Blog
List z tamtego świata czyli wyzwanie dla Bańkonautów
(liczba komentarzy 10)
Na krótko przed Dniem Edukacji Narodowej dotarł do mnie e-mail od pana Wojciecha Starzyńskiego, prezesa Fundacji „Rodzice szkole”, a w załączniku do niego felieton autorstwa nadawcy. W treści e-maila przeczytałem, że załączony tekst jest próbą odniesienia się autora do szeregu problemów nękających polską oświatę.
Pana Wojciecha Starzyńskiego znam od przeszło trzydziestu lat. Był on jednym z założycieli Społecznego Towarzystwa Oświatowego, a pełniąc funkcję prezesa zarządu tej organizacji współpracował ze mną jako dyrektorem szkoły STO przez niemal dwa dziesięciolecia. Po odejściu z funkcji objął stanowisko prezesa Fundacji „Rodzice szkole”, w której aktywnie działa do dzisiaj.
Nie wspominam jakoś źle lat współpracy, mimo zawsze istniejącej między nami różnicy poglądów politycznych. Obopólne zaangażowanie w sprawy edukacji spokojnie wystarczało za nić porozumienia.
Po odejściu pana Starzyńskiego z STO nasze kontakty stały się sporadyczne, a niemal całkiem zamarły, gdy poparł on zmiany w polskiej oświacie, wprowadzane przez minister Annę Zalewską. Ja stanąłem jednoznacznie po stronie krytyków jej reformy, a obserwując co dzieje się obecnie, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że proces destrukcji rodzimej edukacji trwa nadal. Znaleźliśmy się zatem po dwóch stronach barykady, co w praktyce oznacza również przynależność do różnych baniek informacyjnych, stanowiących zarazem dwa światy, różniące się diametralnie spojrzeniem na edukacyjną (i wszelką inną) rzeczywistość. Proszę się zatem nie dziwić, że e-mail pana Starzyńskiego odebrałem niczym list z tamtego świata, a że była w nim zapisana również zachęta do przekazania dalej załączonego artykułu, postanowiłem to uczynić, ku pożytkowi wszystkich Czytelników bloga „Wokół szkoły”. Jako że niemal na pewno zdecydowana większość jego odbiorców, to mieszkańcy mojej bańki informacyjnej, tym samym korzystam z okazji, by pokazać w tym gronie odmienne spojrzenie na rzeczywistość.
Muszę w tym miejscu zaznaczyć, że pan Wojciech Starzyński jest cały czas osobą bardzo zaangażowaną publicznie. Oprócz kierowania fundacją należy do Rady Konsultacyjnej ds. Bezpieczeństwa w Edukacji, powołanej przez ministra Przemysława Czarnka, w której jest jedynym przedstawicielem rodziców. Jest również członkiem Rady do spraw Rodziny, Edukacji i Wychowania w ramach Narodowej Rady Rozwoju, powołanym w czerwcu br. przez Prezydenta Andrzeja Dudę, obok tak znanych osób, jak prezydencki doradca ds. edukacji, prof. Andrzej Waśko, Rzecznik Praw Dziecka, Mikołaj Pawlak, czy była minister edukacji narodowej, Anna Zalewska. Jest zatem ikonicznym przedstawicielem środowiska sprawującego dzisiaj władzę nad polską oświatą.
Nie wiem, czym kierował się pan Wojciech Starzyński, umieszczając mnie na liście wysyłkowej pośród adresatów swojego felietonu. Ponieważ jednak zapisał w e-mailu także prośbę o przesyłanie własnych opinii, postanowiłem wyjść jej naprzeciw. W ten sposób obaj, wzorem Argonautów, staliśmy się Bańkonautami. Może będzie nam dane, niczym mitycznym prekursorom, odnalezienie złotego runa, którym w dzisiejszym świecie, zdominowanym przez przekaz informacji, dość nieoczekiwanie stała się zdolność osiągnięcia jakiegokolwiek porozumienia.
W tym miejscu bardzo proszę zapoznać się z felietonem pana Starzyńskiego, dostepnym pod linkiem: Kilka refleksji na Dzień Edukacji Narodowej
A oto moja opinia na tematy poruszone w rzeczonym felietonie:
Szanowny Panie Prezesie!
Osobiście od lat stosuję nazwę Dzień Edukacji Narodowej. Nie mam żadnego problemu z pojmowaniem tego dnia jako święta wszystkich uczestników procesu nauczania. Jeśli ktoś w mojej przytomności używa określenia „Dzień Nauczyciela”, są to raczej uczniowie i ich rodzice. Przyznam, że nawet nie dalej jak wczoraj otrzymałem kilka uroczych laurek z życzeniami z okazji Dnia Nauczyciela, a delegacja jednej z klas, która przyniosła mi do gabinetu w prezencie pudełko ze słodyczami, była wręcz zdumiona, gdy otrzymała w zamian czekoladki „Merci”, z prośba o poczęstowanie wszystkich koleżanek i kolegów z okazji naszego wspólnego święta.
Nazwa „Dzień Nauczyciela” jest bardzo zakorzeniona, a jej stosowanie to ani kwestia „uporu godnego lepszej sprawy”, ani spisek enigmatycznych środowisk nauczycielskich. To po prostu tradycja. Ba, ów Dzień jest nawet – w innym terminie, bo 5. października – obchodzony na skalę światową! Światowy Dzień Nauczyciela został proklamowany w 1994 roku pod auspicjami ONZ, a służy podkreśleniu najwyższej rangi tego zawodu dla społeczeństwa. Żeby obraz był pełny dodam, że zmianę nazwy w Polsce na Dzień Edukacji Narodowej wprowadzono w mrocznych dniach stanu wojennego, a zapisano w… Karcie Nauczyciela.
Jak wynika z powyższego wyróżnianie i odznaczanie przy okazji tego święta licznych nauczycieli i dyrektorów szkół nie jest wynikiem spisku czy rażącej niesprawiedliwości, ale odzwierciedleniem ich roli w sferze edukacji. Która jest, proszę wybaczyć truizm, ale po prostu najwazniejsza. Nie mogę wypowiedzieć się na temat zasadności wręczania laurek szkołom, natomiast absolutnie gotowy jestem przyjąć, że nie wszystkie te wyrazy wdzięczności są zasłużone. Pańskie określenie „często niezasłużone” wydaje mi się jednak mocno przesadzone. Osobiście mam nadzieję, że wszystkie miłe okoliczności, które spotkały 14 października nauczycieli i dyrekcję STO na Bemowie ze strony uczniów, rodziców i organu prowadzącego, były ufundowane na szczerych, ciepłych uczuciach.
Podzielam pogląd, z którym zresztą dawno temu zetknąłem się za Pańską sprawą, że szkoła powinna być kuźnią cnót obywatelskich i miejscem, gdzie wszyscy uczą się współpracy dla dobra wspólnego. Proszę mi wierzyć, że ciągle staram się wprowadzać to w praktyce w kierowanej przez siebie placówce. Nie szczędzę czasu na udział w corocznym Sejmiku Szkolnym, regularne spotkania dyrekcji z Radą Przedstawicieli Rodziców, współpracę z Samorządem Uczniowskim. Ma Pan rację, że nie wszędzie to wychodzi, a przyczyna leży zarówno po stronie rodziców, jak nauczycieli i dyrekcji szkół. Jest, na przykład, zastanawiające, że tak mało placówek posiada rady szkół – choć, jak Pan słusznie zauważył, rozwiązania ustawowe są nienajgorsze. Co do wskazanego przez Pana tłumienia rodzicielskiej aktywności, to przyczyny widzę wielorakie, ale zgadzam się, że bez tej aktywności coś ważnego w edukacji można utracić.
W swoim felietonie wskazał Pan dwa problemy nękające polską oświatę. Dotyczą one rodziców. Czytając Pański tekst trudno oprzeć się wrażeniu, że odpowiedzialnością za nie obarcza Pan przede wszystkim nauczycieli. Przyjmę za dobrą monetę zapewnienie, że to nie atak, tylko gorzka prawda. Nauczyciele są ogromną grupą zawodową. Zawsze jakaś ich część zasługuje na taką czy inną gorzką prawdę. Choć akurat oskarżenie o zawłaszczanie Dnia Edukacji Narodowej jest moim zdaniem dalekie od prawdy.
Proszę pozwolić, że ja ze swej strony również wskażę Panu dwa problemy nękające polską oświatę, które widzę z perspektywy dyrektora szkoły. W istocie widzę ich znacznie więcej, ale ponieważ Pan ograniczył się do dwóch, to ja również. Pierwszym z nich jest pauperyzacja i deprecjacja zawodu nauczyciela, połączona z pogardą ze strony rządzących i części społeczeństwa. W efekcie zaczyna brakować chętnych do wykonywania tego pięknego zawodu, a miejsce radosnej i twórczej pracy, która kiedyś była udziałem znaczącej części jego przedstawicieli, zajęło mozolne przezwyciężanie codziennych problemów, praca ponad siły i bez poczucia sensu. Jakkolwiek przyczyny tego zjawiska są złożone, odpowiedzialność za nie składam na osoby kierujące polską edukacją, a o grzech obojętności i zaniechania oskarżam również szerokie kręgi społeczeńśtwa.
Drugi problem, to powrót politycznego sterowania systemem, jedynej słusznej ideologii, dogmatów wprowadzanych w życie przez władze oświatowe – czyli wszystkiego, co budziło słuszny opór u schyłku realnego socjalizmu, i co wspólnym wysiłkiem staraliśmy się wykorzenić, między innymi poprzez działalność Społecznego Towarzystwa Oświatowego. Posunę się nawet do stwierdzenia, że większe poczucie sprawczości i autonomii miałem jako nauczyciel w PRL-owskiej szkole w latach 1985-89, niż obecnie jako dyrektor placówki oświatowej. Stawiam w tym miejscu przed Panem pytanie, dlaczego tak się stało? Dlaczego nam nie wyszło?
Panie Prezesie!
Korespondujemy obecnie z dwóch różnych światów. Tak odległych, że trudno sobie wyobrazić jakiś consensus. Jeśli jednak chciałby Pan kiedyś porozmawiać ze mną publicznie i wspólnie zastanowić się, co nas jeszcze łączy i gdzie szukać nadziei na jakieś porozumienie, jestem do dyspozycji. Uważam, że obaj szczerze pragniemy dobra polskiej edukacji, jednak paradygmaty nam się kompletnie rozjechały. Dlatego, póki co, łączy nas tylko ból.
Z poważaniem,
Jarosław Pytlak
Dodaj komentarz
Skomentował Włodzimierz Zielicz
Starzyński to ten facet, dzięki któremu wybory trójek klasowych i przedstawicieli klas w Radzie Rodziców odbywają się przymusowo (co załatwil wślizgując się, jak to on, w pobliże aktualnie panujących, dzięki p. Kluzik, skądinąd b. wielkiej gwiazdy PiS!) w sposób niesłychanie czasochłony bo tajny, żeby ich wychowawcy nie zmanipulowali. Co na pierwszym(!) spotkaniu z rodzicami zabiera masę czasu.którego potem brakuje na rozmowę o sprawach ich pociech. Tymczasem wychowawcy trudno jest teraz nawet namówić JAKICHKOLWIEK kandydatów do pracy w tych ciałach :-( Nawet ostatnio plastycznie opisały to 2 prezenterki TVN po powrocie ze swoich zebrań w TVN24 ;-)
Skomentował Jarosław Pytlak
Ale to przecież wina nauczycieli, bo nie nie zachęcają do współpracy. W praktyce żadna strona nie pała miłością do drugiej...
Skomentował Zmieniający zawód nauczyciel
Myślę na podstawie przytoczonego felietonu, że pan Starzyński byłby dumny z pewnej szkoły, w której od paru lat nie ma czegoś takiego jak Dzień Nauczyciela, a jakiekolwiek życzenia pod adresem pracowników szkoły są rzadkie i dotyczą raczej klas 1-3. O dowodach wdzięczności i symbolicznym kwiatku można prawie zapomnieć odkąd placówka wzięła udział w akcji "Zamiast kwiatka..." Akcja skąd inąd szlachetna ma niespodziewane długofalowe skutki uboczne...
14 października odbywają się w tej szkole wybory do samorządu uczniowskiego oraz pokaz talentów artystycznych i sportowych uczniów.
O pracownikach pedagogicznych i niepedagogicznych - cisza. Czasem tylko jakiś uczeń odważnie, acz nieśmiało się wyłamie i powie/napisze coś miłego.
Mam nadzieję, że takie wywłaszczenie nauczycieli z obchodów DEN zadowoli pana Starzyńskiego, rządzących oraz część społeczeństwa.
Skomentował Nayczycielka przed emeryturą (na szczęście)
I właśnie przez takich panów Starzyńskich nie mają sensu obchody DEN. Nie zawłaszczam tego święta, zawsze pamiętałam i pamiętam (mimo wszystko), że edukacja to nie tylko nauczyciele w szkole, ale panie sprzątające, administracja, rzecz jasna - uczniowie i rodzice; wymienić można by jeszcze wielu. Ale właśnie przez "panów Starzyńskich" niepotrzebne są apele z tej okazji. Bo i po co? Sami sobie mamy przygotować apel, żeby potem być posądzonym o zawłaszczenie DEN? To dzięki "panom Starzyńskim" w szkole nie ma już ochoty na celebrację takich uroczystości jak Święta Majowe czy Święto Niepodległości - wszak to uroczystości zawlaszczone przez obecnie sprawujących władzę i narodowców spod znaku niejakiego Bąkieeicza. Gdzie miejsce dla tych, którzy Polskę, ale i wolność kochają, bez nich żyć nie potrafią? Nie ma.
Skomentował Nauczyciel robiący swoje
Poznałem naście lat temu osobiście pana o wielkim nazwisku. Już wtedy nie e znalazłem elastyczności, wnikliwości, empatii... Człowiek z innej epoki skażony przez system, z którym walczył. Szkoła się zmienia, uczniowie, rodzice jeszcze bardziej... Trzeba znajdować kompromisy, a przy tym nie obniżać swoich celów wychowawczych i edukacyjnych. Pan Starzyński już chyba nie powie nic nowego, odkrywczego... Jego postawa przypomina mi charakter pana ostatnio niechlubnie nagrodzonego Orderem Orła Białego...
Skomentował Włodzimierz Zielicz
A przecież p.Starzyński ma siostrę- wybitną nauczycielkę, wieloletniego sekretarza KG Olimpiady Historycznej - bardzo kulturalną, empatyczną i MĄDRĄ osobę.... Tymczasem Starzyński jest ... weterynarzem i ma stosowne do tego kwalifikacje :-(
Skomentował Włodzimierz Zielicz
@JP
>Jest, na przykład, zastanawiające, że tak mało placówek posiada rady szkół<
Przy takiej skrajnej i absurdalnej biurokratyzacji, unformizacji i centralizacji oświaty(szczególnie publicznej) jak w Polsce rodzice i szkoła (oraz Rada Szkoły) wielkiego pola manewru i DECYZJI w żadnej praktycznie ważnej sprawie nie mają, więc ten brak zainteresowania daje się wyjaśnić niestety :-(
Skomentował Alina
W Rady Szkoły nie wierzę, długo tłumaczyć dlaczego. Ale za to myślę, że już niedługo zaczną powstawać stowarzyszenia rodziców i lokalnych społeczności wspierające szkoły. Takie już ponad 20 lat temu powstawały na wsi, później ratowały swoje szkoły przez likwidacją. Znam taką szkołę we wsi Korzecznik, gm. Kłodawa. Jej Dyrektorka, Nauczyciele i pozostała Kadra, a także Wszyscy Inni ze szkół wiejskich prowadzonych przez stowarzyszenia zasługują na najwyższe uznanie w Dniu Nauczyciela/Komisji Edukacji Narodowej
Skomentował Ppp
Dziwnie to wygląda: trzy akapity na temat wyższości "Dnia Edukacji" nad "Dniem Nauczyciela", a o meritum niewiele więcej. Felieton porusza kilka poważnych problemów, na których należało się bardziej skupić.
Pozdrawiam.
Skomentował Beatrix
"Nauczyciele w ciągu kilkunastu lat "ukradli" społeczeństwu jego szkoły"?! A w jaki sposób to uczynili? Czy to nie politycy traktują szkoły jak łup wojenny i teren swoich harców, lekceważąc możliwości i potrzeby dzieci i ignorując głosy specjalistów?