Blog

Co dalej po wyborach?

(liczba komentarzy 10)

   A więc wygrana opozycji – tak upragniona przez wielu – i powszechny niepokój, czy przekazanie władzy odbędzie się bez przeszkód. Owa niepewność najdobitniej świadczy, jak bardzo chora jest obecnie polska demokracja.

   Osobiście jestem dobrej myśli. Nie tak łatwo będzie rządzącym zrobić we frontowym kraju Unii Europejskiej rewolucję październikową, by dalej „w imieniu ludu” umacniać swoją autorytarną władzę. Na takim właśnie przekonaniu opieram myśli, którymi wybiegam w najbliższą przyszłość.

Wszyscy jesteśmy idiotami?

   Wynik wyborów wywołał miliony komentarzy. W mojej bańce informacyjnej powszechnie dawano wyraz zdumieniu, że pomimo licznych, poważnych deliktów politycznych Prawa i Sprawiedliwości, kłamstw i manipulacji oraz zagarniania we własnym interesie całych połaci życia społecznego, ponad jedna trzecia wyborców głosowała jednak na tę partię. Podobnie komentowano dający miejsca w parlamencie wynik wyborczy Konfederacji. Reprezentatywnym głosem w obu tych kwestiach było dramatyczne pytanie: „43% idiotów głosujących na PiS i Konfederację?! Co za choroba toczy nasz naród?!!!”. Pozwoliłem sobie wtedy na wyjaśnienie, że dokładnie w tym samym momencie owe „43%” nie może wyjść ze zdumienia, że aż 57% elektoratu wybrało hegemonię Niemiec, pogardę elit dla prostego ludu, zgodę na zalanie kraju przez migrantów i konieczność pracy „aż do śmierci”, w razie podniesienia wieku emerytalnego. Miałem przed tą wyliczanką napisać słowo „rzekomą”, problem jednak w tym, że po obu stronach zdziwieni są jednakowo przekonani o swojej racji. Czyżby więc trzy czwarte narodu, biorące udział w wyborach, w stu procentach składało się z idiotów?!

   Oczywiście tak nie jest, a taki czy inny pogląd polityczny wcale nie wyklucza fachowości, zwykłej ludzkiej przyzwoitości oraz życiowego doświadczenia, ba, z tego ostatniego często wręcz wypływa. Na przykład, pierwsze lata transformacji po roku 1989, na skutek różnych błędów, stworzyły rzeszę wykluczonych ekonomicznie, do dzisiaj głosujących przeciw „elitom”, a więc na PiS. Niezależnie jednak od różnych zaszłości, podziały w społeczeństwie są zjawiskiem w demokracji najzupełniej naturalnym. Z kolei ich szokująca dzisiaj głębokość, to po prostu znak czasów – skutek wszechobecności mediów, które na sensacyjnych, często niesprawdzonych wiadomościach i podgrzewaniu konfliktów budują swój biznesowy sukces. Wykorzystują w tym celu ludzką naturę, stwierdzono już bowiem niezbicie, że najchętniej sięgamy po informacje dramatyczne, a czerpiemy ze źródeł potwierdzających słuszność naszych poglądów. Niestety, w efekcie trafiamy do baniek informacyjnych, w relacjach między którymi miejsce dyskusji i wymiany poglądów, służących osiąganiu kompromisu, zajmują internetowe boje do upadłego.

Demokracja wymaga mozołu

   W świecie, który funkcjonuje z obłędną prędkością, zdominowanym przez powszechne dążenie do poprawiania wszystkiego i wszystkich oraz pełne złości zniecierpliwienie, jeśli jakieś działania nie przynoszą od razu pożądanego skutku, demokracja wcale nie jest atrakcyjnym wyborem. Wymaga czasu, mozolnego dogadywania się, szacunku dla woli większości, ale również poszanowania interesów mniejszości. Stąd marzenia znacznej części ludzi o mocnej, skutecznej, choćby nawet autorytarnej władzy, działającej w interesie ludu i troszczącej się o zaspokojenie jego potrzeb, bez wymagania w zamian aktywności, poza oddaniem głosu w wyborach. I choć historia uczy na wielu przykładach, że to utopia, że władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie, taki pogląd cały czas ma wielu zwolenników.

   Warto zwrócić uwagę, że nawet procesy demokratyczne dalekie są od ideału. Jarosław Kaczyński w praktyce jednoosobowo rządzi partią, a za jej pośrednictwem (póki co) państwem. Ale również inne ugrupowania polityczne skupiają się wokół swoich liderów, są z nimi utożsamiane. Z „trzech tenorów”, którzy powołali do życia Platformę Obywatelską, po krótkim czasie w polityce pozostał tylko Donald Tusk. Najdłużej wewnętrzna demokracja widoczna była chyba w PSL, ale i to jest już przeszłość. Tak, istnieje ogromna pokusa, by złożyć współuczestnictwo na ołtarzu sprawności w zarządzaniu.

   Zwolennicy opozycji oczekują po wyborach szybkich i skutecznych działań. Póki co, otrzymują raczej komunikaty o takich czy innych kwestiach spornych pomiędzy koalicjantami, co nagłaśniają szukające sensacji media, a próbują rozgrywać propagandowo przegrani w wyborach. „Minął dzień, a Tusk nie załatwił jeszcze w Brukseli pieniędzy z KPO!” – to przykład takiego zarzutu, obecnego w przekazie dnia PiS. Warto mieć świadomość, że w miarę upływu czasu zniecierpliwienie będzie zataczać coraz szersze kręgi, także wśród ludzi skądinąd dobrej woli.

   Z punktu widzenia demokracji konieczność dogadywania się czterech dużych ugrupowań i całego szeregu mniejszych, tworzących razem opozycyjną koalicję, jest najlepszym, co mogło nas spotkać. Trzeba „tylko” pogodzić się z tym, że nie każdy, najsłuszniejszy nawet postulat zostanie zrealizowany. Zamiast narodowo-katolicko-patriotycznej jednomyślności władzy, wybraliśmy procesy mozolnego ucierania stanowisk, konieczność brania pod uwagę wielu punktów widzenia, a to wszystko potrwa i niejeden raz nas jeszcze wkurzy. Po prostu wybraliśmy demokrację. Z surowymi ocenami trzeba więc będzie się wstrzymać, podobnie jak z pretensjami za niezrealizowanie postulatów, szczególnie tych, o których od razu było wiadomo, że nie mieszczą się zgodnie w agendzie wszystkich koalicjantów.

   Sprzątanie po Przemysławie Czarnku

   Z uwagą śledzę wydarzenia polityczne, a ze szczególnymi emocjami to, co dotyczy zmiany na funkcji ministra edukacji narodowej (nawiasem mówiąc, ciekawe, czy nadal w połączeniu z nauką?). Nie dziwi mnie, gdy resort ten wymieniany jest pod koniec, ani że spekuluje się oddanie go najmniejszemu koalicjantowi, czyli Lewicy (choć podobno w Koalicji Obywatelskiej też jest osoba chętna). W polityce niemal każda dziedzina jest od edukacji ważniejsza, niezależnie od milionów zaklęć, jakie publicznie padają w tej kwestii. Uwierzę, że jest inaczej dopiero wtedy, gdy w komunikacie o nominacjach rządowych obsada MEiN zostanie symbolicznie podana na początku, albo choćby przez Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji. Ostatecznie w kolejności alfabetycznej. Tyle dobrego, że w zasadzie każdy, kto zacznie czyścić MEiN (i polską edukację w ogóle) po Przemysławie Czarnku, jest do przyjęcia. A padające nazwiska chętnych na stanowisko ministerialne, pań Dziemianowicz-Bąk i Lubnauer, oznaczają osoby nieźle zorientowane w obecnych realiach. Mam tylko uwagę na marginesie. W zasadzie wszystkie kandydatury, rozważane w kontekście różnych resortów, to parlamentarzyści. Zastanawiam się, że nie jest możliwe, by posłowie i senatorowie (płci obojga) zajmowali się przede wszystkim stanowieniem dobrego prawa i nadzorowaniem rządu, a nie bieżącą polityką, przez co w parlamencie kontrolują… sami siebie. Oczywiście ten stan rzeczy istnieje od dziesięcioleci, ale marzy mi się rząd złożony z fachowców, desygnowany tylko i koordynowany przez polityków. No cóż, marzyć jest rzeczą ludzką…

   Lista spraw wołających o nowe rozwiązania jest bardzo długa. W swoim unikalnym stylu zrekapitulował je Paweł Lęcki, wyjaśniając dlaczego, póki co, nie będzie tańczył z radości z powodu rychłego odejścia ministra Czarnka. Pozwolę sobie przytoczyć tutaj jego słowa:

„Poczekam z tym tańcem do momentu, aż zostaną podjęte działania w sprawie niekompetencji CKE, złych egzaminów, złego systemu sprawdzania, złej rekrutacji do szkół średnich, powołany zostanie interdyscyplinarny zespół ekspertów z różnych dziedzin nauki, który stworzy wystarczająco uczciwe kryteria oceniania ze szczególnym uwzględnieniem egzaminów z języka polskiego, zostaną wszczęte prace na temat problemu mobbingu w szkołach, wypalenia zawodowego ciała pedagogicznego, które zaczęło się już dużo wcześniej; gdy pojawią się sygnały, że może faktycznie ktoś będzie rozważał pilotażowe programy systemowego tutoringu, systemowych mediacji rówieśniczych, a nie tylko opowiadał baśnie o armii psychologów, ktoś wpadnie na pomysł zmiany momentu wyboru przez młodych ludzi profilowanego zestawu przedmiotów, zastanowi się, jak realnie zatrzymać kryzys szkolnictwa technicznego, jak zmienić system kształcenia nauczycieli, podejmie realne działania na rzecz zmiany systemu wynagradzania dyrektorów, całego systemu awansu zawodowego nauczycieli, wyraziście wzmocni pozycję nauczycieli przedszkoli, faktycznie zacznie prace nad likwidacją dwóch obiegów polskiej edukacji, zacznie realnie działać na rzecz zmniejszania rozwarstwienia edukacyjnego, podejmie choć próby dyskusji nad sensem rankingów, podejmie szeroko zakrojone badania nad rozpadem umiejętności pisania w języku polskim, dokona faktycznej ewolucji systemu oceniania dla wszystkich, mądrze urealni podstawy programowe, skróci czas, który uczniowie spędzają w szkole, odpowiedzialnie wykorzysta nadchodzący niż demograficzny bez pozornych oszczędności na kadrze zawodowej, opracuje zmiany w kwestii prawnej wycieczek szkolnych, faktycznie zmieni koncepcję funkcjonowania kuratoriów oświaty, bez uciekania od tego, że musi istnieć instytucja, do której mogą odwołać się uczniowie, rodzice i nauczyciele w sytuacjach konfliktowych, w końcu podejmie realne prace na rzecz stworzenia wystarczająco dobrego i żywego kanonu lektur, który nie będzie głównie historią literatury, dokona zmian prawnych, żebym nie zastanawiał się nad tym, czy jak chciałem, żeby uczniowie w czasie lekcji chodzili po całej szkole i szukali tego, co kojarzy im się z lekturami obowiązkowymi, robili zdjęcia, to jak ktoś się potknie, to będę za to ponosił odpowiedzialność, bo powinienem być w każdym momencie stróżem ucznia mego.”

   Z całą mocą chciałbym w tym miejscu poprzeć Pana Pawła, także w konkluzji, którą zakończył swój tekst: „(…) to przecież tylko garstka zmian, działań, które należy podjąć i określić harmonogram rozpisany na lata. Szkoła nie potrzebuje rewolucji, ale mądrej i konsultowanej ewolucji”. Otóż to!

   Optymistycznie przypomnę w tym miejscu, że tydzień przed wyborami przedstawiciele ugrupowań opozycji demokratycznej ogłosili 9-punktową deklarację realizacji rekomendowanych przez ZNP rozwiązań "poprawiających sytuację uczniów, studentów, nauczycieli, nauczycieli akademickich oraz pracowników administracji i obsługi". Tylko przyklasnąć, szczególnie że istnieje także stworzony przez szeroką reprezentację środowisk działających na rzecz edukacji (SOS) „Obywatelski Pakt dla Edukacji”, oraz pakiet propozycji działań krótko- i długoterminowych dla nowych władz. Inspiracji zatem nie zabraknie, a jedyne, czego się obawiam, to widocznej czasem w powstających siłami społecznymi dokumentach (a już wprost oczywistej u polityków) tendencji do uzdrawiania edukacji metodą zakazywania jednych działań, a nakazywania innych. Wiadomo, że pewne zarządzenia są i będą niezbędne, ale jestem przekonany, że odgórnie można jedynie stworzyć warunki; zadekretować realnej zmiany w ludziach po prostu się nie da.

   Udręka i ekstaza autonomii

   Bardzo cieszy mnie, że w opozycyjnych planach mowa między innymi o autonomii placówek oświatowych. Podkreśla się również wagę kształcenia obywatelskiego. O jednym i drugim trudno jednak mówić w oderwaniu od praktykowania demokracji w tych instytucjach na co dzień. Niestety, podobnie jak w przypadku całego społeczeństwa, tak w szkole lub przedszkolu jest to niezwykle trudne. Wymaga czasu, czasu i jeszcze raz czasu, a poza tym innych deficytowych zasobów: wzajemnego szacunku, cierpliwości, gotowości zrozumienia obiektywnych ograniczeń i odmiennych racji. Wymaga także odejścia od utrwalonego wieloletnią praktyką działania akcyjnego, zerwania z wytrenowanym nawykiem oczekiwania na odgórne wytyczne, zredukowania obawy przed kontrolą oraz wykorzenienia zdrowego w dotychczasowych realiach odruchu obudowywania wszystkich działań papierowymi zabezpieczeniami. Jest dla mnie oczywiste, że zmiany w tym zakresie wymagać będą wielu, wielu lat. Można ten czas nieco skrócić, prowadząc przemyślaną narrację wobec społeczeństwa, budując przyzwoitą bazę materialną dla działalności edukacyjnej, wciągając do myślenia i współpracy szerokie kręgi nauczycieli, w tym kadry zarządzającej, działaczy społecznych i samorządowych. Tak czy inaczej jednak będzie to przedsięwzięcie, którego rezultaty mamy szansę odczuć nie wcześniej niż za kilka lat.

   Kierując od lat autorską szkołą doskonale wiem, że nie jest łatwo w roli dyrektora być demokratą. Najlepiej chyba opisuje moją sytuację określenie, jakie lata temu wpisano na laurce, którą otrzymałem na 50-te urodziny od grona bliskich osób, w tym współpracowników: „demokratyczny autokrata”. Trudno kolektywnie rozważać na co dzień każdy problem z osobna; ludzie oczekują sprawnego podejmowania decyzji i pewnej pryncypialności. Dlatego demokracja, a zatem także autonomia, muszą rozgrywać się w dłuższej perspektywie czasowej.

   Raz na trzy lata opracowujemy w STO na Bemowie „Strategię rozwoju”. Jest to dokument określający cele, jakie powinien osiągnąć nasz Zespół Szkół w kolejnej perspektywie rozwojowej. Wypracowywany wspólnym wysiłkiem dyrekcji, rady pedagogicznej, przedstawicieli rodziców i organu prowadzącego, a także samorządu uczniowskiego. „Strategia” zawiera także wykaz planowanych działań, mających służyć osiągnięciu założonych celów. Po przyjęciu przez organ prowadzący, staje się podstawą, na jakiej rada pedagogiczna i dyrekcja formułują kolejne roczne plany pracy naszej placówki.

   W każdym roku spotykamy się na Sejmiku Szkolnym, gromadzącym nauczycieli oraz chętnych rodziców i uczniów, poświęconym omówieniu aktualnych zagadnień związanych z działalnością STO na Bemowie. Tematy proponowane są wcześniej przez organy szkoły lub pojedyncze osoby. Obrady toczą się w 8-10 grupach. Na zakończenie odbywa się prezentacja wypracowanych wniosków, które stanowią inspirację do planowania pracy w kolejnym roku szkolnym.

   W szkole STO, której organ prowadzący tworzą rodzice uczniów, nie musi funkcjonować rada rodziców. Z drugiej strony jednak istnieje potrzeba posiadania forum, na którym można by na bieżąco omawiać sprawy nurtujące społeczność szkolną. Tę funkcję spełnia Rada Przedstawicieli Rodziców. To ciało doradcze dyrekcji, składające się z osób wydelegowanych przez każdą z klas, obradujące 4-5 razy w ciągu roku szkolnego. Treścią spotkań jest wysłuchanie informacji dyrektora na temat bieżących wydarzeń, problemów i sukcesów w działalności szkoły, wyrażenie opinii w sprawach zgłoszonych przez dyrekcję lub poddanych pod dyskusję przez przedstawicieli, oraz prezentacja spraw wniesionych przez poszczególne klasy. Mimo braku uprawnień stanowiących, RPR jest doskonałym forum współpracy społeczności rodziców z dyrekcją szkoły, a pośrednio z całym zespołem pedagogicznym. Zarazem tworzy też system wczesnego ostrzegania przed kiełkującymi dopiero problemami.

   W STO na Bemowie funkcjonują dwa niezależne samorządy uczniowskie – w Szkole Podstawowej i w Liceum. Mają szeroki zakres kompetencji, w tym dysponują własnymi środkami pieniężnymi, w ramach budżetu Zespołu Szkół. Wyrażają opinię uczniów o różnych prawach, podejmują inicjatywy programowe. Z każdym roku coraz sprawniej korzystają z kompetencji zapisanych w ich regulaminach, które z największą skrupulatnością respektuje dyrekcja szkoły.

   Samorządy uczniowskie są zaangażowane, między innymi, w organizację konkursu projektów w ramach wewnętrznego budżetu partycypacyjnego. Środki na ten cel pochodzą z odpisu od podatku PIT na rzecz organizacji pożytku publicznego, jaki corocznie otrzymuje od darczyńców organ prowadzący - Samodzielne Koło Terenowe nr 69 STO. Propozycje projektów służących społeczności szkolnej mogą zgłaszać wszyscy zainteresowani, samodzielnie albo w zespołach. Wybór następuje w drodze powszechnego głosowania, w którym biorą udział uczniowie, pracownicy szkoły i rodzice. W roku szkolnym 2022/2023 kwota budżetu wynosiła osiemnaście tysięcy złotych, które przeznaczono na realizację 5. spośród 12. zgłoszonych przedsięwzięć.

   Opisane tutaj rozwiązania, służące wewnątrzszkolnej demokracji, są przykładami wykorzystania tego zakresu autonomii, jakim już dotąd dysponowała szkoła niepubliczna. Bardzo bym chciał – i liczę na to w kontekście działań nowych władz, by pewna swoboda podejmowania decyzji została rozciągnięta także na plan nauczania, zakres materiału w ramach podstaw programowych, możliwość tworzenia elastycznych rozwiązań organizacyjnych. Przyznam, że jestem bardzo ciekawy, czy uda się to zrealizować, i czy powstaną warunki, by również w szkołach publicznych było więcej przestrzeni dla demokracji i partycypacji.

   Jedno jest pewne: zmiana władzy otwiera możliwości, których w razie kontynuacji rządów Zjednoczonej Prawicy w ogóle by nie było. Nie zlikwiduje głębokich podziałów – one pozostaną z nami bardzo długo, może jednak stworzyć dobry klimat dla wewnętrznych dyskusji, ucierania poglądów i dokonywania wyborów lokalnie najlepszych. Czego sobie i Czytelnikom, z okazji zdobycia parlamentarnej większości przez demokratyczną opozycję, najserdeczniej życzę!

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Zielicz Włodzimierz

No niestety mamy festiwal pomysłów, które po pierwsze WYDAJĄ się nic nie kosztować, a po drugie autonomia autonomią, a KAŻDA szkoła MUSI zrealizować jakiś szczególny "prosty" pomysł mających niewielkie o niej pojęcie, ale za to studiujących namiętnie rozpowszechniane przez media schematy i stereotypy myślowe polityków. Przykładów jest sporo, ja podam 2 charakterystyczne
1.Pojawił się - w wykonaniu nie byle kogo, bo twórcy "babciowego" (które wbrew nazwie bynajmniej nie jest dla babć!) posła Andrzeja Domańskiego(choć nie tylko!) pomysł, by nauczyciele "okupili" 30% podwyżki całkowitym ministerialnym/ustawowym ZAKAZEM PRAC DOMOWYCH ....
2.Oczywiście pojawiają się też, wypowiadane na jednym wdechu ze stereotypem "odchudzenia" podstaw programowych (choć ich ZAKRES jest dużo MNIEJSZY niż był w pokoleniu rodziców, nie mówiąc o dziadkach!), pomysły DOZRUCENIA nowych przedmiotów i treści programowych :-(

Skomentował Ppp

Panie Włodzimierzu, sprawy zadań domowych oraz odchudzenia podstawy programowej są oczywiste, tłuczone od wielu lat i dotychczas nie wykonane. Nie ma się zatem co dziwić, że wracają przy każdej okazji. I będą wracać, dopóki nie zostaną wykonane!
Teoretycznie istnieje możliwość, że ktoś w końcu udowodni, że te postulaty są niewłaściwe - tylko, że skoro nikt tego nie zrobił przez tyle lat (dla mnie 38 od czasu pójścia do szkoły), to bym na to nie czekał.
Pozdrawiam.

Skomentował Zielicz Włodzimierz

@Ppp
Diabeł, jak zwykle tkwi w SZCZEGÓŁACH... ;-) Otóż "proste" pomysły na te szczegóły nie zwracają uwagi, ograniczając się do prostego UKAZU MEN czy Sejmu, który coś NAKAZUJE wszystkim szkołom i nauczycielom, niezależnie od tego JAKA to szkoła, JAKI przedmiot - "michałek", jeden z trzech cywilizacyjnie kluczowych - umiejętność sprawnego komunikowania się w 3 językach - ojczystym, obcym i matematyce (języku nauki!), kierunkowy w LO, czy to kl.I SP czy maturalna itp. itd. Ot takie zabijanie łopatą muchy na cudzym nosie. Mucha zniknie, ale ... Na dodatek trudno to pogodzić z autonomią czy wolnością nauczyciela&szkoły - też były takie hasła. Co do "odchudzania pp", to - po pierwsze - wymienia się je na jednym wdechu z listą NOWYCH haseł i przedmiotów, które trzeba do szkoły wprowadzić, a po drugie problem jest w konstrukcji podstawy i sposobie jej egzekwowania (a to nie ma wiele wspólnego z potocznym(!) myśleniem o odchudzaniu. Problemem jest też UNIFORMIZACJA - co dobre dla jednych , to dla innych za trudne. No mamy co porównywać - polscy kandydaci na studia ścisłe, techniczne czy ekonomiczne z takiej matematyki na tle kolegów z tzw. zachodu, nie mówiąc już o Chinach, Indiach, Korei Płd. Japonii czy Wietnamie są DYLETANTAMI ( nie słyszeli(!) nawet o całkach, równaniach różniczkowych, macierzach czy liczbach zespolonych!) . A RYNEK PRACY w tych dziedzinach GLOBALNY ...

Skomentował Jarosław Pytlak

@Ppp - Nie ma nic oczywistego w sprawie prac domowych, co powinno być oczywiste dla każdego mającego choć trochę pojęcia o nauczaniu/uczeniu się. Dowody na to są dostępne w literaturze pedagogicznej. Co do podstawy programowej - zgoda, sam zresztą to pokazałem w jednym z artykułów, na przykładzie biologii.
Najbardziej martwi mnie, że pojawił się w polityce kolejny ważniak, który - oczywiście - świetnie zna się na edukacji.

Skomentował Zielicz Włodzimierz

@JP
100/100

Skomentował Alina

A może warto, abyśmy my, oddolnie, z 10 punktów Obywatelskiego Paktu dla Edukacji wybrali jakiś punkt, i w tym punkcie jakiś podpunkt, na którym byśmy pouczyli się, jak wprowadzać zmianę w demokratyczny sposób w całym kraju? To byłby nasz, obywatelski wkład w tworzenie zmiany w edukacji. I jednocześnie wskazanie kierunku i pomoc dla rządzących. Taka malutka "przygrywka" do wielu innych zmian, które są niezbędne do uporządkowania spraw w naszym kraju.

Skomentował Alina

Dodam od razu, że dla środowisk, z którymi czuję się najbardziej związana, jest to punkt drugi - 2. Szkoła dobrze i racjonalnie finansowana. A w tym punkcie maleńki podpunkt dotyczący finansowania edukacji przedszkolnej. Aby się zmierzyć z tym "podpunkcikiem" trzeba się troszeczkę nauczyć o finansach publicznych. Zrozumieć np, że są dla każdego z nas ważne dwa budżety z pieniędzmi publicznymi: budżet państwa i budżet własnej gminy. Czyli praktyczna edukacja obywatelska. I tu ciekawostka - budżet państwa w skali kraju pokrywa tylko ok.15% kosztów edukacji przedszkolnej. I to pokrywa nietypowo - nie subwencją, a dotacją płaconą na ucznia. Dotacja ta wyniosła 1607,35 zł na rok na dziecko 3-5 lat. Statystycznie ok.85% kosztów pokrywa gmina. Ale tylko statystycznie. Moja Warszawa pokrywa ok. 90%!!! Gdybyśmy rzucili hasło - każdy rodzic, nauczyciel i uczeń oraz inny obywatel zainteresowany edukacją zna procent udziału dotacji przedszkolnej z budżetu państwa w kosztach edukacji przedszkolnej we własnej gminie, to samorządy zaczęłyby wyliczać i publikować na swoich stronach takie informacje. I to byłby wielki krok w stronę porządkowania finansów publicznych w naszym kraju. Myślę, że szybko okazałoby się, że jest to maleńki kamyczek, który porusza ogromną lawinę.

Skomentował Zielicz Włodzimierz

@Alina
1.Poziom zamożności JST w Polsce jest b. zróżnicowany, zresztą również płac i cen - mamy RYNEK. W jednym miejscu znajdzie Pani masę chętnych np. do pracy w przedszkolu, a w stolicy wcale - za, pozornie, TE SAME PIENIĄDZE! Przy czym stolica jest miastem bogatym - za 2021 rok NADWYŻKA budżetowa w niej wyniosła 2 MILIARDY zł(10% budżetu!), za 2022 PÓŁ MILIARDA.
2.Oświata to skomplikowany SYSTEM z licznymi wewnętrznymi powiazaniami - każdy "punkcik" zmian, każdy UKAZ czy DEKRET w niej oddziałuje na wiele innych POZORNIE niezwiązanych obszarów. Warto o tym pamiętać!

Skomentował Alina

@Zielicz Włodzimierz
Absolutnie racja! My w miastach nie mamy pojęcia, jak różne są finanse gmin wiejskich czy miejsko-wiejskich, nawet sąsiadujących. System finansowania oświaty wprowadzony w 1999 roku, wymaga głębokich zmian. Myślenie o zmianach w finansach oświatowych, jak na razie, podporządkowane jest myśleniu o zwiększaniu wynagrodzeń nauczycieli. Warto może pomyśleć najpierw o zmianie systemu finansowania i organizacji oświaty wiejskiej, a potem o wynagrodzeniach? Takiego zdania jest nie tylko Federacja Inicjatyw Oświatowych, którą reprezentuję, niektóre inne NGO, ale i m.in. związek pracodawców. Wystarczy wspomnieć, iż algorytm oświatowy na podstawie którego naliczana jest subwencja oświatowa dla JST w 1999 rok miał 14 wag. Obecnie - ponad 95, chyba teraz nawet ponad 100!!! Konsekwencją tego systemu jest likwidacja małych wiejskich szkół (obniżanie szans edukacyjnych dzieci i degradacja wsi), zamiast wymyślenia systemu finansowania dostosowanego do potrzeb oświaty wiejskiej. O tym mogłabym wiele pisać, więc napiszę na portal NGO.PL.

Skomentował Zielicz Włodzimierz

@Alina
No z wynagrodzeniami nauczycieli w wielkich miastach, szczególnie w stolicy, jest "drobny" problem - przy ich obecnej wysokości nauczycieli, szczególnie pewnych specjalności (również w przedszkolach!) po prostu BRAK. Tak działa RYNEK PRACY!!! I to się pogłębia ... :-(

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...