Blog
Marzenie o programie "Rozum plus"
(liczba komentarzy 4)
Doprawdy trudno nudzić się w polskiej szkole. Szczególnie, gdy pełni się funkcję dyrektora, choć również dla uczniów, nauczycieli i rodziców atrakcji nie brakuje. Choćby ostatnio. Kilka dni temu w materiale opublikowanym przez „Dziennik. Gazetę prawną” znalazła się zapowiedź, że Ministerstwo Edukacji Narodowej pilnie szykuje się na wypadek konieczności powrotu od września w szkołach do zdalnego nauczania. Padły nawet konkrety: powstanie platforma internetowa, która zapewni jednolity w całym kraju komfort pracy zdalnej, zaś plan lekcji obligatoryjnie zostanie przeniesiony do wersji online. A w ogóle, to bezpieczeństwo będzie najważniejsze, w oparciu o wytyczne Głównego Inspektora Sanitarnego oraz Ministerstwa Zdrowia. Minął zaledwie tydzień i rzeczniczka MEN oświadczyła dla odmiany, że resort przygotowuje się do normalnej, stacjonarnej pracy. Powtórzyła tę deklarację dwukrotnie, nie zastrzegając tym razem, że rozwój sytuacji zależeć będzie od rekomendacji ze strony instytucji koordynujących walkę z pandemią.
W ten sposób w krótkim czasie otrzymaliśmy od władzy oświatowej dwa sprzeczne komunikaty. Dla dyrektora szkoły, który co chwilę musi odpowiadać na pytanie, jak będzie wyglądała nauka od września, to niezły ból głowy. Jak na razie konsekwentnie twierdzę, że nie mam pojęcia. Ale przecież powinienem je mieć! Dwa miesiące to i tak bardzo mało czasu na przygotowania.
Rozumu nie staje, by pojąć sens sprzecznych deklaracji przedstawicieli MEN, złożonych w odstępie zaledwie kilku dni. Nie staje, jeśli poszukuje się klucza w szufladach podpisanych „strategia”, „mądrość”, „rozwaga”, „interes społeczny”, „dobro młodego pokolenia”. Można go natomiast znaleźć bez trudu w puszce (Pandory) opatrzonej napisem „polityka”. Wystarczy się nad nią pochylić i wypowiedzieć hasło „elektorat”. Po chwili wszystko stanie się jasne.
Tu i teraz, kilka dni przed wyborami prezydenckimi, wszyscy jesteśmy elektoratem, czyli tymi, którzy mają oddać swój głos na właściwego kandydata. Ugrupowania polityczne wszelakiego sortu stają na głowie, żeby to był ICH kandydat. A parta rządząca mobilizuje w tym celu szczególnie wiele sił i środków.
Większość ludzi ma o sobie całkiem dobre mniemanie. Wierzymy w swoje prawa, wartość, przyrodzoną godność, a nawet zdrowy rozsądek. Mamy swoją dumę, niezależnie od tego, jaki wykonujemy zawód, jaką pełnimy funkcję w społeczeństwie, jakie są nasze poglądy. I zupełnie nie jesteśmy gotowi zrozumieć, że to wszystko, co nas identyfikuje, wyróżnia, napawa poczuciem godności, nie ma w polityce żadnego znaczenia. Wszyscy jesteśmy nanorobotami potrzebnymi do oddania głosu na właściwego kandydata. Po prostu – elektoratem, którego wartość dla polityków spadnie do zera chwilę po zamknięciu ostatniego lokalu wyborczego.
Zazwyczaj nie mamy dobrego mniemania o politykach. Z wzajemnością. Myślę, że wielu działaczy politycznych żywi głębokie i niepozbawione słuszności przekonanie, że stopniowanie przymiotnika „głupi” brzmi: „głupi, głupszy, elektorat”. Najdobitniej wyraził to klasyk ludowego makiawelizmu à la polonaise, stwierdzając „Ciemny lud to kupi!”. Żeby nie było wątpliwości, ciemny lud, to my!
Wróćmy teraz do tych sprzecznych zapowiedzi MEN. Cóż się zadziało? Ano najpierw, wobec powszechnego niezadowolenia z formy i jakości zdalnego nauczania, władza polityczna postanowiła zaprezentować się elektoratowi w roli gwaranta porządku i dobrej organizacji. Zapowiedziała uporządkowanie tej stajni Augiasza, wymuszenie na opornych szkołach nauczania wg planu lekcji na wspaniałej platformie, którą już, już dzięki tej władzy wszyscy zostaną uszczęśliwieni. Uspokojony tą zapowiedzią elektorat powinien oddać swój głos na jedynego gwaranta pokoju i konstruktywnej pracy na wyżynach władzy, czyli Andrzeja Dudę.
Niestety, specjaliści od marketingu odrobinę przestrzelili. Nie docenili poziomu frustracji targającego szerokimi kręgami elektoratu. Oto bowiem rodzice uczniów zaczęli się buntować i, o zgrozo, planować akcję społeczną mającą na celu wymuszenie powrotu we wrześniu do normalnej nauki w szkołach. Ogłoszono alert, bo każde wzburzenie elektoratu przed wyborami grozi oddaniem zbyt dużo głosów na niewłaściwych kandydatów. Czym prędzej zatem ogłoszono, że oczywiście, szykujemy się do powrotu od września do normalnej nauki. Uspokojony tą zapowiedzią elektorat powinien oddać swój głos na jedynego gwaranta pokoju i konstruktywnej pracy na wyżynach władzy, czyli Andrzeja Dudę.
Drogi Elektoracie! To są wszystko zapowiedzi, które nie mają żadnej realnej wartości, a służą wyłącznie zapewnieniu reelekcji obecnego prezydenta. Trzeba być niepoprawnym fantastą, żeby uwierzyć w możliwość umieszczenia całej zdalnej edukacji na jakiejkolwiek doraźnie przygotowanej platformie edukacyjnej. Trzeba nie mieć pojęcia o edukacji, psychologii, metodyce i higienie, aby uwierzyć w sens odbywania wszystkich lekcji online, niezależnie od tego, za pomocą jakich narzędzi. Z drugiej strony, trzeba mieć w sobie nieprzebrane zasoby optymizmu, aby wierzyć, że stłoczenie setek dzieci i dorosłych na wiele godzin w budynkach szkolnych nie doprowadzi do powstawania wielu lokalnych ognisk epidemii. Jeśli ktoś oburza się, że dopuszczono zgromadzenia w kościołach, wesela na 150 osób tudzież obecność tysięcy ludzi na stadionach, a nie dopuszcza się dzieci do szkoły, to ma rację, ale nie tam, gdzie mu się wydaje. Faktycznie bowiem nie powinno się pozwalać na owe zgromadzenia w świątyniach, salach weselnych i obiektach sportowych. Ale cóż, czego władza nie zrobi, żeby zadowolić elektorat?!
Wszystkie działania władz podporządkowane są budowaniu poparcia dla Andrzeja Dudy. Uwodzeniu elektoratu. Najpóźniej 12 lipca, niezależnie wyniku wyborów, czar pryśnie. Wtedy okaże się, między innymi, że król Dariusz Piontkowski jest nagi. Że nikt nie wie, co będzie we wrześniu – i słusznie, bo tego naprawdę nikt nie wie. Że nie istnieje kuźnia, w której rzesza pracowitych kowali wykuwa sensowne pomysły, zgodnie z zasadą Jacka Reachera „Licz na najlepsze, szykuj się na najgorsze”.
Piszę to wszystko, aby dać wyraz swojemu marzeniu. Chciałbym doczekać czasów, kiedy władza państwowa nie będzie widziała we mnie tylko drobiny elektoratu. Kiedy urzędnicy zatrudnieni przez podatników będą serio myśleć, jak pomóc takim jak ja – zatrudnionym przez państwo z zadaniem zapewnienia realizacji jego obowiązków na rzecz społeczeństwa – w moim przypadku na niwie edukacji. Marzę o programie „Rozum plus” w wykonaniu rządzących. Niestety, marzę o tym już od dawna…
PS. Marzę również - naprawdę! - o powrocie od września do normalnej nauki w szkole. Ale nie wszystkie marzenia się spełniają.
PPS. W czwartek rano pan premier z całą mocą poparł rzeczniczkę MEN, ogłaszając z radiowej anteny, że to już pewne - od września dzieci wrócą do szkół, a od października studenci na uczelnie! Sondaże szans Andrzeja Dudy muszą chyba wyglądać nieciekawie...
Dodaj komentarz
Skomentował Agnieszka
Panie Dyrektorze!
Marzenia się spełniają!
Jest nas więcej marzących o powrocie do szkoły, do spotkań, rozmów, relacji.
W tym jest siła i moc.
Serdecznie dziękuję za artykuł...jakże bliski memu sercu.
Pozdrawiam serdecznie!
Skomentował Andrzej Koraszewski
Problem, bo rozumiejąc frustrację i potrzebę informacji co dalej, trzaba, niezależnie od stsunku do władz, uwzglednić rzeczywistość. Pregląd ponad 4 tysięcy artykułów naukowych na temat COVID-19 pokazuje, że stan niepewności nie wynika z pomysłow władz, a jest konsekwencja tego, że nikt nie wie, jak to wszystko będzie się rozwijać. Z tego punktu widzenia władza musi przygotowywać się na różne scenariusze. Mogłaby być mniej arogancka, mogłaby powiedzieć, że jest równie sfrustrowana jak my wszyscy, ale lepiej, żeby nie udawała, że wie wiecej niż może wiedzieć. Dalsze zdalne nauczanie może być koniecznością. Czy zatem możemy się do tego lepiej przygotwać? I znów powód do krytyki władz, wydaje się, że nawet nie stara sie budować dialogu, korzystac z doświadczeń, analizować problemy dotychczasowych doświadczeń . Biurokratyczna mentalnosć blokuje możliwość minimalizowania problemów. Reakcja. która wydaje się najsensowniejsza, to sojusz nauczycielski i własne próby poszukiwania strategii przetrwania w sytuacji, kiedy wszystko pozostaje niepewne.
Skomentował Xawer
@A.Koraszewski
Problem jest natury polityczno-aksjologicznej, a nie naukowej. To, co jest "koniecznością" nie może wynikać z jakichkolwiek badań, bo już David Hume bardzo trafnie zauważył, że z opisu i modelowania zjawisk (czyli domeny nauki) nie może wynikać zalecenie, jak postępować. Może wynikać tylko przesłanka, co powinno się robić dla najskuteczniejszego osiągnięcia jakiegoś wyznaczonego celu. A celów takich nigdy nie określono dla sprawy koronawirusa, poza - jak się bardzo szybko okazało niemożliwym celem - zupełną jego eliminacją w krótkim czasie. A to, czy próba uniknięcia jednego przypadku śmierci nastolatki jest warta ceny zamknięcia szkół i mnóstwa innych restrykcji, podczas gdy dla uniknięcia śmierci ponad 100 nastolatkó»w rocznie w wypadkach drogowych (starzy ludzie, jak z Covid, giną dużo częściej), nikt nigdy dla uniknięcia wypadków nie wprowadził zasady #zostanwdomu, nie zamknął szkół, wprowadzając zdalne nauczanie, a na dłuższy czas zabronił nastolatkom wychodzenia bez opieki dorosłych.
To są (absurdalne) wybory polityczne, a nie naukowe - ani na podstawie medycyny, ani epidemiologii, ani inżynierii drogowej i samochodowej. Choćby dlatego, że nikt nigdy nie określił jasno celu działań, a wypowiadający się na ten temat epidemiolodzy kierują się zasadą "jedno życie uratowane przed wirusem jest bezczenne, a wszelkie inne koszta społeczne, psychiczne i gospodarcze się nie liczą".
Skomentował Wiesław
Drogi mój Mozarcie, za dużo słów. To, co warto powiedzieć, brzmi tak: Róbmy to, co należy, co warto, co można. A wiele można, jeszcze więcej warto. I życia nie starczy, by sprostać temu, co należy. Ale trzeba się starać. Od MEN wymagać jednego - laissez faire. I o nic ich nie pytać.