Blog

I jeszcze jeden drobiazg...

(liczba komentarzy 5)

   To będzie krótki wpis, który powstał ad hoc na fali wielkiej popularności poprzedniego, wyjaśniającego, dlaczego w sytuacji nadzwyczajnej nie zadziałamy w szkole tak zdecydowanie i skutecznie, jak by się chciało. W wymianie komentarzy, na naszym własnym podwórku STO na Bemowie, pojawiła się informacja, że są rodzice, którzy w swoich instytucjach w ramach kwarantanny otrzymali polecenie pracy w domu, a dzieci do szkoły posyłają. Jednym z argumentów jest to, że zakażenie koronawirusem – jak słychać – przebiega u dzieci w sposób łagodny i nie prowadzi do przypadków śmiertelnych. Świetnie! Też czuję ulgę.

   Pozwolę sobie jednak zwrócić uwagę wszystkich, którzy w ten sposób uspokajają się, że w placówce oświatowej, oprócz dzieci, jesteśmy także my - dorośli: nauczyciele, administracja i obsługa.

   Taki drobiazg...

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Włodzimierz Zielicz

Przede wszystkim jednak dzieci, choć choroba dla nich niegroźna, przenoszą ją na inne dzieci. A te z kolei na, m.in. swoich dziadków i babcie oraz rodziców.. W ten sposób TEŻ przyczyniają się do rozwoju i trwania epidemii. BTW - nic nie wiemy póki co o UBOCZNYCH skutkach zakażenia, również u dzieci ... ;-)

Skomentował Krzysztof

Personel niepedagogiczny "sie" wymieni, co to za problem. Żaden.
Nauczycielami się nie przejmują, to administracją i obsulgą w szkołach będzie się ktoś przejmował?
No, chyba tylko dyrektor szkoły.....

Skomentował Xawer

Drodzy Państwo!
W Polsce dotąd nie ma ani jednego przypadku zgonu spowodowanego koronawirusem i kilka przypadków zakażeń, za to jest kilkaset śmiertelnych przypadków przejechania pieszych przez samochody rocznie. Przykładajmy więc do koranawirusa miarę zgodną z zagrożeniem: dużo mniejszą, niż do tego, że ktoś wjeżdża na dziedziniec. Ktoś taki jest dużo groźniejszy od kogoś, kto wrócił z wakacji we Włoszech. Na najzwyklejszą grypę, wokół której nikt nie robi paniki z maseczkami, kwarantannami i pilnowaniem, by ktoś zakażony nie pojawiał się i nie kichał w miejscach publicznych, umiera w Polsce rocznie kilkaset osób.
Nie nadużywajmy też wobec zjawiska, na które nikt w Polsce nie umarł, a w Chinach kilkaset osób, strasznego słowa "epidemia", przywołującego obrazy o ospie - czarnej śmierci, która wybiła w średniowieczu ponad połowę ludzi w Europie, albo o dżumie z powieści Alberta Camusa. W nie potocznym, ale ścisłym medycznym znaczeniu, w Polsce żadnej epidemii koronawirusa nie ma. Jest tylko panika medialna wokół kolejnego wirusa, jaki wymutował z dawniejszych. Zawsze tak było, że pojawiały się nowe szczepy, tylko analiza DNA, pozwalająca nadać im nową nazwę, nie była znana.

Skomentował Xawer

Zadziałacie Państwo wyjątkowo skutecznie - w całej Polsce nie umrze na koronawirusa ani jedno dziecko szkolne. I tak by nie umarło, ale musicie sobie przypisać za to zasługę. Rząd już to robi, a media mu w tym nieświadomie pomagają - nakręca panikę, która wkrótce okaże się bezzasadna. Ale ile pieniędzy zostanie wydane (w końcu nie rząd je wyda ze swojej kieszeni) na maseczki i ile bedzie kosztowało to, że ktoś przeziębiony będzie poddawany kwarantannie, to już mniejsza o to.

Skomentował Adam

Gdyby u rodziców stwierdzono wirusa, byłby problem. Ale nie stwierdzono, więc dlaczego mieliby nie posyłać dzieci do szkoły? Wyrządziliby w ten sposób dzieciom krzywdę (dwa tygodnie zaległości) i naruszyliby prawo (odpowiadają za realizację obowiązku szkolnego. Do tego dochodzi odwrotna niż w zakładzie pracy kwestia finansowa - tam płacom im, za szkołę płacą oni.

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...