Blog
W odpowiedzi na list pani minister Zalewskiej
(liczba komentarzy 40)
Warszawa, 21 grudnia 2018 r.
Od:
Jarosław Pytlak
Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 24 STO
w Warszawie (od 1990 roku),
Dyrektor Społecznego Gimnazjum nr 99
STO (od 2007 roku)
Do:
Pani Anna Zalewska
Minister Edukacji Narodowej
W nawiązaniu do listu, jaki skierowała Pani w dniu 14 grudnia 2018 roku do dyrektorów placówek oświatowych i nauczycieli, proszę przyjąć moją odpowiedź, która ze względu na szerokie grono osób zainteresowanych oraz ważny interes społeczny ma charakter otwarty.
Do zabrania głosu skłania mnie treść otrzymanej od Pani korespondencji oraz zaprezentowane dzień wcześniej podczas konferencji prasowej podsumowanie trzech lat rządów w Ministerstwie Edukacji Narodowej. W żadnym z tych wystąpień nie dostrzegam oznak świadomości fatalnego stanu polskiej oświaty, ani, tym bardziej, poczucia odpowiedzialności za ten stan rzeczy. Wręcz przeciwnie – prezentuje Pani niezwykle wysokie mniemanie o podejmowanych działaniach, ich efektach i społecznym odbiorze. Z tego powodu, kierując się poczuciem powinności obywatelskiej, za cel niniejszego listu i towarzyszącemu mu załącznika przyjmuję uświadomienie Pani błędu i podanie tego do wiadomości jak najszerszych kręgów społeczeństwa. Zamierzam ukazać oświatową rzeczywistość tak, jak postrzegam ją przez pryzmat wieloletniego doświadczenia w zarządzaniu placówkami oświatowymi. Będzie to subiektywna, ale jak wierzę uprawniona i kompetentna, jednoznacznie negatywna opinia na temat wprowadzanej pod Pani kierunkiem reformy, przewrotnie określanej mianem „dobrej zmiany w edukacji”; zarówno przebiegu tego procesu, jak jego skutków.
Zacznę od problemu może marginalnego, ale wiele mówiącego o autorytarnym sposobie, w jaki zarządza Pani polską oświatą, a mianowicie braku konsekwencji w ostatnich działaniach i wypowiedziach. Jeszcze 22 listopada wymuszona przez związki zawodowe modyfikacja koncepcji oceny pracy nauczycieli ograniczyła się do wykreślenia z ustawy obowiązku tworzenia szkolnych regulaminów. Prezydent dokument podpisał, tymczasem zaledwie kilkanaście dni później zapowiedziała Pani całkowity już powrót do wcześniejszych zasad oceniania. Podobna zmiana frontu zaszła w kwestii oświatowego 500+, czyli dodatku za wyróżniającą pracę. 13. grudnia okazało się nagle, że będą mogli ubiegać się o niego wszyscy nauczyciele, bez względu na stopień awansu zawodowego, choć wcześniej miał być przeznaczony tylko dla dyplomowanych. Jedno i drugie odbieram nie jako przemyślaną korektę błędnych koncepcji, ale wymyśloną naprędce próbę doraźnego wyjścia naprzeciw nastrojom strajkowym panującym w środowisku nauczycielskim. Chybioną, bowiem głęboka frustracja tej grupy zawodowej ma korzenie także we wielu innych aspektach kreowanej przez Panią „dobrej zmiany”. Na przykład w monstrualnym rozroście biurokracji.
Z zażenowaniem przeczytałem w otrzymanym liście obietnicę „podjęcia starań”, by „ograniczyć do niezbędnego minimum obowiązek tworzenia nadmiernej dokumentacji szkolnej”. Wszak doskonale pamiętam, że podobne zapewnienie złożyła Pani publicznie już trzy lata temu. A efekt? Zamiast dwóch ustaw stanowiących fundament systemu edukacji, mamy ich…, proszę wybaczyć, ale pogubiłem się już w rachubie. O systemie oświaty? Prawo oświatowe? Finansowanie zadań oświatowych? Przepisy wprowadzające Ustawę – Prawo oświatowe? Karta Nauczyciela? Ustawa o zmianie ustawy…? A to nie koniec potrzeb legislacyjnych, prawda? Trzeba będzie choćby „odkręcić” kwestię oceny pracy…
Rozkwita biurokracja elektroniczna. Oto System Informacji Oświatowej (SIO), z którego płynie do ministerstwa nieprzerwany strumień informacji. Czy wie Pani, że w istocie są dwa SIO, „stary” i „nowy”? Że oba trzeba wypełniać niezależnie? Że ten drugi żąda coraz więcej i więcej danych? A informacje na ten sam temat, na przykład o wydanym/otrzymanym przez konkretne dziecko orzeczeniu o potrzebie kształcenia specjalnego, wprowadzane niezależnie przez poradnię psychologiczno-pedagogiczną i szkołę, „nie schodzą się” ze sobą, choćby z takiego powodu, że w jednym miejscu ktoś postawił spację, a ktoś po drugiej stronie nie? I że każdorazowo trzeba dzwonić do owego „ktosia”, by uzgodnić zapis? A czy wie Pani o ODPN, do którego wpisujemy między innymi te same informacje co do SIO, ale nie możemy dokonać ich migracji? O Hermesie, którego też trzeba nakarmić danymi przed egzaminem ostatnich gimnazjalistów? O portalu sprawozdawczym GUS, wciąż pobierającym swój trybut informacji, pomimo istnienia SIO? Są to w każdej szkole setki, jeśli nie tysiące godzin pracy, której wciąż przybywa, bez żadnej rekompensaty! A przecież część z tego trzeba jeszcze wydrukować, podstemplować, opatrzyć podpisem i zanieść do urzędu. Można by, co prawda, użyć podpisu elektronicznego, ale to kosztuje, a póki co nie ma mowy o programie MEN „Podpis elektroniczny bez opłat dla każdego dyrektora”…
Wśród biurokratycznych nowości, które zawdzięczamy Pani rządom, mamy WOPFU, czyli arkusze wielospecjalistycznej oceny poziomu funkcjonowania ucznia, powstające jak Polska długa i szeroka nakładem pracy coraz bardziej deficytowych w szkołach specjalistów – psychologów i pedagogów specjalnych, z obowiązkowym udziałem innych nauczycieli. Cały czas tworzymy też indywidualne programy edukacyjno-terapeutyczne (IPET), tyle że młodych ludzi, którzy tego wymagają, jest coraz więcej, a dostępnego czasu nie przybywa. Nakładem pracy nauczycieli powstają w szkołach wprowadzone ostatnio, nikomu do niczego nie potrzebne programy preorientacji zawodowej. Zakładamy – to też nowość – książki wyjść nie będących wycieczkami, gdzie trzeba wpisywać stosowne dane, a potem dyrektor musi każdy taki wpis zatwierdzić. Toniemy w kilogramach papieru i gigabajtach danych, a Pani wciąż tylko obiecuje „podjęcie starań”… Serdeczne dzięki. Jako puenta tego wywodu niech posłuży oferta, która wpadła ostatnio do mojej skrzynki e-mailowej. Otóż mogę zakupić, oczywiście po promocyjnej cenie, płytę CD, a na niej, uwaga, około 400 (czterystu!) gotowych do wykorzystania dokumentów „wypełnionych wzorcową treścią, dostosowaną do aktualnych przepisów i najnowszych zmian w prawie oświatowym”! To najlepszy symbol bezmiaru szkolnej biurokracji.
W grudniowym liście podejmuje Pani także inne wątki, na przykład wskazuje związki zawodowe jako bardzo ważnego partnera MEN. Niestety, trudno uwierzyć, że współpraca ze związkowcami pozwoli Pani zrobić „wszystko dla poprawy warunków pracy i zapewnienia optymalnego rozwoju zawodowego” nauczycieli. Przez trzy lata szefowania MEN było wiele okazji, by wziąć pod uwagę głosy partnerów społecznych w odniesieniu do różnych aspektów projektowanych zmian, oraz ich rozmaite postulaty, a trudno wskazać choć jeden istotny przykład, że tak właśnie się stało, chyba że ostatnio, pod groźbą akcji protestacyjnej.
Zapowiada Pani zwiększenie w ramowym planie nauczania liczby godzin przeznaczonych do dyspozycji dyrektora. Powinienem cieszyć się, bo to ważny atrybut autonomii szkoły. A jednak bez żadnej radości stawiam pytanie, dlaczego wcześniej owe godziny zostały tak bardzo ograniczone? Dlaczego w sygnowanym przez Panią planie nauczania ośmioletniej szkoły podstawowej dla każdej z klas 4-8 mam prawo decyzji o sposobie wykorzystania średnio… ułamka, dokładnie 3/5 lekcji tygodniowo?! Aby dopomóc pamięci sprawdziłem – w 2008 roku moja swoboda (w odniesieniu tylko do każdej z klas 4-6) dotyczyła trzech godzin w tygodniu. Parafrazując Kisiela: obiecuje Pani walkę z problemem, który najpierw sama stworzyła. I nie ma co przy tej okazji chwalić się likwidacją „godzin karcianych”. Prawdziwą, godną uznania reformą byłoby uzyskanie społecznego consensusu dla uporządkowania stajni Augiasza, jaką od dziesięcioleci stanowi kwestia wymiaru czasu pracy nauczycieli.
Pojawia się w Pani liście wątek podwyżki wynagrodzeń. Dokładnie o 15,8 % w ciągu dwóch lat, po wcześniejszej kilkuletniej przerwie. W środowisku oświatowym ta oferta traktowana jest jako uwłaczająca godności. Nie tylko dlatego, że realna wartość procentów zależy od wysokości kwoty odniesienia, czyli te dumne 15,8% od podstawy wynagrodzenia nauczyciela-stażysty z wyższym wykształceniem i przygotowaniem pedagogicznym, to zaledwie ok. 360 złotych, dodatkowo rozłożone w czasie na trzy etapy podwyżki. W przypadku nauczyciela dyplomowanego z dwudziestoletnim stażem pracy jest to „aż” 600 złotych, uwzględniając dodatek stażowy. A że mowa o wynagrodzeniach brutto, realnie oznacza to wypłatę zaledwie około dwóch trzecich podanych kwot. Dodatkowo złość i agresję budzi towarzysząca tej rzekomej hojności manipulacja, polegająca na równoczesnym wycofaniu niektórych dodatków do wynagrodzeń, a przede wszystkim wydłużeniu czasu wymaganego na pokonywanie kolejnych szczebli awansu zawodowego. Powszechnie określane jest to jako dawanie jedną ręką, a zabieranie drugą i dobitnie świadczy o lekceważącym sposobie traktowania przez Panią ogromnej rzeszy wykształconych ludzi, jakimi są nauczyciele.
Takie są moje uwagi odnoszące się bezpośrednio do treści Pani grudniowego listu. W ich świetle nie mogę przyjąć załączonych tam życzeń świątecznych i noworocznych, ani zrewanżować się własnymi, w których mógłby znaleźć się choć cień życzliwości. Tym bardziej, że jest znacznie więcej palących problemów wynikających z działań podejmowanych przez MEN, które godzą w interes całego społeczeństwa. Dlatego do niniejszego pisma postanowiłem załączyć własne, autorskie podsumowanie działalności kierowanego przez Panią ministerstwa – niestety, bez porównania mniej optymistyczne od oficjalnego.
Kończąc, muszę z pokorą przyznać, że nie jestem w stanie pojąć Pani postawy. Można mieć lepsze lub gorsze pomysły, można ich bronić z mniejszym lub większym przekonaniem. Ale firmowana przez Panią reforma jest źródłem tylu problemów, tylu ludzkich dramatów, i tak mało niesie pożytku społeczeństwu w stosunku do uczynionych szkód, że utrzymywanie, jakoby przebiega ona zgodnie z planem wystawia temu planowi jak najgorsze świadectwo. Czyżby naprawdę planowała Pani niszczenie polskiej edukacji? W imię czego?
Jarosław Pytlak
Postscriptum: Prawdę mówiąc nie do końca wierzę, że przeczyta Pani tę korespondencję. A może jednak…? Niezależnie, mam jednak nadzieję, że przeczytają ją inni ludzie, także tacy, którzy jeszcze łudzą się, że tworzy Pani „dobrą polską szkołę”. Może uda się otworzyć im oczy. A swoje posumowanie działalności ministerstwa dołączyłem również z myślą o tych, którzy w przyszłości będą robić porządek po Pani dokonaniach. Niestety, już wiadomo, że nie wszystko da się naprawić…
----------------------------------------------------------
Załącznik, o którym mowa w liście znajduje się pod adresem:
http://www.wokolszkoly.edu.pl/blog/trzy-lata-w-men-destrukcja-systemu-edukacji-w-polsce.html
Dodaj komentarz
Skomentował Włodzimierz Zielicz
Nic dodać nic ująć - może poza podwojeniem listy biurokratycznych serwitutów nauczyciela i szkoły ... :-(
Skomentował Danuta Adamczewska-Królikowska
Postaram się upowszechnić, czekam również na podsumowanie.
Dziękuję
Skomentował Joanna
Takie prawdziwe i takie smutne. Moje dziecko w podwójnym roczniku do szkoły. Ja o niczym innym nie marzę tylko o ucieczce z zawodu nauczyciela...
Skomentował Tadeusz
smutna prawda
Skomentował Renata
Jako rodzic 8klasisty i nauczyciel czuję się jak wielbłąd, któremu zabrakło trzeciego garba aby podołać reformie. W domu walka o zdrowie psychiczne dziecka, które czuje presję wyzwalaną przez reformę, stres powodujący strach, czy podola swoim aspiracjom. Wiem z rozmów z innymi rodzicami, że moje dziecko nie jest wyjątkiem. Jako nauczyciel mogłabym skomentować działania Pani minister w jeden sposób - wystawia nasz system edukacji na takie zawirusowanie, że niedługo nie będzie szans na jakiekolwiek remedium - kopie Pani dół, w który sama złoży trumnę polskiej edukacji, a na nagrobku złoży swój podpis pod insctipcją "DOBRA zmiana"
Skomentował Andrew
Cieszy fakt, że dyrektorzy szkół widzą zło, ale jest wielu co nigdy się nie przyznają do popełnionych błędów bo... boją się o stołki. A Pani Zalewska ?? jest najgorszym z najgorszych ministrów edukacji narodowej i czy przeczyta ten list ?? śmię wątpić !!!
Skomentował Wojciech
Dlaczego nikt nie potrafi przeczytać tego listu? Przecież jest on niepoważny i świadczy o mizernym stanie logiki i umiejętności piszącego. "Obowiązek nadmiernego tworzenia dokumentacji." Przecież to przyznawanie się do absurdu - konieczności tworzenia rzeczy zbędnych. Pani minister "z uwagą wsłuchuje się", nie rozumiejąc znaczenia wsłuchiwania się, a na koniec obiecuje podwyżkę o 15,8 % w ciągu 2 lat, czyli o niecałe 11% w przyszłym roku. Proponuję jeszcze sprawdzić znacznie słowa "drogi", bo tak zwraca się do nauczycieli. Jest to żenujące i świadczy o marnych kompetencjach przy jednoczesnej arogancji. Jeśli to jest przykład spełniania wysokich wymagań jakie stawia się innym to gratuluję.
Skomentował Danuta
Bardzo dziekuje, ze nie ukrywajac sie pod pseldonimem, glosno mowi Pan o naszej rzeczywistosci. Jako dyr. Przedszkola uwazam, ze nie mowi Pan jeszcze o wszystkich absurdach. Osoba, ktora napisala wczesniejszy komentarz ma racje co do tego, ze tworzymy nikomu niepotrzebna papieroligie, tylko nie czynimy tego dobrowolnie. Ale oczywiscie, jak mowia nie zainteresowani, mozemy zmienic zawod, co czesc z nas coraz czesciej robi. Prosze jednak o mala korekte. W przedszkolach nie tworzy sie programow doradztwa zawodowego. W przedszkolach nigdy nie bedzie doradzcy. Ktos przeklamal rozporzadzenie. Od poczatku do konca uczestniczylam w projektach dotyczacych doradztwa zawodowego.
Skomentował Jarosław Pytlak
@Danuta - dziękuję za tę uwagę I od razu poprawiam w treści listu. W przedszkolu nie trzeba pisać stosownego programu. Nie doczytałem, tym bardziej, że znałem taki oto materiał ORE, w którym na str. 11 jest jak byk program dla przedszkola (tyle, że sprzed ostatnich regulacji prawnych): http://doradztwo.ore.edu.pl/wp-content/uploads/Zestaw-przyk%C5%82adowych-program%C3%B3w-1.pdf . Czyżby w tym obszarze biurokracja uległa zmniejszeniu?!
Skomentował Danuta
Program preorentacji zawodowej w przedszkolu zostal przez nas napisany po to, by pokazac, jak i jakie dzialania podrjmowane w przedszkolu przekladaja sie na dalsze dzialania, itd., itd.... w projekcie byli sami praktycy. Ja sama mam wych. Przedsz. I doradztwo. Do projektu ORE mnie samo wyszukalo. Wszystkie dokumety niezbedne do pracy sa distepne na sronach ORE. W szkolach doradca pisze plan dzialan na rok. W rozp. Ktos to nazwal programem. To wszystko
Skomentował Wojciech
Dokumentację w szkole tworzy się z pozoru i ze strachu. Jest to potrzebne aby kontrolujący sami nie musieli obawiać się o kontrolę. Piramidowy system "tyłkochronów" w razie czego oparty na zarządzaniu obawą oraz pozwalający na brak kompetencji wielu osób. Dzisiaj istotne jest to czy jest na coś dokument, a nie jak zostało cokolwiek wykonane , o ile w ogóle mogło zostać wykonane (np praca indywidualna w 30-osobowej klasie). Chciałbym najbardziej (taki czas życzeń) aby pani Zalewska przed kamerami powiedziała ile godzin ma w tygodniu przepracować nauczyciel i tym samym jaka jest jego stawka godzinowa oraz odpowiedzieć na pytanie jak to się ma do wymagań jakie są w tym zawodzie stawiane. Może się okazać, że stawką młodego nauczyciela jest poniżej 13zł na godzinę, a nadgodziny czy urlop za pracę w weekend to rzeczy nieistniejące.
Skomentował Jarosław Pytlak
@Danuta - dziękuję za wyjaśnienie. Pokazuje ono przy okazji dość kłopotliwą dla mnie sytuację. Rozumiem, że działała Pani w dobrej wierze, że jest Pani specjalistą i zarazem praktykiem w tej dziedzinie. Ergo, opracowany materiał jest sensowny. Nie było i nadal nie jest moją intencją podważanie tego. Zwracam uwagę natomiast (w kontekście biurokracji) na nieco inne aspekty sprawy. Może i "program" zastąpił w rozporządzeniu wcześniejszy "plan", ale z mojego punktu widzenia pojawił się n-ty papier do teczki z napisem "Programy", z obowiązkowymi datami przygotowania etc. To właśnie jest biurokracja. Jeżeli elementy preorientacji zawodowej są uwzględnione w podstawie programowej, to po co mi jeszcze osobny dokument? A jeśli już, to może tylko w najstarszych klasach, kiedy perspektywa wyboru zawodu zaczyna pojawiać się w świadomości ucznia?
Biurokracja, to nie tylko wypełnianie formularzy, to także tworzenie programów, które bez końca piszemy, analizujemy, ewaluujemy i tak dalej. Czasu na myślenie braknie.
Skomentował Danuta
Sory. Napisalam to zmysla o nauczycielach przedszkola. We wrocku we wrzesniu, probowali wymusic opracowanie programow. Pana blog jest bardzo popularny, wiec moze ta droga uda mi sie uniknac, chociaz jednego niepotrzebnego dokumentu. Pozdrawiam.???? I mimo wszystko Wesolych, zdrowych swuat.
Skomentował Anna Kołodziej
Przeczytalam list, zhadzam się że władza traktuje nas per noga. Od lat apeluję o likwidacje publicznej służby zdrowia i opłacanych z podatków szkół. Wszystkim by to wyszło na zdrowie.
Skomentował Joanna
Skomentowała Joanna LO
Skomentował Zdzisława
Treść listu Pana w pełni popieram i potwierdzam prawdziwość problemu.
Skomentował Marta
Wielki wyrazy szacunku dla Pana. My już nie dajemy rady.
Skomentował Zenon
Poza tym że minister rozwala edukację od zewnątrz są jeszcze insiderzy, którzy robią to z przyjemnością niszcząc poczucie wspólnoty, kolezenstwa, zaufania. Otóż dyrekcja chce przygotować jakiś marny stołek dla kogoś innego więc musi pozbyć się osoby, która jest na nim zatrudniona. Ale... pracownica ma umowę na czas określony bez możliwości wypowiedzenia, więc jedyna opcja to zwolnienie dyscyplinarne. Jak to zrobić jeśli nie ma żadnego powodu bo pracownica wykonuje swoje obowiązki prawidłowo? "prosi" się nauczyciela o napisanie donosu na tę pracownicę. Nauczyciel odmawia i od tego momentu staje się wrogiem. W szkole tworzą się grupy zwolenników i przeciwników dyrekcji. Brak jest współpracy pomiędzy nauczycielkami. Wszystko to widać jak na dłoni. Dzieci spotykają swoją byłą Panią z zerówki na korytarzu, przytulają się, witają. A nowa Pani należąca do przeciwnego obozu odwraca głowę, udaje że nie widzi. Na problemy z dyscypliną w tej klasie ale nie współpracuje z nauczycielką zerówki bo jest jej wrogiem, poza tym w wakacje dyrektor kazał jej napisać skargę na nią, że namawia rodziców by u dyrektora wymusili zmianę nauczyciela 1-3 bo ta jest zła.
Dyrektor łamie prawo odmawiając przyjęcia kilkoro dzieci z zerówki do 1 klasy. Chociaż ustawa wyraźnie wskazuje "przyjmuje się dziecko na wniosek rodziców", czyli nie podlega żadnej rekrutacji ani dodatkowym warunkom. Dalej dyrektor typuje do nagrody nauczycielkę, która rok temu dostała naganę z wpisem do akt za zaklejenie dziecku ust taśmą. Jak my rodzice mamy wam dyrektorom wierzyć i popierać was skoro wy robicie tak okropne rzeczy. Działacie celowo bezprawnie licząc że głupi rodzic nie wie co to jest google i nie znajdzie sobie ustawy. Wasze zakulisowe gierki, myślicie że tego nie widzimy. Otóż niektórzy rodzice mają znajomych nauczycieli, są ich sąsiadami rozmawiają i wiedzą a resztę sami zaobserwują na korytarzach szkoły. Zacznijcie reformę od siebie, działajcie wspólnie, tworzcie zgrane zespoły, nie niszczcie człowieka /pracownika. Wtedy wszyscy pójdziemy za wami.
Skomentował Agata
Panie Jarosławie, dziękuję Panu za ten tekst. Nikt z "zarządzających" oświatą nie przejmuje się potrzebami dzieci, rodziców, o nauczycielach nie wspomnę.
Indywidualne podejście do ucznia, rozwijanie jego kreatywności, zachęcanie do indywidualnych poszukiwań i eksperymentowania zostaje cudownie opisane na papierze bo na realizację tego nie ma czasu ani siły. Walczmy o dzieci, edukację bo jak nie my to kto?
Skomentował Marek
Panie Jarosławie. Zgadzam się z panem w zupełności. Pracuję w zawodzie ponad 30 lat. Przeżyłem wielu ministròw, mających lepsze lub gorsze wizje rozwoju oświaty. Jednak to co wyprawia pani minister przechodzi ludzkie pojęcie. Zero logiki. Przerost biurokracji przekraczający granice zdrowego rozsądku. Brak jakiejkolwiek wizji szkoły. Wystąpienia pani minister to populizm połączony z chorą demagogią. Niewiele z tego co mòwi dotyczy dobra uczniòw, przyszłości naszego narodu. Pani zwraca się raczej do potencjalnych wyborcòw pisu, chcąc pokazać, jak bardzo niereformowalni są tzw. "wykształciuchy". Wstyd mi za panią minister, podobno pedagoga, humanistę. Pod płaszczykiem reformy, ktòra nie powiem, jest potrzebna, pròbuje przyczynić się do jeszcze większego skłucenia społeczeństwa. Wstyd, że robi to ktoś, kto nadużywa słòw etyka i powołanie. Czy to powołanie kieruje pani kroki do Brukseli? Namieszać, skłucić, oszukać, tak, oszukać, bo wszystko co powiedziała o zmianach, reformie, a nawet płacach nauczycieli jest kłamstwem. Mam wielu olimpijczykòw, kòłka robię za darmo, często w soboty. Można spytać samorządy, ile dostają na rozwòj uczniòw. Zawsze myślałem, że w Polsce stawia się na ludzi mądrych, wykształconych. Teraz widzę, że lepszy mierny, bierny, ale wierny. Maszynka polityczna, ktòrej zależy tylko na kasie, stanowiskach i splendorze. Wstyd pani minister, wstyd, jeśli pani jeszcze rozumie to słowo.
Stron 1 z 2