Blog
Kodeks smartfonowy - pierwsza odsłona dyskusji
(liczba komentarzy 7)
Jakkolwiek większość tego, co piszę na blogu jest oparte na osobistych doświadczeniach i przemyśleniach wynikających z wykonywanej pracy, to rzadko poruszam tutaj zagadnienia bezpośrednio powiązane z działalnością Zespołu Szkół STO na Bemowie, którego jestem dyrektorem. Dzisiaj jednak sięgnę wprost na własne podwórko, a to dlatego, że temat, jaki mamy właśnie „na tapecie” w naszej szkole jest bardzo nośny i jak podejrzewam, stanowi źródło rozterek w wielu placówkach. Rzecz dotyczy mianowicie smartfonów.
Rok już mija z okładem od czasu, kiedy po raz pierwszy w gronie nauczycieli, uczniów i rodziców zastanawialiśmy się, co zrobić z tym fantem. Że jest problem – nikt nie ma wątpliwości. Nadużywanie do granic uzależnienia, pogorszenie relacji międzyludzkich w świecie realnym, spadek jakości komunikacji, domniemane zmiany w psychice młodych ludzi, a chyba i nie tylko młodych. Gorzej z rozwiązaniami. Kusząca „opcja francuska”, czyli całkowity zakaz użytkowania na terenie szkoły, oznacza w gruncie rzeczy dezercję, zostawienie młodych ludzi i ich rodziców samych z problemem. A przecież misją szkoły jest pomagać i kształcić.
W toku wielu dyskusji dotarliśmy nieomalże do portu – powstał „Kodeks Smartfonowy”, na który składają się trzy części: „Regulamin”, „Reguły dobrego wychowania” oraz „Działania profilaktyczne”. Pierwsza z nich – 25 artykułów spisanych na 9 stronach możliwie precyzyjnym językiem prawa – poszła właśnie do konsultacji społecznych, na razie w gronie rodziców i nauczycieli. Później czekają nas konsultacje (i zapewne negocjacje) z przedstawicielami dwóch samorządów uczniowskich, którym chcemy przedstawić propozycję wstępnie uzgodnioną w gronie dorosłych. W tej kolejności, żeby nie było tak, że uczniowie coś wynegocjują, a potem silne lobby rodzicielskie (lub nauczycielskie) te ustalenia przenicuje.
Chwilowo temat budzi żywy oddźwięk wśród samych dorosłych. Padają głosy z sugestiami zmian i poprawek. Jeden z nich, przesłany niejako „poza protokołem” bezpośrednio na ręce dyrekcji, poddał w wątpliwość sens wprowadzania tak złożonej regulacji prawnej w ogóle. Po uzgodnieniu z autorką publikuję go poniżej, korzystając z okazji, by swoją odpowiedź upowszechnić zarazem jako głos w prowadzonej dyskusji.
-------------------------------------------------------------------------------------
Szanowni Państwo,
Chciałabym podzielić się swoją uwagą na temat pomysłu związanego z kodeksem smartfonowym. Według mnie, regulacja ta ma szanse stać się martwym przepisem ze względu na swoją złożoność, stopień skomplikowania i obszerność materiału.
Z drugiej strony zgadzam się, że dzieci zbyt często zastępują smartfonami dziecięcą aktywność i interakcje. Pomyślałam, że może zamiast wprowadzać groźnie brzmiące regulaminy i kodeksy (prawo jazdy) mogliby Państwo (lub my – Rodzice) usiąść z dziećmi w salach i porozmawiać z nimi o tym, co tracą nie rozmawiając ze sobą, jakich emocji się pozbawiają, albo jak mogliby poprawić swoje relacje spędzając więcej czasu na rozmowach i zabawach bez telefonu).
Ostatnio w restauracjach i na spotkaniach biznesowych jest nowy zwyczaj wrzucania wyłączonych telefonów do wspólnego koszyka na czas kolacji, spotkania czy prezentacji. Są nawet przewidziane fanty i kary dla tych, którzy pierwsi wyciągają rękę po telefon:). Może to pomysł dla naszych klas?
W ten sposób wszyscy podkreślają wagę bezpośredniej komunikacji i pozytywnych (a czasem negatywnych, ale też ważnych dla rozwoju) emocji, jakie towarzyszą spędzaniu czasu na rozmowie.
Charyzma, jaką Państwo macie jako nauczyciele i ludzie jest niespotykana! Może więc zamiast sztywnych i nudnych regulaminów większą wartość miałoby dla dzieci spędzanie z takimi ludźmi czasu na pogawędkach i burzach mózgów dotyczących za i przeciw smartfonów:).
To moja sugestia, nie dzieliłam się z nią na forum, aby nie deprecjonować pomysłu.
Pozdrawiam serdecznie, Magda Merk (mama Niny i Neli)
-------------------------------------------------------------------------------------
Przyznam, że przez dłuższy czas sam nosiłem się z podobną wątpliwością jak mama naszych dwóch uczennic, jednak kilka argumentów przesądziło o wkroczeniu na formalno-urzędową ścieżkę, czyli stworzeniu nowego wewnątrzszkolnego prawa. Oto moja odpowiedź pod adresem Autorki listu, w porozumieniu z nią upubliczniona z myślą o innych uczestnikach naszej dyskusji, a także osobach postronnych zainteresowanych tym tematem.
-------------------------------------------------------------------------------------
Szanowna Pani!
Bardzo dziękuję za miły i rzeczowy list w sprawie, która budzi wiele wątpliwości i rozterek, także moich własnych. Mam nadzieję, że w naszej Szkole nie widać tendencji do nadmiernej biurokracji i formalizmu. Mamy regulamin, jeszcze dłuższy i bardziej skomplikowany niż kodeks smartfonowy, ale sięgamy do niego rzadko, bowiem większość codziennych problemów daje się rozwiązać po prostu zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Zapewne żaden uczeń nie zna tego dokumentu na pamięć, ale mimo to wykroczenia należą do rzadkości. Po prostu życie szkoły toczy się swoim porządkiem, łatwym do pojęcia dla wszystkich.
Inaczej wygląda sprawa ze smartfonami. Tutaj nie ma wzorców z przeszłości, tradycji, a tempo, w jakim urządzenia te pochłaniają ciała i dusze jest zdumiewające. Nie tylko dzieci, ale także osób dorosłych! Nasz kodeks smartfonowy jest adresowany nie tylko do uczniów, również do nauczycieli i rodziców!
W swoim liście prezentuje Pani wiarę, że wystarczy, jeśli mądry dorosły usiądzie z dzieckiem i mu coś wytłumaczy. Podobny pogląd często spotykam u rodziców, którzy sądzą, że wielu złych zjawisk w szkole, szczególnie między dziećmi, można by uniknąć, gdyby, tu cytuję typowe stwierdzenie: „wychowawca wytłumaczył uczniom, że takie zachowanie jest niewłaściwe”. Zapewniam, że wiele tłumaczymy, niestety, to tak prosto I skutecznie nie działa. W żadnej sprawie, a już w szczególności w konfrontacji z najbardziej zajmującym urządzeniem wymyślonym przez ludzkość, jakim jest smartfon. Żadna charyzma świata sama tu nie pomoże.
Wspomina Pani o zwyczaju wrzucania wyłączonych telefonów do wspólnego koszyka. Ja, niestety, widzę w restauracjach i kawiarniach przede wszystkim ludzi siedzących wokół jednego stołu i zatopionych wzrokiem każdy w swoim urządzeniu. Widzę też uczniów siedzących na sąsiadujących kanapach i konferujących ze sobą za pomocą jakiegoś medium społecznościowego. Nie widzę możliwości opanowania tej sytuacji w szkole wyłącznie perswazją, tym bardziej, co podkreślam, że dorośli też zdradzają symptomy uzależnienia, nie wyłączając niżej podpisanego :-) .
Nie bardzo wierzę w skuteczność proponowanych przez Panią rozmów, ale wierzę, że negocjacje emisariuszy świata dorosłych z przedstawicielami dzieci i młodzieży, prowadzone wokół tego rzeczywiście skomplikowanego i obszernego dokumentu, jakim jest regulamin, pozwolą wypracować rozwiązanie, którego wszyscy będą gotowi przestrzegać. I po pewnym czasie okaże się, być może, że nikt owego regulaminu nie zna na pamięć, ale zdecydowana większość go respektuje.
Nauczyciele obawiają się, że wprowadzenie nowego prawa zmusi ich do „zabawy” z uczniami w „policjantów i złodziei”. Ja sądzę, że damy radę, jeśli tylko oni sami i rodzice uczniów staną na wysokości zadania i ze swej strony też będą przestrzegać przyjętych ustaleń. A jeśli chodzi o rozmowy dzieci z rodzicami, to bardzo na nie liczę, bowiem jednolity front dorosłych z pewnością może tylko pomóc w zapanowaniu nad problemem.
Choć długi i skomplikowany, nasz regulamin smartfonowy przyniósł już jedną korzyść. Stworzył płaszczyznę do dyskusji, na której możemy się spotkać w pełnym składzie: uczniowie, nauczyciele i rodzice.
Jestem umiarkowanym optymistą. Kilka umów z uczniami w przeszłości zawarliśmy i wszystkie udało się utrzymać w mocy. Wierzę, że i tym razem będzie podobnie. A jeśli nie? Cóż, po ostatecznym uzgodnieniu kodeks smartfonowy zostanie wprowadzony na próbę, do końca roku szkolnego. Jeśli się nie sprawdzi, będziemy szukać innych rozwiązań.
Pozdrawiam serdecznie, Jarosław Pytlak
Dodaj komentarz
Skomentował Renata
Obecnie rzeczywiście uzależnienie od smartfonów jest tak ogromne, że zastanawiam się, jak młodzież sobie poradzi bez nich. Z pewnością oczekujemy nawiązania relacji społecznych rzeczywistych, czy jednak oni to jeszcze potrafią? Będzie to dla nich wyzwanie - życzę powodzenia i trzymam kciuki
Skomentował Adam
Mamy 2018 rok.
Pewne rzeczy stają się standardem i nie da się od nich uciec.
Skomentował Xawer
Nie widzę żadnej dezercji we francuskim zakazie używania telefonów w szkole. Traktuję to tak samo, jak zakaz używania telefonów podczas prowadzenia samochodu, w samolocie, albo w sali teatralnej. Albo jak zakaz używania wódki w szkole. Jeśli więc używanie telefonów w szkole jest uciążliwe, szkodliwe, czy narusza powszechne normy społeczne, to całkowity zakaz jest jak najbardziej słuszny. I na tyle oczywisty, że nie trzeba go kodyfikować w "prawie szkolnym" na 9 stron - nawet publiczne prawo w dobie Unii Europejskiej nie wchodzi w taką drobiazgowość. Generalna norma społeczna, kulturowa i moralna jest wystarczająca. Jeśli natomiast używanie telefonów nikomu nie czyni nic złego, to ani zakaz, ani "kodeks" nie mają uzasadnienia.
W "kodeksie" widzę - coraz częstszą niestety (nie tylko w EU) - tendencję do zastępowania uregulowań kulturowo-honorowo-moralnych normami prawnymi. Zamiast prostej, odwiecznej i uniwersalnej zasady kulturowej: "jeśli z kimś rozmawiasz, to patrzysz mu w oczy" (a nie w książkę, w gazetę, w ekran smartfona, ani w telewizor, w dekolt interlokutorki, czy nigdzie indziej) i związanej z nią "jeśli z kimś rozmawiasz, to poświęcasz mu całość uwagi" (a nie zajmujesz się stawianiem pasjansa, grą w szachy z kimś innym, ani czytaniem książki). Te normy kulturowe są niezmienne od tysięcy lat, obecne w niemal wszystkich ludzkich kulturach, a smartfony nie są tu niczym szczególnym.
Można najwyżej ubolewać, że wybierając pomiędzy rozmową z kimś na żywo, a przez telefon, albo oglądaniem strony fejsbukowej, spora część dzieci wybiera użycie telefonu. Pięćdziesiąt lat temu też wisieli godzinami na stacjonarnym telefonie, a rzadziej się odwiedzali. Dwieście lat temu pisali sobie listy, zamiast odwiedzić się i porozmawiać. Irlandzcy druidzi słusznie wróżyli, że przywleczona przez Rzymian umiejętność pisania i czytania nie tylko uwsteczni pamięć, ale też osłabi więzi społeczne. Teraz ubolewamy już nie nad rozpowszechnieniem pisma, ale smartfonów.
Można też ubolewać, że wszelkie normy kulturowe ulegają osłabieniu. Dzisiejsza młodzież nie tylko używa smartfonów, ale też odzywa się do starszych i nawzajem do siebie z mniejszym szacunkiem, niż niegdyś. Rozmawiając żuje gumę, a przed lunchem przykleja ją do stolika. I głośno smarka w palce.
Może to być frustrujące dla nauczycieli, ale nic nie poradzą na niską kulturę bycia swoich uczniów. Zwłaszcza w szkołach masowych, nie aspirujących do bycia elitarnymi. Elitarnymi kulturowo, a nie majątkowo. Kto jej nie ma z domu, ten jej nie nabierze i w szkole. Poza bardzo nielicznymi wyjątkami. Chyba, że to jest boarding school. A zwłaszcza żadne regulaminy i kodeksy kultury nie zastąpią, ani nie nauczą.
Skomentował Jarosław Pytlak
Obawiam się @Xaver, że to jednak nie jest takie proste. Doceniam wartkość i konsekwencję wywodu, ale dostrzegam też dwa założenia, które wydają mi się błędne. "Generalna norma społeczna, kulturowa i moralna" zdecydowanie okazuje się niewystarczająca, a smartfony są czymś szczególnym. Oczywiście to co próbujemy zrobić może okazać się chybione, ale czekanie aż normy kulturowe zadziałają daje jeszcze mniej szans na jakikolwiek pozytywny efekt.
Skomentował Xawer
Jakieś argumenty za błednością tych założeń? Za wyjątkowością smatfonów w porównaniu do innych wynalazków cywilizacyjnych z ostatnich 2000 lat?
Mogę się zgodzić, że "generalne normy społeczne, kulturalne i moralne" są niewystarczajcące. Pięćset lat temu były niewystarczające, by ustrzec społeczeństwa przed plagą kradzieży, rozbojów, mordów, etc.
I nigdy w historii żadne idee pedagogiczne nie wyeliminowały patologii społecznych.
Umówmy się jednak, że patologia smartfonowa nie jest gorsza od patologii rabunków, gwałtów i morderstw.
Ale (na szczęście!) nikomu nie przychodzi do głowy tworzenie szkolnych kodeksów na dziewięć stron, eliminujących patologię kradzieży.
Normy kulturowe zadziałają wobec tych, którzy mają je uwewnętrznione. Regulaminy ich z pewnością nie uwewnętrznią. Wobec innych nie zadziałają ani normy kulturowe, ani TYM BARDZIEJ regulaminy. Za wyjątkiem, być może, działania doraźnego, równoważnego z wprowadzeniem francuskiego regulaminu na jedną linijkę: "wyłącz telefon i zostaw go w szatni, albo spotka cię represja".
Skomentował Jarosław Pytlak
Cóż, nie wskażę jednego twardego argumentu. Ale nie przychodzi mi do głowy żaden wynalazek z okresu ostatnich 2000 lat, który w tak krótkim czasie i na tak masową skalę zmieniłby sposób codziennego funkcjonowania ludzi. Może powinienem powiedzieć, że tę zmianę wywołał internet, ale tak naprawdę smartfon, czyli "internet w twoim ręku" tę zmianę przypieczętował. A gdy czytam o okularach, które mają ponoć chińskim policjantom pozwalać rozpoznawać ludzi, to myślę, że jest to właśnie dobry symbol skali zachodzącej zmiany, o której nie śniło się Orwellowi.
Proszę mi nie wypominać tych 9 stron. Jeżeli tworzy się reguły, to muszą być w miarę precyzyjne. Mogłoby ich nie być, ale w kwestia smartfonów nie ma żadnych wzorców w tradycji. Naprawdę uważam, że nie można tego porównywać, np. do wynalazku pisma, które przez kilka tysięcy lat było narzędziem nielicznych. Smartfon stał się narzędziem wszystkich w ciągu niespełna dziesięciu lat.
Poza tym zwracam uwagę, że patologii kradzieży poświęcony jest kodeks karny i zajmuje to w nim więcej niż 9 stron luźnego druku. Jest też jakaś wzmianka w Dekalogu.
I jeszcze jedno. W moim poście wyraźnie zaznaczam, że dyskusja nad naszym kodeksem służy dogadaniu się, co proszę interpretować, jako próbę wypracowania jakiejś normy. W tym jednym, naszym środowisku. Liczę się z również z porażką. Obiecuję, że wtedy na pewno się do niej przyznam na blogu.
Ale jako pedagog staram się (w rozmaity, nie tylko kodeksowy sposób) kształtować świat. Żadne idee pedagogiczne nie wyeliminowały patologii, ale niektóre wpłynęły na ich ograniczenie. Na przykład, coraz mniej ludzi tłucze dzieci, uważając, że jest to dobra metoda wychowawcza. Oczywiście zawsze można powiedzieć, że to dlatego ogólna kultura uczniów jest dzisiaj niższa. Ja jednak uważam, że to bardziej następstwo rozpowszechnienia internetu.
Skomentował Xawer
Może nie w tak krótkim czasie, ani na tak masową skalę, to prawda. Dziś wynalazki rozpowszechniają się dużo szybciej niż nawet sto lat temu i łatwo stają się dostępne dla większości ludzi. Dziś na smartfona stać niemal każdego, a sto lat temu chłopa czy robotnika nie stać było na założenie w domu kablowego telefonu, często nawet prądu w domu nie miał. Jakie jednak znaczenie ma tempo upowszechniania się?
Widzę kilka znacznie istotniejszych dla życia rodzinno-społecznego zmian cywilizacyjnych. Zaczynając od maszyny parowej i w jej efekcie rewolucji przemysłowej i masowej pracy w fabrykach, a nie głównie w rodzinnych gospodarstwach rolnych czy warsztatach rzemieślniczych. Dzieci, dotąd pomagające w polu czy warsztacie i przebywające z rodzicami cały dzień, zostały od nich oddzielone. Albo w XX wieku nastąpiła dramatyczna zmiana w wyniku wynalazku telewizji, która spowodowała, że wieczorami ludzie gapili się biernie w telewizory, zamiast rozmawiać, śpiewać, grać w różne gry, etc. w rodzinnym gronie.
Tyle, że smartfony pojawiły się za naszego dorosłego życia, a maszyna parowa, nawet telewizja, przed naszym urodzeniem, więc już jesteśmy oswojeni z ich skutkami i nie traktujemy jako czegoś szczególnego.