Blog
Pamiątka 100-lecia, z myślą o przyszłości
(liczba komentarzy 11)
Zupełnie nie czuję entuzjazmu do świętowania 100-lecia odzyskania niepodległości. Nie mam do tego nastroju patrząc jak demokratycznie wybrana władza niszczy polską edukację, niczym największy wróg naszego kraju. A poza tym, nie podoba mi się lansowana dzisiaj wersja patriotyzmu, gloryfikująca tradycję walki zbrojnej, nawet tej beznadziejnej.
Oto czytam na stronie Społecznego Towarzystwa Oświatowego relację z imprezy jubileuszowej, nadesłaną przez jedną ze szkół:
Uczniowie wzięli udział w paradzie z okazji Święta Niepodległości, która przeszła ulicami dzielnicy. Na czele kolorowego pochodu szła orkiestra oraz Powstańcy Styczniowi i pododdział Orląt Lwowskich. Tuż za nimi podążały samochody pancerne, a na grzbiecie Kasztanki siedział... sam marszałek Józef Piłsudski. (…) Festiwal obfitował w atrakcje, na uczestników czekały: piknik historyczny z podobozem wojskowym, warsztaty patriotyczne, pokaz moździerzy, gra miejska, koncert pieśni.
W innej placówce, tym razem publicznej, w ramach szkolnych warsztatów patriotycznych „zadaniem uczniów było przygotowanie najważniejszych informacji dotyczących Konstytucji 3 Maja, rozbiorów, powstań, wybuchu I wojny światowej i odzyskania niepodległości w 1918 r.”.
Powstańcy, samochody pancerne, obóz wojskowy, moździerze i I wojna światowa – oto symbole polskiego patriotyzmu AD 2018, prezentowane młodemu pokoleniu. Dodajmy, że w podanych przykładach wcale nie za sprawą polityków, ale szeregowych nauczycieli, z pewnością pełnych dobrej woli, ale jednak wraz z większością społeczeństwa tak właśnie postrzegających narodową tradycję. W rezultacie, jak stwierdził ostatnio Marcin Meller, „rośnie pokolenie bawiące się na dziecięcych manewrach, przekonane, że wojna jest romantyczna”.
Moja podwórkowa banda przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych też bawiła się w wojnę. No i oglądała „Czterech pancernych”. Ale w domach byli dziadkowie, którzy doskonale pamiętali koszmar II wojny światowej; w mojej rodzinie także wujek z wytatuowanym numerem oświęcimskim na przedramieniu. Wystarczająco mądrych ludzi, by uprzytomnić nam różnicę pomiędzy zabawą a realnym światem. Dlatego dzisiaj burzę się, widząc jak dorośli ludzie pokazują młodym zdarzenia wojenne w konwencji przygody, komiksu. Uważam, że wojna jest bezdyskusyjnym złem; za każdym konfliktem zbrojnym podążają: śmierć, ruiny i ludzkie tragedie. Ukazywanie jej dzieciom i młodzieży w świetle innym niż jako przestrogi, nawet przez pryzmat walki o niepodległość i hołdu dla bohaterstwa naszych przodków, jest moim zdaniem niemądre i nieodpowiedzialne.
Nie znaczy to jednak, że jako nauczyciel i wychowawca chcę wymazać ze słownika pojęcie patriotyzmu. Jest to przecież jakaś część naszej tożsamości. Choć nie zamierzam wychowywać młodych ludzi w gotowości do czynu zbrojnego, a tym bardziej zachęcać ich do maszerowania pod transparentami „Śmierć wrogom Ojczyzny!”, mam też swój program pozytywny. Bo odzyskanie przez Polskę niepodległości w roku 1918 było wydarzeniem ze wszech miar szczęśliwym i naprawdę godnym upamiętnienia. Jego wspomnienie pozwala dzisiaj podjąć rozmowę z młodzieżą, w jaki sposób społeczeństwo buduje powodzenie swojego państwa, co jest w życiu społecznym najcenniejsze, co może łączyć, a co nie powinno dzielić. Stwarza też okazję, by postawić przed młodymi ludźmi fundamentalne pytanie, dlaczego Polska w ogóle musiała odzyskiwać niepodległość; z jakich powodów ją wcześniej utraciła. To jest lekcja, której – jak sądzę – do dzisiaj wszyscy wystarczająco starannie nie odrobiliśmy.
Chciałbym, żeby obchody 100-lecia odzyskania niepodległości pozostawiły wśród moich uczniów, ale też ich rodziców i nauczycieli, trwały ślad w postaci świadomości, że powodzenie narodu powstaje jako suma indywidualnych i zbiorowych dokonań poszczególnych ludzi. Powstaje w procesie budowania, w którym dokłada się kolejne cegiełki do wspólnego dorobku: materialnego i duchowego. I że ten właśnie dorobek w największym stopniu przekłada się na kondycję społeczeństwa, a nie bitwy, chociażby i wygrane.
Zaprezentuję w tym miejscu pomysł, który zrodził się z powyższych refleksji, zachęcając zarazem Czytelników do udziału we wspólnym przedsięwzięciu. Stwórzmy wspólnie książkę prezentującą wybrane wydarzenia, zjawiska, dzieła, które powstały, miały miejsce w Polsce lub za sprawą Polaków w ciągu z górą tysiącletniej historii naszego kraju, a które w żaden sposób nie wiążą się z wojną, walką, rozlewem krwi i ludzkim nieszczęściem. Takie, które możemy zaprezentować młodemu pokoleniu jako przykłady budowania dorobku naszego narodu. Pod tytułem: „100 powodów do dumy z historycznego dorobku Polski i Polaków”.
Liczba w tytule określa założone minimum; jeśli wyjdzie 123 albo 172, też będzie dobrze. Choć od razu muszę uprzedzić, że po odcedzeniu z powszechnie znanej historii naszego kraju wydarzeń wojennych pomysłów zabrakło mi na długo przed dobrnięciem do setki. Mam jednak nadzieję, że wspólnie z osobami, które przyłączą się do tego projektu, znajdziemy ich znacznie więcej.
Adresatami planowanej publikacji (być może uda się ją ująć również w ramy witryny internetowej), będą uczniowie czwartej klasy szkoły podstawowej, rozpoczynający systematyczną naukę historii. Aby od najmłodszych lat uczyli się, że dla ojczyzny cenniejsze jest, by twórczo żyć, aniżeli pięknie umierać.
Ze względu na założonego odbiorcę będzie to pozycja dość dużego formatu (B5). Każde hasło zajmie w niej jedną stronę, ilustrowaną kolorowo, w zależności od potrzeb i możliwości realistycznie lub symbolicznie. Teksty, zwięzłe, wydrukowane dużą czcionką, ułatwiającą dziesięciolatkom czytanie i rozumienie. będą prezentować istotę opisywanych zdarzeń, zjawisk etc., wskazując ich znaczenie dla państwa lub społeczeństwa w danym okresie naszej historii.
Największym problemem wydaje się sam dobór haseł, a właściwie możliwe zróżnicowanie opinii na tym tle. Najważniejszą zasadę już podałem – żadnej wojny, walki, krwi przelanej. Ponadto, nie opisujemy osób, choćby najbardziej znamienitych, ale ich dzieła. Dlatego nie będzie w książce hasła „Fryderyk Chopin”, natomiast z pewnością znajdzie się w niej miejsce dla „Muzyki Fryderyka Chopina”. A poza tym, duża dowolność – może być polityka, kultura, nauka, życie codzienne, gospodarka, słowem wszystko, co w ciągu tysiąca lat działo się/stworzono za sprawą Polaków, jednoznacznie z Polską kojarzone, a co w swoim czasie zasługiwało na miano osiągnięcia, sukcesu, o którym warto opowiedzieć najmłodszym. Oto kilka przykładów, z bardzo różnych dziedzin:
- ♦ Zjazd Gnieźnieński w roku 1000.
- ♦ Założenie Akademii Krakowskiej 1364.
- ♦ Teoria heliocentryczna Mikołaja Kopernika 1543.
- ♦ Dziełalność Komisji Edukacji Narodowej 1773-1794.
- ♦ Muzyka Fryderyka Chopina (1810-1849).
- ♦ Budowa Kanału Augustowskiego 1823-1839.
- ♦ Polska szkoła matematyczna 1918-1939.
- ♦ Reforma walutowa Władysława Grabskiego 1924.
- ♦ Gimnazjum i Liceum w Rydzynie 1927-1939.
- ♦ Odbudowa Warszawy z ruin po II wojnie światowej 1945-1954.
- ♦ Ruch społeczny „Solidarność” 1980-1981.
Jest rzeczą oczywistą, że im głębiej sięgamy w przeszłość, tym trudniej o znalezienie takich, nazwijmy to, pozytywistycznych wzorców. Z kolei te najmniej odległe w czasie prędzej mogą budzić kontrowersje. Ale życie z pewnością przyniesie swoje rozwiązania.
Grono potencjalnych autorów widzę bardzo szeroko: uczniów, ich rodziców, nauczycieli, osoby niezwiązane z oświatą. Indywidualnie lub w zespołach. Szczególnie zapraszam szkoły, reprezentowane przez całe klasy albo grupy uczniów wraz z nauczycielami. Praca nad własną, autorską stroną pozwala zaplanować cały szereg działań, wciągnąć do nich otoczenie (np. robiąc plebiscyt na zdarzenie/zjawisko/fakt, który dany zespół następnie opisze). W każdym przypadku mile widziany będzie pomysł na ilustrację, choć w razie czego zajmie się tym zespól redakcyjny.
Każdy autor, indywidualny bądź zbiorowy, zostanie uwieczniony w postaci zdjęcia na opracowanej przez siebie stronie, a po wydaniu książki otrzyma jej autorski egzemplarz. Większa liczba egzemplarzy będzie kolportowana wśród autorów po kosztach druku.
Przedsięwzięcie będzie prowadził zespół redakcyjny, złożony z niżej podpisanego oraz kilkuosobowego grona historyków. Do niego będzie należało akceptowanie zgłoszonych haseł, a następnie opracowanie redakcyjne oraz edytorskie otrzymanych materiałów.
Szczegóły całego przedsięwzięcia, mającego charakter non profit, dotykające także kwestii praw autorskich, będą prezentowane osobom, które wstępnie zgłoszą akces do współpracy. Książka powstanie najszybciej, jak to okaże się możliwe, na pewno w ciągu roku szkolnego 2018/19.
Wykaz haseł, zarówno już przydzielonych, jak też oczekujących na zgłoszenie się osób chętnych do ich opracowania, będzie publikowany w „Aktualnościach” na stronie www.wokolszkoly.edu.pl. Oczywiście mile widziane będą też własne propozycje potencjalnych autorów.
Zgłoszenia chęci współpracy i/lub ewentualne pytania proszę kierować e-mailem na adres 100powodowdodumy@gmail.com. Im szybciej, tym lepiej.
Serdecznie zapraszam do współpracy!
Jarosław Pytlak
Dodaj komentarz
Skomentował Xawer
O obchodach 11 Listopada: bardzo dawno już temu miałem na ten temat rozmowę przy kolacji w mieszanym towarzystwie - niemal wszyscy uznawali ten dzień za święto narodowe. Tylko dwoje Niemców w tym paneuropejskim towarzystwie się skrzywiło z komentarzem (w luźnym przekładzie) "co za święto! nam dokopali". Wszyscy się uśmiali, obiecali, że nie domagają się od nich Nadrenii ani reparacji wojennych, otworzyliśmy jeszcze jedną butelkę wina (reńskiego) i osiągnęliśmy pełną europejską zgodę...
"wybrane wydarzenia, zjawiska, dzieła, które powstały, miały miejsce w Polsce lub za sprawą Polaków"
Obawiam się, że to niewykonalne. Kopernik był Polakiem, czy Koppernigk był Niemcem? A może po prostu astronomem? Nie wspominając, że i księdzem przy okazji. Zresztą z astronomami najtrudniej. Jan Heweliusz / Johann Hewelcke - czy to Polacy, czy Niemcy mają być dumni z niego? I czy reszcie świata nie przysłużył się tak samo?
Ale nie tylko astronomowie: Mickiewicz był Polakiem, Litwinem, czy Białorusinem? Wszyscy jego poezję uznają za swoją narodową.
By było jasne - nie ma we mnie za grosz dumy narodowej, nacjonalizmu czy patriotyzmu. Czuję się obywatelem świata.
Jeśli jednak poważnie chce Pan wydać taką książkę, to nie wymawiam się i podejmuję się napisać kilka (kilkanaście) artykułów o osiągnięciach polskich matematyków, fizyków i astronomów. Jeśli uznamy, że J.Hewelcke był Polakiem, a nie Niemcem, a S.Ulam Polakiem, a nie Żydem, M.Curie Polką, a nie Francuzką ;) Ale skoro już uznaliśmy, że Chopin był Polakiem, a nie Francuzem, to i tamci przejdą...
Poproszę tylko o wzór stylu, objętości, ujęcia - czyli pierwszy artykuł Pańskiego autorstwa do naśladowania pod tymi względami.
Skomentował Xawer
"Zupełnie nie czuję entuzjazmu do świętowania..."
"Uważam, że wojna jest bezdyskusyjnym złem; za każdym konfliktem zbrojnym podążają: śmierć, ruiny i ludzkie tragedie."
Zgadzam się z Panem w pełni. Proszę jednak wziąć pod uwagę, że w wielu krajach Europy 11 Listopada to przede wszystkim dzień zakończenia Wielkiej Wojny - Armistice Day. To święto pozytywnie nacechowane, święto ostatecznego zakończenia potwornych rzezi i okrucieństw. Może jednak znajdzie Pan trochę powodów do świętowania...
Nawet ci moi znajomi Niemcy przyjęli, że choć to "im dokopano" to "na zachodzie zaszła zmiana" i przestali się czuć dotknięci w germańskim patriotyzmie przez nasze świętowanie.
Skomentował Jolanta
Bardzo podoba mi się podejście do tematu obchodów 100 lat niepodległości oraz pomysł na książkę. Dodałabym do niej hasło dotyczące mrówczej pracy kobiet - zwłaszcza XIX w. - bojowniczek, entuzjastek, emancypantek, które walczyły o swoje prawa i jednocześnie uczyły innych i siebie, zakładały lokalne towarzystwa dla kobiet, krzewiły polskość we wszystkich zaborach. Nie można ich pracy odmówić roli kulturotwórczej. Nie dotyczy to tylko tych najbardziej znanych literatek - Orzeszkowej, Konopnickiej, czy później Nałkowskiej, ale setek innych uczestniczek tego ruchu, czy pierwszych posłanek na Sejm w wolnej Polsce. Nadanie praw wyborczych kobietom było zwieńczeniem tej pracy, chyba zasługuje na odrębne hasło.
I jak spojrzeć z tej perspektywy na pracę naukową Marii Skłodowskiej-Curie i jej Nagrody Nobla? Czy to, że dokonała odkryć we Francji, musi ją wykluczać..?
Skomentował Jarosław Pytlak
@Xaver - kryterium przynależności narodowej bywa kłopotliwe, tym bardziej, jeśli mowa o czasach zamierzchłych. Dlatego sam używam czasem wymiennie społeczeństwo, zdając sobie sprawę, że to nie to samo. Skoro przyjęło się, że Mikołaj Kopernik wielkim Polakiem był, to już niech będzie. Niewątpliwie bronił Olsztyna przed Krzyżakami, w imieniu majestatu króla Polski.
Aby ograniczyć nieco nieporozumienia na podobnym tle, nie będziemy w książce publikować haseł dotyczących osób (napisałem to wyraźnie na blogu). Moglibyśmy zderzyć się w przypadku Marii Curie-Skłodowskiej z Francuzami; w końcu pochowali ją w Panteonie jak swoją. Dlatego z punktu widzenia założonego celu publikacji skłaniałbym się do upamiętnienia utworzenia Instytutu Radowego, a przy tej okazji przywołałbym pamięć uczonej i jej zasługi naukowe, uhonorowane Noblem.
Tym bardziej nie będziemy oglądać się na żydowskie pochodzenie innych zasłużonych Polaków (piszę a propos Ulama, ale z mojej branży to byłby Janusz Korczak, który w polskim przedwojennym społeczeństwie położył wszak ogromne zasługi.
Z powyższą uwagę proszę, by zechciał Pan zaproponować konkretne hasła (via adres e-mailowy podany we wpisie na blogu), a ja w ciągu kilku dni dostarczę Panu wzorcowy artykuł.
Ze swej strony zachęcam na pewno do zmierzenia się z polską szkołą matematyczną. Napisać o tym dla dziesięciolatków, to prawdziwe wyzwanie :-).
Skomentował Jarosław Pytlak
@Jolanta - proszę zaproponować konkretne hasło (hasła), pamiętając o ogólnym przesłaniu książki. A o Marii Skłodowskiej-Curie napisałem powyżej - na pewno powinna znaleźć swoje miejsce w publikacji.
Skomentował Xawer
W Niemczech Koppernigk był wielkim niemieckim astronomem ;)
A wszędzie poza Polską Skłodowska nazywa się Curie, a panieńskiego nazwiska nikt nie zauważa.
Przyjmuję, że hasła powinny być tematyczne, a nie personalne, ale raczej sprowadzające się do jednej, czy wąskiej grupy, ściśle związanych jednym tematem osób. A w samym rozwinięciu artykułu nie widzę możliwości uniknięcia głębszych odniesień personalnych. Nie da się napisać o muzyce Chopina bez pisania o Chopinie, ani o Zjeździe Gnieźnieńskim bez nadania przewodniej roli Chrobremu (chyba, że chcemy uznać Ottona III za Polaka i to jemu poświęcić tekst ;) )
Jak już zaznaczyłem w mailu (mam nadzieję, że doszedł), nie sposób traktować polskiej szkoły matematycznej jako jednego tematu. Ale o fraktalach (Sierpiński), a może nawet o paradoksalnym rozkładzie kuli (Banach i Tarski) podejmuję się napisać dla dziesięciolatków. O kryptologii też się da napisać - choć trudno uniknąć powiedzenia o militarnych zastosowaniach łamania Enigmy czy sowieckich szyfrów w 1920. Może jeszcze o kilku, choćby o Steinhausie.
Przynależność narodowa w dzisiejszych czasach jest równie kłopotliwa! Ktoś się urodził w Polsce, może nawet studiował w Polsce, ale przez całe twórcze życie mieszka i pracuje w USA. Ten sam problem, co z Chopinem czy Skłodowską.
W garści przykładów, jakie podesłałem, pozaznaczałem to - dotyczy ponad połowy "polskich" uczonych, jakich tam wymieniłem.
@Jolanta - pisząc o Marii Curie obiecuję lekko feministyczne ujęcie!
Skomentował Włodzimierz Zielicz
Pojęcie narodu i państwa narodowego jest stosunkowo świeże - tak ze 150-200 lat ma. Wcześniej nie były potrzebne! Ale państwa NARODOWE, nawet w Europie pojawiły się de facto po I wojnie światowej...
Skomentował Xawer
"Grono potencjalnych autorów widzę bardzo szeroko: uczniów [...] Szczególnie zapraszam szkoły, reprezentowane przez całe klasy albo grupy uczniów wraz z nauczycielami."
Przestrzegam i zniechęcam do takiego podejścia.
Znając liczne inicjatywy "twórczości szkolnej", nie da się uniknąć zaakceptowania wyjątkowo badziewnego tekstu. Bo przecież nie można zniechęcić zapalonego do czegoś dziecka! Choćby nie miało za grosz talentu, wiedzy ani umiejętności, a przysłany przez nie tekst był nie do strawienia przez innych czytelników, to nie można mu tego powiedzieć wprost i odrzucić jego pracy. Nie mówiąc wręcz o wyrzuceniu wymęczonej jakoś pracy zbiorowej całej klasy, wstępnie zatwierdzonej, pochwalonej i popartej przez ich nauczyciela!
Zapewniam, że w przeciwieństwie do dzieci i ich opiekunów, mam tę odrobinę autorskiej pokory, że nie wezmę do siebie jako urazy, jeśli napisany przeze mnie tekst uzna Pan za zły, nie pasujący, etc. i go nie przyjmie.
Zupełnie czym innym jest książka do czytania przez dziesięciolatków, a czymś diametralnie różnym jest książka pisana przez dziesięciolatków. Historia już wykazała, że dobre książki dla dzieci piszą wyłącznie ludzie w wieku ich rodziców, a nawet lepiej - dziadków.
Skomentował Jarosław Pytlak
@Xaver - jest już wydana książka "Nasze miejsce na Ziemi - przewodnik po RUdawce I jej okolicach". 15 tras spacerowych, 113 ciekawych miejsc do odwiedzenia w Puszcy Augustowskiej, 54 współautorów, w tym większość, to uczniowie. Mamy też już gotowe ponad 100 stron "Skarbów natury w Polsce", książki pomyślanej w podobny sposób, jak ta, którą proponuję na 100-lecie odzyskania niepodległości, tylko zaplanowanej jako epitafium dla gimnazjum w czerwcu 2019 roku. Swoje autorskie strony ma w niej kilkudziesięciu uczniów.
Myślę, że komentując moje wpisy czasem zapominasz, że za tym, co piszę, kryje się dorobek wielu lat pracy. Nie proponuję niczego, czego bym sam w jakiś sposób nie spróbował. Moje doświadczenie "twórczości szkolnej" jest jak najlepsze; a nie wspomniałem tu jeszcze o trzech już rocznikach poezji I prozy pisanej przez uczniów biorących udział w zajęciach "Lekkim piórem", któe w szkole prowadzi pewna przeurocza I utalentowana mama.
O ile rozważasz moje myśli I poglądy, to odbieram to konstruktywnie, bo często Twoje spojrzenie wzbogaca temat. Ale jeśli chodzi o moje działania, to przyjmij do wiadomości, że programowo nie proponuję niczego, czego bym sam nie sprawdził w praktyce :-).
Skomentował Xawer
Przyjmuję do wiadomości to podejście i życzę sukcesu!
Doświadczenia są tylko różne w zależności od tego, z której strony się patrzy. Z punktu widzenia czytelnika albo tutora, dyskutującego z młodzieżą o ich lekturach, nigdy nie spotkałem się z dobrowolnym czytaniem książek, napisanych przez ich równolatków. Teksty rówieśników są dla nich OK jako czat i portal społecznościowy, ale jako tekst informacyjny czy literacki wymagają czegoś bardziej dojrzałego.
Za to widziałem dziesiątki wyjątkowo bzdetowatych tekstów, jakie pojawiły się w szkołach i nie służyły niczemu, poza uzyskaniem dobrej oceny. Miały się do książki, jaką Pan zamierza tak, jak szkolne wypracowanie ma się do powieści Wiktora Hugo. Jedni lubią czytać Hugo, inni (większość) nie - ale wypracowań nie lubi czytać nikt.
Z ciekawości: w jakim nakładzie ten przewodnik się ukazał, czy raczej ile z tego nakładu kupili turyści, nie związani z projektem napisania go?
Skomentował Xawer
Wyraźnie źle odebrałem cele, jakie Pan tu postawił.
Nie ujmuję niczego, wręcz w pełni się zgadzam, że tworzenie poważnych publikacji przez młodzież jest doskonałą dydaktyką dla nich, wręcz trudno o lepszą i głębszą. Z drugiej strony jednak, ja odebrałem całą ideę jako zamysł dydaktyczny wobec znacznie szerszej grupy czytelników (a nie autorów). Gdzie publikacje, stworzone przez poważnych i siedzących głęboko w temacie dorosłych mają szanse odnieść pewien skutek.
Po prostu nieporozumienie wynikło z braku jasnej deklaracji, czy chodzi o bardzo głęboką dydaktykę dla kilkudziesięciu autorów, czy o znacznie płytszą, ale adresowaną do setek czy tysięcy. Niesłusznie, jak widzę, przyjąłem założenie, że o to drugie.
Tkwię jednak w uporze przekonania, że te dwa cele stoją ze sobą w konflikcie i nie sposób o kompromis między nimi.