Blog

Kij w mrowisku

(liczba komentarzy 11)

   Od pewnego już czasu słychać było o planie wykorzystania potencjału fejsbukowej grupy „Ja,Nauczyciel’ka” do stworzenia nowego ruchu społecznego w oświacie, najpierw fundacji, a docelowo związku zawodowego. Ów materializujący się obecnie zamiar zyskał ostatnio szczególny rozgłos za sprawą wywiadu z Marcinem Korczycem, jednym z liderów przedsięwzięcia, jaki opublikowała w „Rzeczpospolitej” Anna Szulc. Nie chodzi bynajmniej o to, że zaistnienie na łamach „Rzepy” stanowi wyraz wejścia do informacyjnego mainstreamu, ale o konkretne stwierdzenie, które padło w tej rozmowie, że „nowa organizacja nie zamierza także zbyt mocno koncentrować się na obronie Karty Nauczyciela i pensum”.

   W internecie zawrzało. Dość miękkie w gruncie rzeczy „nie zamierza (….) zbyt mocno” zostało powszechnie odebrane jako ogłoszenie na sztandarze zgody na likwidację Karty Nauczyciela, będącej bodaj największą świętością stanu nauczycielskiego.

   Bardzo wiele negatywnych komentarzy znalazło się nawet na samym fejsbukowym profilu „Ja,Nauczyciel’ka”. Odezwały się też nożyce. Związek Nauczycielstwa Polskiego opublikował materiał pn. „Nasza Karta, to nasze prawa”, wskazując w nim rozliczne fakty, mające stanowić o unikalnej i ponadczasowej wartości tego dokumentu. W tym samym czasie pan Proksa z oświatowej „Solidarności” przypomniał sobie i ogłosił, że postulaty płacowe jego związku, zarówno w kwestii kwot, jak stworzenia nowego systemu wynagradzania nauczycieli, wciąż nie są spełnione. Zagroził przy tym działaniami protestacyjnymi w bliżej nieokreślonej przyszłości. 

   Wypowiedź Marcina Korczyca została natychmiast powiązana ze słowami szefowej sejmowej komisji edukacji, posłanki PiS Mirosławy Stachowiak-Różeckiej, która stwierdziła, że „inicjatywa zmiany bądź likwidacji tego aktu prawnego leży po stronie nauczycieli. Nie warto jednak umierać za Kartę". W tym kontekście swoje oświadczenie wydał również nauczycielski „Protest z wykrzyknikiem” wyraźnie odcinając się, a właściwie potępiając działania „Ja, Nauczyciel’ki”. W rezultacie nowa inicjatywa, wspólnym wysiłkiem wielu, została wpisana we wszelkie możliwe podziały w społeczeństwie i środowisku oświatowym, stanowiąc modelowy wręcz przejaw „polskiego piekła”.

   Wszystkie zjawiska, które towarzyszą się wykluwaniu nowego związku zawodowego pracowników oświaty, budzą ogromne emocje. Jak zresztą wszystko w dzisiejszych czasach. Może warto jednak powściągnąć je na chwilę, sięgając po wsparcie ze strony rozumu.

   Uważam, że powstanie nowej organizacji związkowej w oświacie jest zjawiskiem pozytywnym. Związek Nauczycielstwa Polskiego nie zdołał doprowadzić do zwycięskiego końca walki nauczycieli o poprawę ich sytuacji zawodowej. Oświatowa „Solidarność’ wręcz zhańbiła się pomocą udzieloną rządowi w pacyfikacji nauczycielskiego protestu. Oba te związki nie rokują obecnie żadnej nadziei na udział w jakimkolwiek przełomie. Być może nowa inicjatywa też nie, ale dlaczego nie spróbować?! Zadanie przed liderami „Ja, Nauczyciel’ki” jest ogromne: przekształcenie internetowej grupy w realny ruch społeczny. Stworzenie jego podstaw prawnych, programowych i ekonomicznych. Przekonanie znaczącej grupy ludzi, żeby się do niego przyłączyli. Jeżeli to wszystko zostanie uwieńczone powodzeniem, to jak najlepiej zaświadczy o zdolnościach organizatorów, a zabetonowanej od dziesięcioleci przez ZNP i „Solidarność” scenie związkowej pojawi się nowy gracz. A jeśli inicjatywa ostatecznie poniesie fiasko, to i tak może spowodować sporo ożywczego fermentu. W zasadzie już spowodowała.

   Ciekawe, że chcemy, marzymy wręcz o prawdziwej demokracji, a równocześnie gotowi jesteśmy alergicznie reagować na jej przejawy. Tym bardziej nerwowo, gdy upatrujemy w nich działanie wrogich nam sił politycznych. Sporo moich znajomych podejrzewa, że „Ja, Nauczyciel’ka” może być jakąś nową bronią władzy w walce ze środowiskiem oświatowym. A ja uważam, że idąc tropem tego rozumowania ryzykujemy pozostanie w okopach wojny polsko-polskiej do końca świata i jeden dzień dłużej.

   W dziedzinie edukacji władza od czterech lat działa jak taran, gwałcąc wszelkie standardy przyzwoitości. Jeśli potrzebuje listka figowego dla symulowania pozorów liczenia się ze środowskiem nauczycielskim, ma pod ręką oświatową „Solidarność”, gotową podżyrować wszystko, czego Partia w danym momencie potrzebuje. Nie wierzę więc w spisek, w którym rząd wspiera nowy związek, aby pod pretekstem pochylenia się nad jego postulatami, dokonać korekt kursu, które mogłyby odwrócić dziejącą się już katastrofę oświatową. Nie ten rząd i nie ci ludzie, choć oczywiście skorzystają oni z okazji, by namieszać wśród nauczycieli. Czynią to jednak wystarczająco skutecznie nawet bez tej nowej inicjatywy, korzystając z niemocy społeczności nauczycielskiej, ich związków zawodowych oraz partii opozycyjnych, które wciąż jeszcze nie do końca pojmują, jakie znaczenie ma edukacja dla społeczeństwa.

   Nie mam pretensji, że nowa organizacja jest gotowa rozmawiać z politykami, także z partii rządzącej. Nie podzielam poglądu „Wykrzyknika”, że należy czekać aż sytuacja w oświacie znormalnieje. Bo ta normalność sama nie przyjdzie. Próbujemy o nią walczyć różnymi metodami (sam brałem udział w dwóch think tankach edukacyjnych), a chwilowy brak efektów nie oznacza bezsensu takiej działalności.

   Proponuję zatem nie osądzać „Ja, Nauczyciel’ki” za rzekomą czy nawet rzeczywistą postawę prorządową. ZNP i „Solidarność” miały już swoje szanse. Jeśli chcemy mieć szansę my, jako społeczeństwo, musimy wierzyć w sens aktywności obywatelskiej. Wliczając w to taką, która nie w całości mieści się w bańce naszych poglądów.

   Ze swej strony muszę w tym miejscu zadeklarować, że nie podzielam części postulatów nowego ruchu. Szczególnie nie podoba mi się zamiar objęcia wszystkich nauczycieli, także szkół niepublicznych, dobrodziejstwami jednolitej regulacji zasad zatrudniania. Nie jestem też przekonany do idei samorządu zawodowego nauczycieli, choć z drugiej strony może to dobry pomysł, ale w pakiecie z przebudową całego systemu. A tego nie da się osiągnąć bez strącenia z piedestału Karty Nauczyciela. W tej szczególnej kwestii mój pogląd jest jeszcze bardziej radykalny niż ten, który zaprezentował Marcin Korczyc w wywiadzie dla „Rzepy”. Karta Nauczyciela w obecnej postaci jest kulą u nogi systemu oświaty. Co postaram się uzasadnić.

   Weźmy najpierw problem na tzw. „logikę”.

   Jaka jest obecnie sytuacja zawodowa nauczycieli?

Ośmielę się stwierdzić, że fatalna. Mimo istnienia Karty Nauczyciela.

   To może, gdyby Karty nie było, byłoby jeszcze gorzej?

To znaczy, że teraz nie jest aż tak bardzo źle?! Ja uważam, że jest wystarczająco beznadziejnie, by zerwać z myśleniem magicznym, które przypisuje tej ustawie rolę gwaranta jakiegoś statusu nauczycieli. Bo ten status to fikcja, o czym mieliśmy okazję boleśnie przekonać się przy okazji strajku.

   O tym, jak skutecznie Karta chroni na co dzień interesy nauczycieli mogą coś powiedzieć wychowawczynie przedszkoli, którym władza pożałowała dodatku za wychowawstwo, i żadna Karta Nauczyciela w tym nie przeszkodziła. Większość parlamentarna może uchwalić dzisiaj niemal dowolną zmianę w statusie nauczycieli, albo nowelizując samą Kartę, albo przemycając taką regulację w innej ustawie oświatowej. Historia ostatnich czterech lat dostarcza wielu przykładów.

   ZNP na swojej stronie internetowej opublikował zestawienie faktów świadczących o ponadczasowej i fundamentalnej wartości Karty Nauczyciela. Wskazał m.in., że stanowi ona „jedyny już dzisiaj właściwie w Polsce zbiorowy układ pracy”.

To powinno raczej dawać do myślenia, czy nie jest przeżytkiem innej rzeczywistości.

   Wg ZNP Karta „określa warunki pracy nauczycieli, ich obowiązki, prawa oraz precyzuje stopnie awansu zawodowego i wysokość wynagrodzenia nauczycieli".

Cóż, na ile skutecznie to czyni, nauczyciele odczuwają na własnej skórze, w postaci mnożących się kontrowersji dotyczących czasu ich pracy i zakresu obowiązków, głodowej wysokości wynagrodzeń. Jeśli ustawa jest taka świetna, to dlaczego jest tak źle?!

   Karta „zapewnia Nauczycielom stabilizację”.

Jasne! Tylko tej stabilizacji pogratulować i pozazdrościć.

   Wg ZNP „wcześniejsze zapisy nie chroniły nauczycieli przed nadużyciami ze strony dyrektorów”.

Oczywiście, zapisy Karty Nauczyciela chronią. I przepraszam za sarkazm.

   Karta „nałożyła na dyrekcje szkół oraz organy nadzorujące konieczność zapewnienia nauczycielom i uczniom odpowiednich warunków do pracy i nauki”.

No to je mają i są szczęśliwi, tak?!

   „Dzisiejszą Kartę, od tej uchwalonej w 1982 r., dzielą lata świetlne – w ciągu 30 lat dokument był zmieniany ponad 60 razy”.

Dzięki temu zamiast 102 artykułów jest w niej 138, wiele z podpunktami sięgającymi granic alfabetu, a objętość tekstu zwiększyła się dwuipółkrotnie. Zamiast konstytucji zawodowej nauczycieli mamy ustawę-monstrum, nowelizowaną zawsze w interesie władzy, a nie pracowników.

   „Najważniejsze przepisy oraz – co istotne – duch tej ustawy pozostały jednak niezmienione – to przekonanie o konieczności zapewnienia dzieciom bezpłatnej, świadczonej na wysokim poziomie oświaty przez stabilnych zawodowo nauczycieli”

Niestety, duch tej ustawy już dawno utracił kontakt ze światem realnym.

   Nie jest misją związku zawodowego nauczycieli tworzenie wizji systemu oświaty. Nie dziwię się więc i nie mam pretensji do ZNP, że nie wnosi oryginalnych pomysłów w tej dziedzinie. Zresztą czasy autentycznie nie sprzyjają. Ale wielki związek zawodowy mógłby pokusić się o opracowanie i prowadzenie do debaty publicznej, tak obecnie ożywionej, jakiegoś nowego pomysłu zasad zatrudniania i wynagradzania nauczycieli, zamiast bronić archaicznej Karty niczym niepodległości.

   Profesja nauczycielska jest w Polsce (i nie tylko w naszym kraju, nauczycieli poszukuje większość krajów europejskich) w potężnym kryzysie. Już teraz widać, że największym wyzwaniem najbliższej przyszłości będzie przegotowanie kadr nie do przekazywania wiedzy z matematyki, fizyki czy jakiegoś innego przedmiotu nauczania, tylko światłych, odpornych psychicznie i dobrze przygotowanych metodycznie specjalistów od ogarniania dziecięcego żywiołu: pracy z grupami, w których coraz większy odsetek uczniów będzie posiadał specjalne potrzeby edukacyjne, a i pozostali będą oczekiwać znacznie więcej, niż dzisiaj oferuje szkoła. W tym celu potrzebne jest raczej nowe, naprawdę nowe prawo o tym zawodzie, a nie sześćdziesiąta któraś nowelizacja dokumentu, którego znaczenie leży w dużej części w sferze mitologii.

   Zanim ktoś zechce mnie zlinczować za zamach do nauczycielską świętość, proszę, niech przeczyta jeszcze raz to, co napisałem. Nie agituję za "Ja,Nauczyciel'ka" tylko uważam, że trzeba wystudzić emocje. Tym bardziej nie namawiam do wspierania obecnej władzy. Obecnym szefom resortu edukacji nie powierzyłbym nawet portmonetki z pieniędzmi na codzienne zakupy, a co dopiero losu milionów polskich uczniów i setek tysięcy nauczycieli. Ale nadzieję na odnowę upatruję, m.in. w poszukiwaniu nowych rozwiązań, a nie w uporczywej obronie starych, które z ducha pochodzą z zupełnie innej epoki!

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Grzegorz

Zabrano kn wychowawcom w domach dziecka, poprawiło im się?

Skomentował Adam

Z przeproszeniem: problem, o którym Szanowny Pan Dyrektor z taką żarliwością pisze, nie istnieje. Obrona Karty nauczyciela jest ze strony ZNP socjotechnicznym działaniem pozorowanym. Żaden związek nauczycielski nie ma szans jej obronić przed rządzącą większością, bo Karta jest zwykłą ustawą, którą można unieważnić w nocy z piątku na sobotę. W całości lub w części - tak jak poprzednio rządząca większość unieważniła przepis o możliwości przechodzenia nauczycieli na emeryturę po 30 latach pracy, zupełnie ignorując istnienie praw nabytych (w ustawach dotyczących resortów mundurowych nie odważyła się na taką bezczelność) - przy milczącej zgodzie zaprzyjaźnionego z tamtą władzą ZNP.

Skomentował Małgorzata

Zgadzam się z Panem. KN to przeżytek. Sama jestem w oświacie 30 lat. Pracowałam w szkołach stowarzyszeniowych jak i samorządowych. Przeszłam nie jedną reformę. Znając życie to pewnie nie koniec. Moim marzeniem jest aby do zawodu nauczyciela trafiali najlepsi, silne osobowości z charyzmą. Niestety nasze państwo o to nie dba.

Skomentował Izabela

Namawiał kiedyś Pan nauczycieli do podjęcia strajku. Efekty strajku żadne. Klęska. Poza tym, że straciliśmy pieniądze z wypłaty. Dowódca odpowiada za wynik kampanii. Niech nas Pan za to przeprosi zamiast pakować nas w kolejne kłopoty, Likwidacja Karty Nauczyciela?! Bezsens. Komu Pan służy?!

Skomentował Xawer

"Nie chodzi bynajmniej o to, że zaistnienie na łamach „Rzepy” stanowi wyraz wejścia do informacyjnego mainstreamu"
Pewnie! W dzisiejszych czasach to nie Rzepa, ale Facebook jest mainstreamem! Oczywiście, przeglądać go trzeba ze smartfona, a nie z laptopa, czy (nie daj Boże takiego zacofania) ze stacjonarnego komputera.

"Związek Nauczycielstwa Polskiego opublikował materiał pn. „Nasza Karta, to nasze prawa” "
To wybrał sobie na to idealną rocznicową datę tuż koło 13 grudnia, by przypomnieć, że ta Karta to jedna z pierwszych ustaw Stanu Wojennego, (z 26 stycznia 1982). Broniarza wtedy nie internowano, aresztowano ani wypałowano, więc ta ustawa jest dla niego czymś o ponadczasowej wartości.

"Uważam, że powstanie nowej organizacji związkowej w oświacie jest zjawiskiem pozytywnym."
Dlaczego Pan tak uważa?
Poproszę o przykład jakiejkolwiek związku zawodowego jakiejś grupy zawodowej, jednocześnie z sukcesem osiągającego jej interes grupowy i nie powodującego ostrych konfliktów z resztą społeczeństwa. Można to było uznać w czasach Karola Marksa i rzeczywistej walki klasy robotniczej o prawa ludzkie w wilczym kapitalizmie w rodzaju Ziemi Obiecanej, ale dziś w realiach demokratycznych społeczeństw? Coś pozytywnego widzi Pan w tym, że jakaś grupa zawodowa tworzy sobie silną i sprawną organizację, walczącą o jej grupowy interes z resztą społeczeństwa? Górnicy palący opony na ulicach Warszawy? Kolejarze PKP? Rolnicy z Samoobrony? Taksówkarze, celowo powodujący korki? Wszyscy służyli patriotycznie interesowi społecznemu? Może Związek Zawodowy Pracowników Służby Celnej, wzywający w 2003 całe społeczeństwo do głosowania przeciwko wstąpieniu do Unii, bo (słusznie skądinąd) przewidywali, że przez to stracą pracę?
Jestem głęboko przekonany, że wszystkie związki zawodowe, wykraczające w swoim działaniu poza organizowanie kas pożyczkowych, rolę opiniodawczą w sprawach organizacyjnych, dotyczącycych pracowników, negocjatora w konfliktach intywidualnego pracownika z przełożonymi i pomocy prawnej w przypadkach mobbingu, są szkodliwe społecznie, przekształcając relacje pracownik-pracodawca w relacje marksistowskiej zbiorowej walki klasowej na noże (palone na ulicach opony) i przekształcając indywidualne frustracje w zbiorowy udział w zadymach, przekształcając spory prawne w siłowe. A w przypadku pracowników firm państwowych organizując skok na kasę podatników i prowadząc walkę zbiorową nie z pracodawcą, ale z podatnikami i całością społeczeństwa.
Jedynym związkiem zawodowym, z jakim się kiedykolwiek spotkałem, wykazującym postawę prospołeczną, była Solidarność w roku 1980. Tyle, że wtedy zmiązkiem zawodowym była tylko z nazwy. Gdy się 10 lat później reaktywowała, już jako związek zawodowy sensu stricto, to sam Pan widzi co i jak robi. Różnica między S i ZNP jest tylko w tym, że ZNP zawsze, od lat przedwojennych, był związany z komunistami, a S jest związana z narodowcami. Żadne związki nigdy i nigdzie nie wiązały się natomiast z liberałami ani z centrowymi partiami umiarkowanego postępu w granicach prawa, a nieuwikłane politycznie były wyłącznie małe, lokalne związki, skoncentrowane na samopomocy i działaniach lokalnych, a nie na walce o interes grupowy dużych grup.

"Proponuję zatem nie osądzać „Ja, Nauczyciel’ki” za rzekomą czy nawet rzeczywistą postawę prorządową."
Raczej ją posądzam o kolejną grupę walki z całym społeczeństwem o swój partykularny interes. Bo w końcu chodzić im będzie o to, żeby to Jan Kowalski zapłacił większe podatki po to, by oni dostali wyższe pensje i by, broń Boże, nie zmniejszono liczebności zatrudnienia w ich zawodzie.

"Szczególnie nie podoba mi się zamiar objęcia wszystkich nauczycieli, także szkół niepublicznych, dobrodziejstwami jednolitej regulacji zasad zatrudniania."
A to oni postulują zamiast Karty Nauczyciela jakąś Nową Kartę Nauczyciela, określającą inne zasady, niż Kodeks Pracy i przepisy prawa powszechnego? Proszę nam to przybliżyć!

" „Najważniejsze przepisy oraz – co istotne – duch tej ustawy [Karty Nauczyciala] pozostały jednak niezmienione – to przekonanie o konieczności zapewnienia dzieciom bezpłatnej, świadczonej na wysokim poziomie oświaty przez stabilnych zawodowo nauczycieli”. "
Bo doskonale wiemy, że prawa i dobro dzieci zdefiniował Jaruzelski w Karcie Nauczyciela, nazwanej tak tylko dla zmyłki, bo Karta Dziecka brzmi głupio. Prawa pacjentów powinna definiować Karta Lekarza, a nie jakaś tam karta praw pacjenta, prawa aresztantów zasługują na Kartę Klawisza, a jakość jedzenia w gastronomii może zagwarantować wyłącznie Karta Kelnera i Kucharza.

@Grzegorz
Nie chodzi o to, czy wychowawcom w domach dziecka się poprawiło, tylko o to, że dzieciom w domach dziecka się nie pogorszyło. Im nic nie dawała w porównaniu z jej brakiem. I o to, że molochowatych domów dziecka w ogóle nie powinno być, a opieka nad sierotami zorganizowana przez rodziny zastępcze, adopcje i inne. A te molochowate domy dziecka, choćby miały samych Korczaków jako personel, powinny odejść do lamusa historii jak najszybciej.

@Adam
Proszę tylko pamiętać, że tak już jest, że prawa nabyte nie są wiecznotrwałe, nie obowiązują do siódmego pokolenia, ani nawet do końca życia konkretnej osoby. Nikt (i nie był to obecny rząd) nie przejmował się moimi prawami nabytymi do przejścia na emeryturę w wieku 65, ale podniósł mi ten wiek do 72. Choć nie Karta Nauczyciela mi ten wiek emerytalny 65 gwarantowała, ale prawo powszechne. Nie przejmował się też moimi oszczędnościami emerytalnymi w OFE, tylko je znacjonalizował.

Skomentował Grzegorz

@Xawer
Widzę, żę nie bardzo jest Pan zorientowany w sytuacji Domów Dziecka. Molochów już dawno nie ma. Standardem są czternastoosobowe placówki. W zależności od samorządu wynagrodzenia są różne, ale nie ma się co czarować, generalnie niższe i często bardzo rozmyty zakres obowiązków. Efekt: wysoka fluktuacja, odbijająca się na dzieciach. Bo w procesie wychowania bardzo ważna jest więź z opiekunem. A rodziny zastępcze, jakoś nie są konkurencją dla dd. Co gorsza w domach dziecka przybywa małych dzieci, których nigdy tam nie powinno być.

Skomentował Xawer

@Grzegorz
Widzę różnicę perspektywy: czy "im" (z retorycznym pytaniem, czy im się poprawiło) w Pana komentarzu dotyczyło dzieci w tych domach dziecka, czy wychowawców?

Sam Pan twierdzi, że dzieciom się polepszyło, bo domy już nie są molochowate (choć dla mnie cokolwiek, przekraczające wielkość normalnej rodziny, to już jest moloch).
A jeśli pogorszyło się wychowawcom, bo stracili uprawnienia z kn, to niespecjalnie mnie to obchodzi. W końcu domy dziecka, jeśli w ogóle mają istnieć i być utrzymywane z podatków, to mają służyć dzieciom, a nie personelowi.

Skomentował Adam

@Xawer
Dom dziecka, jak każdy dom w ujęciu społecznym, tworzą ludzie. Dlatego nie do przyjęcia jest dla mnie podejście afirmujące dzieci i jednocześnie deprecjonujące ich wychowawców. To jest groźne - najbardziej dla dzieci. Więc jeśli wychowawcom się pogorszyło i z trudem wiążą koniec z końcem, to źle i nie ma sensu tego tłumaczyć - mądrej głowie...

Skomentował Xawer

@Adam
Przyznaję Panu pełną rację.
Niskie zarobki kelnerów, w dodatku na "umowach śmieciowych" są powodem podłej jakości obsługi i smaku obiadów w restauracjach!
Dlatego musimy uchwalić Kartę Kelnera, gwarantującą im, jeśli już nie zarobki powyżej średniej krajowej, to choć nieusuwalność kelnera dyplomowanego z etatowego stanowiska. Staną się wtedy mili, uśmiechnięci i będzie im bardzo zależało na szczęśliwości gości, a nie będą się tylko fałszywie uśmiechać dla jakiś tam groszowych napiwków.

"Więc jeśli wychowawcom się pogorszyło i z trudem wiążą koniec z końcem, to źle"
Raz jeszcze: komu źle? Dzieciom? Czy im? Komu się pogorszyło?
Mądrej głowie dość wiedzieć, że dawanie pieniędzy, gwarancji i przywilejów opiekunowi jest równoważne z uszczęścliwianiem tego, kim on się zajmuje?
Jakoś we wszystkich zawodach, z jakimi miałem kiedykolwiek do czynienia, formalne gwarancje stabilności zawodowej miały raczej destrukcyjny wpływ na skutki pracy w porównaniu do sytuacji, gdy pracownicy byli rozliczani z tych skutków i łatwo ją było utracić. Bynajmniej nie takie podejście jest treścią KN.

Skomentował Adam

@Xawer
Ja też przyznaję Panu rację.
Wychowawcy w domach dziecka powinni pracować na umowach śmieciowych i za napiwki uśmiechać się do swoich podopiecznych. Prawa rynku.

Skomentował Xawer

@Adam
Tak właśnie! Bo odnoszę wrażenie, że chce Pan uznać ich za przez Boga pomazanych i rodzaj ludzi lepszy od kelnerów i wszystkich innych, z racji tego pomazania bożego należą się im specjalne przywileje, większe niż zwykłym ludziom, ale pracować będą dobrze tylko wtedy, gdy nie będą podlegać powszechnemu prawu, lecz specjalnym branżomym przywilejom? Czy mamy im stworzyć na wzór KN Kartę Wychowawcy Domu Dziecka, a wtedy bidule z pewnością przekształcą się w raj na ziemi?

Nie twierdzę, że _powinni_ pracować na "umowach śmieciowych" (choć ja osobiście wolę taką formę zatrudnienia od etatu). Powinni pracować na takich umowach, jakie podpisali i uznali za atrakcyjne na tyle, by pracę na takich warunkach przyjąć. Twierdzę tylko, że forma zatrudnienia i przywileje branżowe nie mają związku z efektami pracy. Jeśli już jakiś, to przeciwny, nie pozwalając pracodawcy rozliczać pracowników ze zdroworozsądkowej efektywności, a wyłącznie ze spełnienia formalnych przepisów i blokując łatwą wymianę złych na lepszych.

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...