi.
Przyznaję się do niezrozumienia sposobu liczenia, jak 12% przelicza się na 33% itp. Wyraźnie zgubiłem się w zawiłościach tego Pana regulaminu.
Anyway, poziom wymagań 33% możliwych do osiągnięcia punktów jest i tak znacznie poniżej progu, wymaganego od "normalnych" pracowników korporacji, skąd wylatuje się za wyniki na poziomie 60%
Nie słyszałem o tym, żeby w korporacjach do jakiegoś kryterium było kilka wskaźników. Po prostu jest lista wymogów i chyba drugi szczebel sub-wymogów cząstkowych nie jest stosowany. Choć, kto wie, biurokracja rozwija się i tu... Szczęśliwie od kilkunastu lat udaje mi się unikać wielkich korporacji. Lista 23 wymagań na appraisal nie jest czymś, czemu bym się zdziwił. W firmie, w której pracowałem było ich około 15. Z czego część całkowicie obiektywna i mierzalna (e.g. obroty zaksięgowane dla oddziału, w którym pracowałem, albo liczba pozyskanych nowych klientów czy odsetek spraw, przeze mnie prowadzonych, które klienci wyeskalowali do moich przełożonych), a część zupełnie uznaniowa i ostatecznie ustalana w rozmowie z przełożonym (e.g. eksperckie wsparcie udzielane przeze mnie moim kolegom na równoległych pozycjach w innych oddziałach - przełożony miał i tak opinię, czy pomagam młodszym i mniej doświadczonym kolegom).
Skomentował Marta
Panie Dyrektorze, a ja zacznę inaczej. Po pierwsze - dziękuję za to, że Pan jest! Dziękuję za te długie, pełne detali teksty, w których mogę znalezć odpowedzi na większąść dręczących mnie pytań dotyczących polskiej oświaty. Dziękuję za to, że próbuje Pan okiełznać te szaloną, biurokratyczną rzeczywistość polskiej szkoły. Dziękuję za autentyczną troskę i zaangażowanie. I jeszcze dziękuję za to, że Pańskie teksty pokazują nieustanne i bezgraniczne wsparcie dla nauczycieli i zrozumienie ich codziennych trudów. Tyle tytułem wstępu :). Poza wyrażeniem mojego uznania, chciałabym zadać Panu jedno pytanie. Jak to jest z tymi zasadami oceniania w szkołach prywatnych? Czy one również tworzyć muszą tak skomplikowane wytyczne? Pytam, bo wiem, że w mojej szkole (która jest właśnie szkołą prywatną) nie powstał w czasie wakcji żaden nowy system i zstanawiam się czy nie będziemy musieli tworzyć go w jakimś szalonym pędzie na kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego. Będę wdzięczna za informację. Pozdrawiam Pana serdecznie i raz jeszcze dziękuję za wszystko, co robi Pan dla polskiej edukacji.
Skomentował Joanna
Ciekawy tekst - szczególnie część KONTEKST i MAJSTERSZTYK POLITYCZNY. Z jednym zastrzeżeniem - Anna Zalewska jest przede wszystkim sprawną funkcjonariuszką, jedynie i aż, realizującą scenariusz opracowany przez kogoś innego. Ktoś - doradcy od planowania, spece od propagandy itp. - wymyślili każdy etap i krok wprowadzanych zmian. Do zaproponowanej przez Pana koncepcji nie odniosę się, ponieważ wymaga ponownej i wnikliwej lektury. Przyznam, że łatwiej by się czytało cały tekst, gdyby był napisany czcionką bezszeryfową, np. taką jak tu w komentarzach, która przy okazji rozwiązałaby wspomniany przez Pana problem z literami ą i ę. Ich inna wielkość sprawia, że tekst "tańczy", a wśród dorosłych też są dyslektycy. Pozdrawiam.
Skomentował Xawer
Tym razem nie polemika z Panem, tylko zwrócenie uwagi na niebezpieczeństwo "dobrej zmiany", jakie tu się ukazało. Min. Zalewska w ścisłej współpracy z min.Ziobro...
Zacytował Pan kilka wskaźników, w szczególności "Wskaźnik 8: Rozpoznaje środowisko rodzinne ucznia w zakresie niezbędnym do pracy na zajmowanym stanowisku.
Wyznacznik(i) sukcesu: Gromadzi wiedzę dotyczącą sytuacji rodzinnej swoich uczniów, mogącą mieć wpływ na ich funkcjonowanie w szkole."
Tu już "dobra zmiana" pod pięknie brzmiącym hasłem "współpraca z rodzicami" ujęła raczej "powszechną inwigilację". Brakuje tylko drugiego wyznacznika: "na żądanie CBA i innych służb udostępnia im zgromadzoną wiedzę".
O ile fragmentaryczna wiedza o rodzinach, zawarta wyłącznie w głowie nauczyciela jest nie do uniknięcia i akceptowalna, o tyle jakiekolwiek systematyczne jej zbieranie i gromadzenie podlega restrykcjom prawa o ochronie danych osobowych, ochronie prywatności, a zwłaszcza szczególnym restrykcjom o ochronie danych wrażliwych - dane o sytuacji rodzinnej są ich podręcznikowym przykładem. Nie sądzę, żeby szkoły były w stanie podołać wymogom ochrony danych wrażliwych. Tym bardziej, że nie ma enumeratywnej definicji, jakie to dane MOGĄ mieś wpływ na funkcjonowanie w szkole. Czy to, że ojciec nadużywa wódki ma wpływ?
Dossier osobowe rodziców będą teraz przechowywane w sekretariatach szkół, a nie w CBA. Jakby co, to wystarczy ich zażądać.
Nie jestem też pewien (muszę zapytać znajomego adwokata), czy takie zbieranie danych wrażliwych jest w ogóle dopuszczalne bez ustawowego upoważnienia.
@Joanna - w każdej współczesnej przeglądarce WWW można zdefiniować własne reguły zamiany jednych czcionek na inne. Jeśli nie umie Pani zrobić tego sama, to najlepiej poprosić o pomoc jakiegoś zaprzyjaźnionego informatyka, a skonfiguruje to dla Pani.
Skomentował Jarosław Pytlak
Czcionki już są poprawione :-).
Skomentował Joanna Klimas
W związku z pojawiającymi się wątpliwościami w kwestii obowiązku dokonywania przez niepubliczne szkoły oceny pracy nauczycieli "po nowemu" pozwalam sobie zacytować informację ze strony szczecińskiego KO. Przejrzałam przepisy, na które powojuje się instytucja i nie mam złudzeń... :(
Skoro placówki niepubliczne zatrudniają nauczycieli z Kodeksu Pracy, to czy muszą, to na jakiej podstawie prawnej muszą stosować przepisy z KN, np. w zakresie oceny pracy dyrektora/nauczyciela?
1) czy przedszkola niepubliczne, niepubliczne placówki …, szkoły niepubliczne o uprawnieniach szkół publicznych zobowiązane są, tak jak szkoły/placówki publiczne, do przeprowadzania co 3 lata oceny pracy nauczycieli?
2) czy organ nadzoru pedagogicznego zobowiązany jest do przeprowadzania co 3 lata oceny pracy nauczycieli zatrudnionych na stanowisku dyrektora w ww. szkołach/placówkach?
3) czy dyrektorzy szkół i placówek niepublicznych również będą podlegali ocenie (tak jak nauczyciele w tych szkołach/placówkach zazwyczaj zatrudniani są z Kodeksu Pracy). Jeżeli tak to czy konieczne jest porozumienie z osobami prowadzącymi te szkoły/placówki, o którym stanowi Karta Nauczyciela?
Odpowiedź:
Zgodnie z art. 91b ust. 2 pkt 1 i 2 ustawy – Karta Nauczyciela do nauczycieli zatrudnionych w przedszkolach, szkołach i placówkach, o których mowa w art. 1 ust. 2 pkt 2 (tj. publicznych przedszkolach, szkołach i placówkach prowadzonych przez osoby fizyczne oraz osoby prawne niebędące jednostkami samorządu terytorialnego oraz przedszkolach niepublicznych, niepublicznych placówkach i szkołach niepublicznych o uprawnieniach szkół publicznych), bez względu na wymiar zatrudnienia, mają zastosowanie przepisy art. 6a ustawy – Karta Nauczyciela, w tym także znowelizowany przepis art. 6a ust. 1 ustawy – Karta Nauczyciela określający obligatoryjne terminy dokonywania oceny pracy nauczycieli. W świetle powyższego, nauczyciele ww. szkół i placówek będą podlegali obligatoryjnej ocenie tak samo jak nauczyciele szkół publicznych prowadzonych przez JST.
Przepisy dotyczące oceny pracy mają zastosowanie również do nauczyciela ww. szkoły lub placówki zatrudnionego na stanowisku dyrektora. Oceny pracy dyrektora szkoły, nauczyciela, któremu czasowo powierzono pełnienie obowiązków dyrektora szkoły, oraz nauczyciela pełniącego w zastępstwie obowiązki dyrektora szkoły przez okres co najmniej 6 miesięcy dokonuje organ sprawujący nadzór pedagogiczny w porozumieniu z organem prowadzącym szkołę, a w przypadku gdy organ prowadzący szkołę jest jednocześnie organem sprawującym nadzór pedagogiczny - oceny dokonuje ten organ. W przypadku placówek doskonalenia nauczycieli oceny pracy dyrektora placówki doskonalenia nauczycieli, nauczyciela, któremu czasowo powierzono pełnienie obowiązków dyrektora placówki doskonalenia nauczycieli, oraz nauczyciela pełniącego w zastępstwie obowiązki dyrektora placówki doskonalenia nauczycieli przez okres co najmniej 6 miesięcy dokonuje kurator oświaty w porozumieniu z organem prowadzącym placówkę.
http://www.kuratorium.szczecin.pl/szkoly-i-organy-prowadzace/ocena-pracy-dyrektora-nauczyciela/pytania-i-odpowiedzi/
Skomentował Jakub
Bardzo przykrym dla mnie jest porównywanie szkół do korporacji. W szkole pracuje się z ludźmi a nie z cyferkami czy zadaniami. Efekty pracy zależne są nie tylko od samych nauczycieli ale (głównie) od uczniów i często nie dają się zauważyć przez dłuższy czas owocując w dorosłości.
Skomentował Xawer
Panie Jakubie! Czy można zapytać, co takiego w takich porównaniach Pana martwi?
Nawet jeśli by to były zupełnie niekompatybilne instytucje, mające tylko jedną wspólną cechę: bzdurną biurokrację, to co tak smutnego jest w fakcie porównania biurokracji różnych instytucji? Rozumiałbym smutek z powodu biurokracji jako takiej, ale z powodu dyskusji o jej specyfice, podobieństwach i różnicach w różnych zawodach?
Proszę nie popadać w poczucie misyjnej wyjątkowości, odrębności i wyższości nad resztą społeczeństwa z powodu "pracy z ludźmi" i odroczonego pomiaru skutków!
Każda fryzjerka pracuje z ludźmi. Ale raczej nie ma pretensji do wyjątkowości, nie jest też dotknięta porównywaniem jej warunków pracy z korporacyjną pracą klientki, którą właśnie strzyże. Korporacyjna klientka - pracownica banku jest rozliczana nie z przetwarzania cyferek (cyferkami zajmują się wyłącznie komputery), tylko z tego, czy skutecznie przekona odpowiednio wielu ludzi do wzięcia kredytów. Przede wszystkim od tych jej klientów i zupełnie przypadkowych czynników, a nie tylko od zaangażowania bankowej pracownicy zależy, czy wezmą kredyty, czy nie. I też po wielu latach okaże się, czy je spłacili - dopiero wtedy będzie można mówić o w pełni obiektywnym efekcie jej pracy.