Blog

Czarn(k)a noc w polskiej edukacji

(liczba komentarzy 17)

   Mamy obecnie w rodzimej edukacji trzy porządki.

   Pierwszy buduje minister Czarnek. Jego kolejne posunięcia konsekwentnie prowadzą do nadania polskiej szkole narodowo-patriotyczno-katolickiego wyrazu. Jest więc zapowiedź zmian w liście lektur, gdzie kilka niesłusznych pozycji zostanie zastąpionych słusznymi, w tym twórczością Jana Pawła II. Zanosi się na wprowadzenie obowiązkowego wyboru pomiędzy religią a etyką, co już spotkało się z entuzjastycznym poparciem ze strony Konferencji Episkopatu Polski. Trudno się dziwić, bo w zdecydowanej większości szkół, wobec braku nauczycieli etyki, ów obowiązek oznaczać będzie wybór pomiędzy religią katolicką a etyką wykładaną przez katechetów. Porządek ministra Czarnka oznacza również zerwanie z takim miazmatem liberalizmu, jak (w miarę) demokratyczny wybór dyrektora szkoły na rzecz udawanego konkursu, w którym bezwzględną większością głosów z założenia dysponować będzie przedstawiciel kuratorium. Który to urząd – to kolejny element czarnkowego porządku – już wkrótce ma ostatecznie stanąć na straży prawomyślności kadry pedagogicznej, dyscyplinując – do usunięcia ze stanowiska lub zawodu włącznie – wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób w swoich działaniach postąpią wbrew państwowej ideologii.

   Trzeba przyznać, że w zestawieniu z obecnym ministrem pierwsza szefowa MEN z ramienia PiS, Anna Zalewska, może dzisiaj wydawać się osobą pełną umiaru. Co prawda zdewastowała polską edukację, ale uczyniła to w sposób, można by rzec, pragmatyczny, modyfikując tylko jej wcześniejszy kształt. Przemysław Czarnek, z błogosławieństwem swoich politycznych mocodawców, podjął dzieło uformowania polskiej szkoły na nową modłę, jako przyszłego miejsca taśmowej produkcji patriotów i katolików. Sam zresztą publicznie deklaruje, że Polska musi pozostać ostatnim bastionem prawdziwego chrześcijaństwa w zlaicyzowanej Europie.

* * *

   Wizja odmiennego porządku funkcjonuje w poglądach całej mnogości innowatorów edukacyjnych, którzy deklarują konieczność zupełnie innych zmian niż wprowadza ministerstwo. Na pierwszy plan wysuwa się postulat uwolnienia szkoły z ciasnego gorsetu przepisów, a przy okazji również z takich atrybutów tradycyjnej edukacji, jak na przykład ocenianie, system klasowo-lekcyjny czy prace domowe. Paleta poglądów jest po tej stronie niezwykle szeroka, ale powtarza się postulat nadania nauczycielom większej autonomii, a jednocześnie postawienia przed nimi innych zadań, niż uświęcone tradycją. Przed wszystkim, postuluje się odejście od nauczania na rzecz wspierania uczniów w ich możliwie samodzielnym i kreatywnym zdobywaniu wiedzy.

   Wśród aktywnych rzeczników ponownego zdefiniowania roli szkoły i nauczycieli dominują internetowi eksperci, którzy swoją popularność i rozpoznawalność budują w mediach społecznościowych. Część z nich opiera się na swoich indywidualnych doświadczeniach, inni na przeświadczeniach. Niewiele jest w tym gronie osób mających dorobek, który może już teraz świadczyć, że ich pomysły są nie tylko słuszne, ale także realne. Co nie znaczy, że postulaty zmiany są pozbawione sensu. Są w pełni uprawnione, bo kryzys polskiej edukacji, na wielu płaszczyznach, jest dość oczywisty i jeśli nie wyznaje się poglądu rządzących, że wystarczy powrócić do korzeni, to narzuca się wręcz potrzeba poszukiwania nowych rozwiązań.

   Póki co, drugi porządek pojawia się w realnym świecie w niewielkiej liczbie placówek oświatowych, głównie niepublicznych, które korzystają z swojej większej autonomii, choć to publiczna szkoła podstawowa z Radowa Małego ze swoją dyrektorką Ewą Radanowicz stanowi sztandarowy przykład, że zmieniać edukację można wszędzie i nie trzeba w tym celu wojować z systemem, ani burzyć go do fundamentów. Na małą skalę drugi porządek budują również rozrzuceni po kraju nauczyciele, którzy z własnej inicjatywy wprowadzają nowe metody pracy i odchodzą od niektórych utartych schematów.

   Jest niewątpliwą reakcją na fatalną reformę Zalewskiej, że w ostatnich latach dyskurs na temat przyszłości edukacji stał się bardzo intensywny. Spotęgowała go jeszcze pandemia, która przy okazji zdalnego nauczania odkryła przed światem obraz szkolnej rzeczywistości, która jawi się siermiężnie, niezależnie od osobistego zaangażowania wielu nauczycieli. O nieadekwatności systemu w stosunku do oczekiwań społecznych decydują bowiem nie tylko ludzie, ale także okoliczności, takie jak niezwykle szczegółowa podstawa programowa czy dyktatura egzaminów zewnętrznych, które skutecznie krępują oddolną inicjatywę. Swoją rolę odgrywa również wciąż malejące społeczne zaufanie, szczególnie pomiędzy rodzicami uczniów i nauczycielami, a także rosnąca skala problemów rozwojowych, psychologicznych i środowiskowych wśród uczniów, którym współczesna polska szkoła coraz częściej nie jest w stanie wyjść naprzeciw.

   Niestety, wspomniany dyskurs odbywa się w izolowanych od siebie bańkach informacyjnych. Gremia dyskutujące o potrzebnych zmianach zupełnie nie biorą pod uwagę dorobku innych, choć ten zazwyczaj jest ogólnie dostępny. Na przykład, jedna z najszerzej zakrojonych inicjatyw, Narady Obywatelskie o Edukacji (NOoE) z 2019 roku, zaowocowała bardzo ciekawym raportem. Tymczasem obserwując kolejną inicjatywę w tym zakresie, powstałą pod egidą Senatu i za sprawą osobistego zaangażowania pani senator Joanny Sekuły, widzę w niej inne osoby, lansujące swoje poglądy – bez widocznego nawiązania do tamtych, ani do innych wartościowych opracowań, których jest całkiem sporo.

   Wśród aktywnych rzeczników drugiego porządku zwraca uwagę brak przedstawicieli nauki. Dominują eksperci, którzy tę nazwę zyskują z powodu swojej działalności praktycznej, co jest oczywiście godne i sprawiedliwe, ale rozbrat z zapleczem akademickim powoduje, że budowany gmach wyobrażeń ma tylko połowę fundamentu. Inna sprawa, że szkolnictwo wyższe ma dzisiaj swoje własne kłopoty, bowiem reformy przeprowadzone przez rząd Zjednoczonej Prawicy przeorały także to środowisko. A poza tym internet jest bardziej łaskawy dla poglądów popularnych i chwytliwych, aniżeli dla naukowej analizy rzeczywistości.

   Aby obraz sytuacji w sferze alternatywy dla działań ministra Czarnka był pełny, trzeba jeszcze podkreślić całkowity brak sprawczości gremiów, środowisk opracowujących swoje wizje zmian. Dysponujemy więc, na przykład, niezależnie powstałymi opracowaniami: „Polska szkoła 2035”, „Polska szkoła 2046” i „Polska szkoła 2060”, ale w żadnym z nich nie ma pomysłu, jak wprowadzić w życie przyjęte postulaty. Jest to oczywiście w dużej części efekt całkowitego zawłaszczenia przez rządzących sfery edukacji, w której nie pozostawiają nawet odrobiny miejsca na społeczne inicjatywy. Ale jest to również chyba brak świadomości, jak bardzo skomplikowana to materia. Słysząc panią senator Sekułę, deklarującą wobec zgromadzonych w siedzibie Senatu ekspertów-praktyków przystąpienie do pisania na nowo Prawa Oświatowego, nie widzę w tym świadomości, jak trudne jest to zadanie. I jak nierealne w gronie szlachetnych skądinąd ludzi, którzy prawa nigdy nie stanowili. To powinna być materia pracy grupy prawników, sowicie wynagradzanych przez jedną z opozycyjnych partii, żeby taki projekt stworzyć, uwzględniając w nim sugestie różnych środowisk, zachowując przy tym cały czas łączność z realnym życiem. A ponieważ żadna partia nie przeznaczy na to swoich cennych funduszy, pozostaje czekać na utratę władzy przez PiS, by zlecić to zadanie legislatorom zatrudnionym w ministerstwie. Póki co, pozostaniemy w sferze słusznych deklaracji i jednostkowych inicjatyw, o które zresztą będzie coraz trudniej w warunkach czarnkowej kontrrewolucji.

   Piszę to wszystko ze smutkiem, bo mentalnie przynależę do tego drugiego porządku, starając się w szkole zachować ducha swobody w edukacji. Wiem jednak z praktyki, jak wiele wysiłku wymaga taka działalność, jak duży opór materii istnieje przy wprowadzaniu nawet dość oczywistych innowacji. Dlatego uważam, że bez zmian politycznych ta tendencja pozostanie tylko niszą, o ile władzom nie uda się zdusić jej całkowicie. Co też jest możliwe, bo w polskiej oświacie istnieje jeszcze trzeci porządek, na którego sztandarze wypisano: „Rutyna i pragmatyzm”.

   W przeciętnej polskiej szkole trwa mozolny wysiłek utrzymywania się na powierzchni. Uczniowie są ważni, choć może niekoniecznie najważniejsi. Trzeba przecież zrealizować podstawę programową, jak najlepiej wypaść na egzaminach, zadowolić rodziców lub chociaż poradzić sobie jakoś z niezadowolonymi. Do tego prowadzić w miarę normalne życie szkolne, to znaczy lekcje (z takimi nauczycielami, jacy są), uświęcone tradycją imprezy, uroczystości. Dodatkowym obciążeniem jest chroniczna frustracja materialna pracowników, często brak środków na cokolwiek więcej niż podstawowe zajęcia. W tej codziennej rutynie zwyczajnie brakuje miejsca na pedagogiczne wzloty. Rozsądek mówi, żeby nie kopać się z nadzorem pedagogicznym czy organem prowadzącym. W takich realiach, jeżeli dwa opisane wyżej porządki aspirują do zastąpienia trzeciego, to zdecydowanie większą szansę ma wizja ministra Czarnka. A tym prędzej ogarnie ona cały system, im bardziej skłóceni ze sobą będą dyrektorzy, nauczyciele i rodzice uczniów. W tej sytuacji mozolne dogadywanie się w szkole, budowanie pomostów, wydaje mi się nakazem patriotyzmu. Nie osiągniemy jednomyślności, ale możemy przynajmniej wspólnie egzystować w jakim-takim wzajemnym poszanowaniu nawet bardzo skrajnych poglądów, o ile nie są one narzucane innym jako jedyne słuszne. To taki mój program na czas oczekiwania, aż historia odeśle do lamusa rządzące obecnie ugrupowanie, które najwyraźniej przypisuje sobie prawo do decydowania, na czym polega patriotyzm.

   W tym miejscu zwrócę się jeszcze do bliskich mi w dążeniach zwolenników zmiany w edukacji. Nie wzmacniajcie swoich najsłuszniejszych nawet poglądów tak emocjonalną i brutalną krytyką nauczycieli, jaką niestety często obserwuję. W ten sposób można zjednać sobie może dziesięć procent zwolenników, ale dziewięćdziesiąt procent ugruntuje się w niechęci. Odsądzając nauczycieli od czci i wiary nie spowoduje się ich cudownej przemiany. A deklarowanie, że powinni oni wszyscy odejść, jest, delikatnie mówiąc, mało konstruktywne.

   Edukacja to niezwykle złożona dziedzina życia społecznego. Słusznie niektórzy zauważają, że opiera się na dobrych relacjach. Trzeba je budować także między dorosłymi.

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Ewa

Pamiętam z podręcznika Historii (lata sześćdziesiąte) rozdział -Zbrodnia hitlerowska w Katyniu. Pokazując mi to, mój Tata mówił -nieprawda-. i tłumaczył. Przerażająca wizja mnie teraz ogarnia, że moje dzieci będą moim wnukom znowu podobnie prostować historię z podręczników. Może dadzą radę. Szacun i pozdrowienia dla Pana Dyrektora. Ewa Krupińska

Skomentował Marcin Zaród

Bardzo dziękuję z ten tekst. Mobilizuje do zachowania równowagi, do myślenia opartego jednak na istniejącym dorobku naukowym, a nie wyłącznie na indywidualnych doświadczeniach. I faktycznie, czemu Senat nie sięgnął po owoce NOoE?

Skomentował Ppp

„Nie wzmacniajcie (...) emocjonalną i brutalną krytyką nauczycieli” - teoretycznie zgoda.
Praktycznie jest tak, że nauczyciel jest „przedstawicielem korporacji”. Jeśli korporacja działa źle, klienta nie musi interesować, kto konkretnie jest temu winien. Kulturalniejszy powie „Osobiście nic do Pana/Pani nie mam, ale proszę przekazać szefostwu, że...”. Mniej kulturalny, lub kilkakrotnie „olany” po prostu się na nim wyżyje – a przedstawiciel oberwie nie za swoje winy, ale za bycie członkiem źle działającej korporacji.
Jednak nawet w źle działającej korporacji można być lepszym lub gorszym – COŚ zawsze można, choćby wyjaśnić, a nie twierdzić, że „tak trzeba i bez dyskusji”. A jeśli zarządzenie jest „debilne”, lub wpadka jest oczywista, to nie należy mówić klientowi, że nie ma racji, kiedy to zauważy. „Ma Pan rację, ale nic z tym nie możemy zrobić” brzmi o wiele lepiej – a przynajmniej przedstawiciel nie robi z siebie durnia.
Pozdrawiam.

Skomentował Xawer

Nie zgodzę się z postulatem niekrytykowania nauczycieli. Nie są świętymi krowami, wyłączonymi z reguł powszechnie obowiązujących - krytyki z powodu swoich działań. Pracując w jakiejś firmie przed światem zewnętrznym odpowiadają za nią. Jeśli zupa jest zimna, to na kelnera spada wiązka obelg, choćby podgrzewacz się popsuł. Jak słusznie zauważa Ppp, nauczyciele są frontendem systemu i reprezentują go wobec dzieci i rodziców. Pracując w nim dobrowolnie sami przyjmują na siebie odpowiedzialność za to, co i jak ten system robi. Zwłaszcza, że nie stoją z boku względem dzieci i rodziców, uśmiechając się do nich przyjaźnie z kąta, ale są dobrowolnymi, płatnymi szeregowymi egzekutorami przymusu szkolnego w takiej formie, jaką wykonują na zlecenie państwa. Nie robią tego pod przymusem - tu są bardziej odpowiedzialni za system szkolny, niż zomowiec z poboru, nie mogący odmówić służby, był w stanie wojennym odpowiedzialny za ówczesną opresję. Jeśli ktoś z nauczycieli nie akceptuje systemu i jego absurdów, to droga wolna, wymówienie może złożyć i zająć się czymkolwiek innym, a nie gorliwą realizacją poleceń Czarnka. Pozostając w systemie autoryzuje i bierze na siebie odpowiedzialność za jego działanie, choćby puszczał oko, że on Czarnka nie znosi.
Stąd nie mogę zgodzić się z Ppp w tym, że akceptowalne jest twierdzenie "nic z tym nie możemy zrobić". Nauczyciele mogą zrobić: napisać wymówienie z pracy, by nie brać nadal odpowiedzialności za system, w którym pracują, a nie odchodzą z niego. Nie oszukując siebie i innych, że są Wallenrodami, bo gdy trzasną drzwiami, to zastąpią ich dużo gorsi.

Pani Ewo! Co jest przerażającego w tym, że rodzice dzieciom prostują głupoty, jakie te usłyszały w szkole? Całe szczęście, że to robią! Historia to mały i nieistotny pikuś, ale proszę poczytać podręczniki matematyki czy fizyki! Nie trzeba Czarnka, by trzeba było trzymać się od nich jak najdalej.

Skomentował Jarosław Pytlak

@Xaver - nie do Pana kierowany był ten postulat, tylko do aktywnych zwolenników zmiany w edukacji - aktywnych w internecie i używających sobie na nauczycielach w sposób bardzo brutalny. To dość konkretna grupa ludzi, choć oczywiście mógł Pan uznać, że Pan jak wszyscy jest zwolennikiem zmiany. W sumie Czarnek też jest.

Skomentował Xawer

@J.P.
Nie zrozumiałem, o kogo Panu chodzi. O nauczycieli "zmieniaczy" wieszających psy na nauczycielach "konserwatystach" - to do nich uwaga była adresowana?
Bo za aktywnego zwolennika zmian (niekoniecznie "dobrych zmian") w edukacji się jak najbardziej uważam. Tyle, że nie szukając tej zmiany na lepsze (już bez cudzysłowu) w szczegółach, a w założeniach polityczno-konstytucyjnych, czyli za źródło zła uznaję nie jakiegoś konkretnego nauczyciela (choć o głupocie i niekompetencji co poniektórych mogę opowiedzieć trochę anegdot), czy innego ministra (nie zamierzam prowadzić dyskusji o niższości Czarnka pod Hall bądź vice versa), tylko zło widzę w zasadzie, że szkolnictwo jest domeną państwa, jest masowe, jednolite i przymusowe.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

1.Dziś min. Czarnek ogłosił, że nie ma czegoś takiego jak autonomia szkół. Pan minister powinien trafić, przynajmniej(!), na studia podyplomowe z zarządzania wielkimi(!) organizacjami czy strukturami, skoro chce edukacją ZARZĄDZAĆ ... ;-) Polecam Wydział Zarządzania UW albo Szkoła Koźmińskiego - daleko nie będzie miał ...
2.Nieobecność świata akademickiej pedagogiki w dyskusjach nad zmianami edukacji w Polsce wynika z kompletnego jego ODERWANIA od szkolnej RZECZYWISTOŚCI(znanej im ze szkolnych czasów wyłącznie!), czego najlepszym przykładem jest osławiony prof.Konarzewski (profesor pedagogiki), ale i inni niewiele lepsi. https://www.tygodnikprzeglad.pl/klopot-podstawami-programowymi/
No a już pracownicy naukowi innych dyscyplin ... :-(

Skomentował Xawer

@ J.P.
O tym, że akademicka pedagogika to najbardziej jaskrawy przypadek cargo cult science R.P. Feynman mówił już ponad pół wieku temu. Nic się w tej mierze nie zmieniło.

Skomentował Xawer

@ W.Z. oczywiście, za pomyłkę przepraszam....

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Xawer
Dokładnie ... :-(

Skomentował Xawer

@ W.Z
Im więcej się zastanawiam, tym trudniej mi się nie zgodzić Czarnkiem, choć trudno go lubić. Szkolnictwo nie jest rynkową korporacją, tylko organem państwa, egzekwującym przymus na obywatelach. Nic gorszego, niż niepoddana ścisłej państwowej kontroli "autonomia" klawiszy, policjantów, agentów CBA, celników, urzędników skarbowych czy nauczycieli, by mając obywateli oddanych pod swój przymus wykonywali go według swojego niekontrolowanego widzimisię. A kontrola poprzez ministra - nawet, jeśli w aktualnej kadencji jest nim Czarnek - wydaje mi się i tak lepsza, niż poprzez radę gminną w Kraśniku albo w innej "gminie wolnej od LGBT", albo też jeszcze gorzej - żadna.

Autonomię, to mogą nieć (i powinny mieć większą, niż mają) wyłącznie dobrowolne prywatne szkoły świadomie wybierane, ale nie "szkoły ostatniego wyboru", do których się przymusowo trafia z rozdzielnika, jeśli nie znajdzie się samemu żadnej nam pasującej, do której nawet dopłacimy. Flandria jest tu doskonałym przykładem: już coś koło 80% uczniów korzysta z najróżniejszych i dość swobodnych charter schools, ale te 20% szkół państwowych ostatniego wyboru jest bardzo jednolite, centralnie zarządzane i ściśle kontrolowane.
Jeśli już chcesz Czarnka wysyłać na studia podyplomowe, to raczej do Akademii Sztabu Generalnego by sprawniej zarządzał podległą mu zhierarchizowaną i scentralizowaną strukturą. Choć bliskie związki Czarnka z episkopatem raczej świadczą, że nie zabraknie mu umiejętności wymuszenia posłuszeństwa i jednolitości na podwładnych.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Xawer
Nie idziesz z duchem czasu w zarządzaniu NAWET w wojsku i tkwisz w czasach armii pruskiej Frederyka Wielkiego. Już w Wehrmachcie Guderiana dbano by się młodsze szarże/pododziały wykazywały inicjatywą. U amerykańskich SEALSÓW (ichni Grom/Formoza) od czasu jak się kilkunastu komandosów w czasie inwazji na Grenadę utopiło, bo się sztabowcy pomylili, też jest autonomia w planowaniu wykonania zadań - SWOJĄ akcję każdy przemyśli do sekundy i metra. Autonomia nie jest DAREM władzy (rozsądnej) - ona jest JEJ potrzebna ... ;-)

Skomentował Xawer

@W.Z.
Szkolnictwo tkwi w czasach armii pruskiej Fryderyka Wielkiego. I nadal uparcie realizuje ten sam cel i to samo zadanie: przymusową alfabetyzację dzieci niepiśmiennych poddanych pańszcyznianych chłopów. Ponad to nie potrafi od tych 200 lat wyjść, nadal stosując tę samą metodę: państwowy przymus nad poddanymi. Nie zauważając, że rodzice nie są już niepiśmiennymi pańszczyznianymi chłopami tylko wolnymi obywatelami w sporej części lepiej wykształconymi od nauczycieli, nadal "alfabetyzuje" ich dzieci, choćby sami potrafili zrobić to równie skutecznie, jak wtedy umieli nauczyć dziecko doić krowy, więc szkoła nie musiała zajmować się uczeniem tak praktycznych umiejętności.

Autonomia (choć bardzo ograniczona) żołnierza jest przydatna jemu samemu, żeby się nie utopił albo nie dał zabić, ale w żadnym razie nie jest potrzebna cywilowi na okupowanym przez jego oddział terenie. Wprost przeciwnie. Autonomię to mieli żołnierze serbscy gwałcący Bośniaczki. Nikt z ich przełożonych się w to nie wtrącał.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Xawer
1.To o czym piszesz to były 4 klasy szkoły powszechnej w Prusach. I była tam pruska dyscyplina, na straży której był pedel z kijem/szpicrutą/pasem. Gdzie w polskiej szkole dziś spotkasz pedla? Poza tą 4-klasową szkołą były też szkoły wyższego szczebla, i też państwowe. Taki system szkolnictwa realizował CELE ROZWOJOWE Prus/(później Niemiec) - realizował skutecznie - na początku XX w. to Niemcy stały się dominujące w nauce, technice i najpotężniejszym krajem w Europie.
2.Państwowe szkolnictwo dominuje nie tylko w byłym RWPG, ale także w skrajnie rynkowym(choć po chińsku) Singapurze, Japonii, Korei Płd. a nawet USA. Tyle, że tam, nawet w USA, szkolnictwo realizuje CELE ROZWOJOWE państwa.
3. W Polsce rządzą politycy, którzy, jesli stawiają cele rozwojowe, to tylko w propagandzie wyborczej. I skrajnie nieudolna biurokracja - dokładne odbicie tej jaką opisywał 70 lat temu Parkinson w UK. Skoro państwo polskie, więc i edukacja nie mają CELÓW ROZWOJOWYCH, to nasi wyjątkowo nieprofesjonalni politycy ją traktują wyłącznie jako kłopotliwe obciążenie i budżetu i państwa, oczywście pozostawiając b. marnej polskiej wolną rękę w pozbywaniu się tego "kłopotu". I edukację wykorzystują, co najwyżej, do celów autopromocji jako rzekomi wyzwoliciele biednych dziatek/rodziców ze szkolnej opresji ... :-(
BTW autonomia jest potrzebna pododziałowi wojska żeby WYKORZYSTAŁ sytuację/okazję (i jej szukał) jeśli się taka nadarzy, nie czekając na rozkaz/akceptację z góry. Dokładna odwrotność radzieckiej sztuki wojowania w piewszych 2 latach wojny ... ;-)

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Xawer
Co do autonomii w gwałtach - w wyzwolonej Francji 1944 żołnierze USA dokonali jakichś 700-800 TYSIĘCY gwałtów. To nie ma nic wspólnego z autonomią - wszystkie armie NA WOJNIE podobnie się zachowują - a raczej z psychiką żołnierza, który już niczego i nikogo się nie boi bo następnego dnia może zginąć z dużym prawdopodobieństwem ... :-(

Skomentował Xawer

@ W.Z.
A co ma do czego osoba pedla i to, czy szkoła trwa 4 lata, czy 12? Jeśli już, to tyle, że przymus został trzykrotnie wydłużony, a efekt końcowy jest taki sam - w zasadzie jedyne, co z niej absolwent wynosi, to umiejętność czytania. Choć już rzadko po niemiecku, a ponad 100 lat temu dzieci we Wrześni nie miały z tym problemu.
Kary cielesne wyszły z użycia w szkolnictwie wcale nie wcześniej, niż z prawa i praktyki ogólnopaństwowej. Raczej później, ciągnięcie za uszy i stanie w kącie pamiętam jeszcze z własnego dzieciństwa w końcu lat gomułkowskich. Dziś państwowy przymus egzekwuje się z mniejszą fizyczną brutalnością, a przede wszystkim ekonomicznie (karami finansowymi)

"Poza tą 4-klasową szkołą były też szkoły wyższego szczebla, i też państwowe."
Tylko z tą drobną różnicą, że nie były przymusowe ani masowe, a korzystali z nich wyłącznie chętni. I chwała reformie zum Altensteina, że stworzyła trzy poziomy szkolnictwa, z których tylko pierwszy był przymusowy (i to też tylko dla pańszczyźnianych wieśniaków i proletariatu miejskiego, dzieci z już piśmiennych i w miarę zamożnych rodzin uczyły się czytać we własnych domach od swoich rodziców, guwernantek albo od pastora) Nawet w tak dawnych i tak autorytarnych czasach, autorytaryzmu systemu szkolnego było trzykrotnie mniej, niż dzisiejszy zapis konstytucyjny "nauka do 18 roku życia jest obowiązkowa".

"Tyle, że tam, nawet w USA, szkolnictwo realizuje CELE ROZWOJOWE państwa."
Bardzo trafnie definiujesz na czym polega auksyliarność i liberalizm szkolnictwa - na realizacji celów (mniejsza jakich) PAŃSTWA, a nie obywatela. On podlega przymusowi, a system szkolny go egzekwuje. Choć mało gdzie tak długo, jak w Polsce.

"W Polsce rządzą politycy, którzy..."
Którzy zostali wybrani w demokratycznych wyborach powszechnych. Choć od dawna już nie tacy, na których głosowałem. Raz rządzi PiS, innym razem post-PZPR, innym PO. A w USA raz rządzi Trump, a raz Biden. Tylko co to ma wspólnego z opresywnością i przymusowością szkolnictwa?
Przypomnę tylko, że katechezę do szkół wprowadził nie wczoraj Czarnek, ale w 1990 prof. Henryk Samsonowicz (skądinąd bardzo lubiany i szanowany przeze mnie człowiek, na którego w 1989 głosowałem w wyborach, bo był akurat w moim okręgu wyborczym) pozakonstytucyjną "instrukcją ministra". Nie Czarnek też ani nie PiS są autor5ami przymusu szkolnego - jeśli już, to PiS odkręcił wydłużenie go na sześciolatki i skrócił przymusową jednolitość z 9 do 8 lat.

"edukację wykorzystują, co najwyżej, do celów autopromocji jako rzekomi wyzwoliciele biednych dziatek/rodziców ze szkolnej opresji"
O tak! Którykolwiek (poza błyskawicznie odkręconym epizodem Handkego) skrócił przymus szkolny? Najwyżej wydłużyli, uchwalając obowiązkową "zerówkę" albo "sześciolatki do szkół", zachowując ten sam końcowy limit 18 roku roku życia. Akurat nie Czarnek ani PiS wprowadził te zmiany.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Xawer
"Wyzwalanie dziatek spod szkolnej opresji" to coraz węższy od 30 lat zakres merytoryczny szkolnych programów, to systematyczne obniżanie poziomu wymagań oraz destrukcja narzędzi jego egzekwowania, powiększanie pola pretekstów biednej dziatwy do nicnierobienia....
Polscy politycy/urzędnicy nie wiedzą PO CO te dzieci mają być w szkole tyle lat, za to by okazać PR-ową "troskę" postulują, by to było możliwie długo ... ;-)

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...