Blog
A gdyby tak usiedli razem specjaliści...?!
(liczba komentarzy 5)
Pan Profesor Marcin Czech z Instytutu Matki i Dziecka, epidemiolog z niezwykle bogatą kartą zawodową, obecnie pracujący w Instytucie Matki i Dziecka, podzielił się z czytelnikami „Rzeczpospolitej” swoimi radami na powrót dzieci do szkoły. Najbardziej spodobało mi się jego stwierdzenie, że dyrektor szkoły nie jest epidemiologiem i powinien dostać z ministerstw zdrowia i edukacji „dokładne wytyczne z pomysłami do wprowadzenia lokalnego”. Ja sam sugeruję to od dawna, ale może Profesor, który jeszcze niedawno był wiceministrem w resorcie medycznym, ma w rządzie jeszcze jakichś znajomych, którym mógłby podpowiedzieć to samo? Bo tacy jak ja, prości czytelnicy „Rzepy”, raczej mocy sprawczej w tej kwestii nie mają.
Głos poważnego profesora w poważnej gazecie powinien przyciągać uwagę. Jeśli jednak pojawia się w połowie sierpnia, a uczony dzieli się z czytelnikami informacją, że jemu samemu oraz zarządowi Instytutu Matki i Dziecka przygotowanie i wdrożenie wytycznych dla szpitala zajęło dwa miesiące codziennych spotkań po dwie-trzy godziny, to rodzi podejrzenie, że czegoś nie rozumie. Na przykład, że mamy dwa tygodnie, a nie dwa miesiące. Owszem, mądrzy ludzie w ministerstwie mogą pracować nie dwie-trzy godziny dziennie, ale osiem-dwanaście, żeby się wyrobić, ale… Ale potem te wytyczne muszą jeszcze dotrzeć do szkół i zostać wdrożone. Zatem puenta wywiadu, że jest jeszcze czas na działanie, aby takie wytyczne przygotowano, jest kompletnie nietrafiona. Czasu już nie ma i proszę, aby dopisać to do listy zasług obecnego kierownictwa MEN.
Jak wynika z wypowiedzi, Profesor nie jest zwolennikiem zdalnej edukacji, ale raczej skutecznej metody dystansowania. Podaje przykłady, w większości w nawet możliwe do zastosowanie. Z podstawową jego sugestią jednak zgodzić się nie mogę. Chodzi o rozłożenie przerw w czasie, żeby część uczniów zaczynała lekcje o 8.00, część o 8.20, część o 8.40, a wtedy spotykać się będą na korytarzu szkolnym w mniejszej liczbie na raz. Ponieważ pomysł ten pada ostatnio dosyć często w różnych wypowiedziach, to przyjrzyjmy się jak wygląda to z punktu widzenia przeciętnej szkoły ponadpodstawowej albo klas 4-8 podstawówki, czyli w miejscach, gdzie uczniowie mają po 5-8 lekcji dziennie, każdą z innym nauczycielem. Jakim cudem nauczyciel, kończący lekcję pierwszą o 8.45 ma zdążyć do klasy, w której prowadzi kolejną od 8.20? Albo nawet od 8.40? Przesunięcie w fazie, choć wydaje się świetnym pomysłem, jest możliwe do zrealizowania tylko w najmłodszych klasach szkoły podstawowej. W każdym innym przypadku stanowi łamigłówkę logistyczną nie do rozwiązania, jeśli mamy zachować przewidziany prawem plan nauczania. Nawet jeśli jest to rzadki przypadek placówki, w której nikt z pracowników nie pracuje w dwóch, trzech lub czterech miejscach, albo „obrabia” w jednym tylko, za to półtora etatu. Z czego zdaje sobie sprawę każdy, kto wie, jak działa polska szkoła.
Nie jest moją intencją wyśmianie rad prof. Marcina Czecha. On dobrze chce i jak już napisałem, ma też pomysły realne do wykorzystania. Problem w tym, że w całości wpisuje się tylko w szum medialny, który czyni powrót do szkół jeszcze trudniejszym. A gdyby tak udało się zrobić, że ktoś mądry posadziłby ad hoc, przy okrągłym stole, kilku epidemiologów i kilku doświadczonych dyrektorów szkół? Komu by to, Panie, przeszkadzało?!
Nie marzę nawet o wypracowaniu przez nich wytycznych – musiałyby być zresztą chyba okrągłe podstoliki dla kilku różnych kategorii placówek oświatowych. Ale może chociaż zapis ich dyskusji byłby bardziej pouczający i przydatny, niż takie pojedyncze wypowiedzi?!
Piszę, bo sam jestem nie bez winy – wszak wypowiadam się publicznie jako dyrektor szkoły. Chętnie uzgodniłbym poglądy z jakimś epidemiologiem... Zna ktoś może takiego?!
Dodaj komentarz
Skomentował Włodzimierz Zielicz
A są takie fajne,tanie i proste chińskie metody dystansowania, pokazywane jako ciekawostka czy egzotyka w mediach, ale bez refleksji o wykorzystaniu - np. odpowiednie kapelusze z szerokim rondem ... :-(
Skomentował Maria
Przychodzi mi na myśl zeszloroczny okrągły stół mauczycielski.Panie to były konsultacje specjalistów????...Czy ktoś kogoś jeszcze potraktuje poważnie,czyli z szacunkiem?
Skomentował Xawer
Specjaliści nie mają po co siadać razem, najwyżej by bić bezprzedmiotową pianę. Z dwóch powodów:
Primo: żadni specjaliści, z WHO i min.Szumowskim (już ex-) na czele, nie mają pojęcia o mechanizmach rozprzestrzeniania się epidemii - rozprzestrzenia się mniej więcej tak samo w bardzo zbliżonych pod innymi względami krajach silnie restrykcyjnych (Norwegia), jak i niemal pozbawionych restrykcji (Szwecja).
Secundo: nie jest określona żadna aksjologia "walki z pandemią", nikt nigdy nie określił, jaki poziom ryzyka dla przeciętnego człowieka jest akceptowalny (taki jak śmierci w wypadku ulicznym? mniejszy? większy? jaki konkretnie? #zostanwdomu jest znacznie skuteczniejsze w zmniejszaniu ryzyka wypadku drogowego, niż ryzyka covid!) ani jakie koszty społeczne są akceptowalne (każde! zamrozić gospodarkę, a ludzi zamknąć w domach!)
Tymczasem nauka nie może odpowiadać sama na pytania aksjologiczne, ani definiować celów działań - może najwyżej dawać odpowiedź na pytanie, czy cele są realny i co należy robić, by je osiągnąć.
Decyzje koronawirusowe są czystą polityką i jako taka domeną rządu i sejmu. Służą propagandzie, a nie żadnemu konkretnemu celowi (może poza rozwaleniem wyborów prezydenckich w tym roku i niedopuszczeniem do manifestacji ulicznych). Podobnie, jak nie specjaliści siadający razem uchwalają, że 0.2 promille alkoholu we krwi kierowcy nie zagraża bezpieczeństwu, ale 0.3 już tak. Choć różne kraje wybrały bardzo różne limity (Czechy - w ogóle, Austria - 0.8 niedawno obniżone do 0.5 pod wpływem nacisku EU), ale wcale w Austrii nie ma więcej wypadków, niż w Czechach, za to ludzie mogą nie bojąc się policji wypić pół butelki wina do kolacji.
Gremium specjalistów może najwyżej opracować strategię: jakie restrykcje można wprowadzić bez uniemożliwienia działalności szkół, ale żeby wyglądały "odpowiedzialnie". Równie odpowiedzialnie, co zakaz spacerów w lesie, niegdyś wprowadzony przez Szumowskiego dla uchronienia nas przed pandemią.
Skomentował Xawer
Skutki narad ekspertów już Pan ma - media właśnie doniosły o ustaleniu wspólnym wojewódzkiego inspektora sanitarnego i kuratora na Podkarpaciu: dzieci w szkołach mają nosić przyłbice, a wf odbywać się wyłącznie na świeżym powietrzu -domyślam się, że w listopadzie też. Przyłbice na koszt szkół lub rodziców, w ostateczności samorząd może dofinansować - bo ani eksperci, ani MEN czy MZ za nie płacić nie będą. Poniekąt słusznie, bo i tak nie płaciłyby z własnej kieszeni, tylko podatnika.
Skomentował Xawer
Jak czytam gazetę, to widzę, ze w Warszawie władze miasta też wydały "rekomendacje" jak ma być prowadzona nauka. Wyrazy mojego współczucia, jeśli i Pana to obowiązuje, bo z tekstu w gazecie nie wynikało, czy tylko szkoły samorządowe, czy wszystkie na terenie.