Blog
Nieodstrzegalni na świeczniku
(liczba komentarzy 1)
„Polska 2050” ogłosiła swój program dla edukacji. To pierwsze obszerne opracowanie na ten temat po stronie szeroko rozumianej opozycji. I chociaż żal ściska mi serce z powodu ogólnego braku reakcji na niedawny apel blisko dwustu sygnatariuszy o połączenie sił i stworzenie wspólnego programu partii opozycyjnych w tej jakże ważnej dziedzinie, pocieszam się, że nawet najdłuższą drogę zaczyna się od pierwszego kroku. Być może wykonało go właśnie ugrupowanie Szymona Hołowni. Nie tracę więc wiary, że ponadpartyjne porozumienie dla edukacji w naszym kraju jest możliwe i kiedyś przyoblecze się w ciało.
Tymczasem mamy to, co opublikował Instytut „Strategie 2050”. Grubo ponad sto stron analiz, propozycji i postulatów dotyczących różnych aspektów funkcjonowania polskiej oświaty. Jako że ogłaszając ten dokument zapowiedziano konsultacje społeczne, odniosę się do niego całościowo, ale dopiero za czas jakiś. Trudno ad hoc w sposób przemyślany skomentować tak obszerne opracowanie. Tym bardziej, że z racji swojego pionierskiego charakteru zasługuje na szczególną uwagę.
Tu i teraz postanowiłem natomiast nawiązać do jednego tylko z wielu spostrzeżeń, które wyniosłem z lektury. Otóż w całym dokumencie nie znalazłem żadnych treści, które zaadresowane byłyby wprost do dyrektorów placówek oświatowych.
* * *
Dyrektorzy są przedziwną grupą pracowników oświaty. Wymienia się ich jednym tchem z nauczycielami, o ile jednak tych ostatnich coraz bardziej brakuje, to deficytu dyrektorów jakoś nie widać. Owszem, w konkursach jest mniej kandydatów niż kiedyś, czasem wręcz tylko jeden, ale każda placówka swojego szefa posiada. Fascynuje mnie to zjawisko, bo pełnienie funkcji kierowniczej w oświacie zakrawa obecnie w moim odczuciu na masochizm. Lista potencjalnych źródeł frustracji jest naprawdę długa. Jej fundament stanowi ogromny zakres odpowiedzialności, bowiem dyrektor jednoosobowo odpowiada za wszystko w swojej placówce. Do tego dochodzi, między innymi, pokłosie reformy Zalewskiej w postaci monstrualnej podstawy programowej i spiętrzenia roczników w szkołach ponadpodstawowych, pauperyzacja oraz postępujące wypalenie zawodowe nauczycieli. Ze zjawisk najnowszych: ogromne zmęczenie dwoma latami stanu wyjątkowego, jakim dla szkół i przedszkoli była pandemia, gwałtowny napływ do placówek uczniów przybyłych z Ukrainy, fala zaburzeń psychicznych u dzieci i dorosłych, rosnący deficyt nauczycieli, no i fatalna atmosfera ogólnego braku zaufania społecznego. Oczywiście natężenie tych zjawisk jest różne, w zależności od rodzaju placówki i jej lokalizacji, ale pełnienie funkcji kierowniczej gdziekolwiek w oświacie wydaje mi się dzisiaj gwarancją przyspieszonego nabycia siwizny na skroniach. A jednak dyrektorzy trwają.
Być może to kwestia właśnie siwizny – wiele osób pełni swoje funkcje przez wiele lat i potrafi radzić sobie z najróżniejszymi wyzwaniami. Nie da się też ukryć, że trudno jest z funkcji dyrektora wrócić do nauczycielskiego szeregu, bo to jednak trochę inny stan świadomości. Dyrektor w swojej placówce siłą rzeczy jest na świeczniku. Musi zajmować się najróżniejszymi sprawami, a jeśli coś idzie nie tak, to w najlepszym razie jest współwinny; czasem bywa wskazywany wręcz jako jedyny winowajca. Dotyczy to nie tylko następstw jego własnych błędów i nieporadności, ale także sytuacji od niego niezależnych, na przykład braku nauczyciela jakiegoś przedmiotu, bo ten, który był, z jakiegoś powodu się wykruszył, a doraźnego zastępstwa zdobyć nie sposób.
Na dyrektorski świecznik docierają niezliczone komunikaty władzy. Niby minister Czarnek rządzi, ale tak naprawdę to wszystkie jego decyzje wprowadzają w życie dyrektorzy. Z przekonaniem lub bez, ale wobec przepisów osobiste poglądy są mało istotne.
Będąc samemu dyrektorem o bardzo długim stażu doskonale zdaję sobie sprawę zarówno ze swojej potencjalnej mocy sprawczej, jak wielu ograniczeń tej funkcji. Mimo tych ostatnich uważam, że wpływ dyrektora na jego placówkę jest trudny do przecenienia – pod dobrymi rządami może ona kwitnąć lub chociaż w miarę dobrze funkcjonować, pod złymi zazwyczaj pogrąża się w marazmie. W tym oczywistym zróżnicowaniu pewne jest jedno: aby wprowadzić w systemie edukacji jakąś rewolucyjną zmianę, trzeba zapewnić sobie poparcie i zaangażowanie kadry kierowniczej. W dokumencie programowym „Polski 2050” nie znalazłem śladu świadomości tego stanu rzeczy.
Przestudiowałem dokładnie cały ów program. Zauważyłem troskę o nauczycieli – postulat odniesienia ich wynagrodzeń do średniej krajowej, ale ani słowa o godnym wynagradzaniu kadry kierowniczej. Postulat wprowadzenia nauczycielskiej superwizji, ale brak analogicznego pomysłu dla dyrektorów, choć uważam, że byłaby ona równie potrzebna, a z racji znacznie mniejszej liczebności tej grupy, dużo bardziej realna w aspekcie kadrowym i finansowym.
„Polska 2050” deklaruje w swoim programie szkołę jako miejsce kształtowania postaw obywatelskich, służące budowaniu demokracji. Jestem cały za. Nie widzę jednak pomysłu, jak to szlachetne zamierzenie odnieść do obecnej jednoosobowej odpowiedzialności dyrektora, która – powiedzmy sobie szczerze – demokracji nie sprzyja. Osobiście szukałbym rozwiązania w radach przedszkoli i szkół, które obecnie, choć przewidziane przez prawo, funkcjonują w bardzo niewielu placówkach. Niestety, autorzy programu wskazali tylko taką radę jako miejsce podejmowania decyzji w sprawie sposobu i wymiaru nauczania religii w szkole, pozostawiając odłogiem wszystko inne, co reanimacja rad oświatowych mogłaby dobrego uczynić w polskim systemie edukacji.
Szukałem w programie „Polski 2050” odniesienia do postulatu autonomii placówek oświatowych. To bardzo ważna kwestia dla dyrektora. Bez określenie zakresu tej autonomii nie bardzo wyobrażam sobie praktykowanie postulowanej przez autorów programu wolności „od” i wolności „do” w edukacji. Proponują oni natomiast, w sposób dość imperatywny, włączenie do działalności szkół (niekiedy także przedszkoli) konkretnych i obowiązkowych zajęć edukacyjnych. Niektóre z nich, nawiasem mówiąc, będą równie kontrowersyjne dla ludzi o poglądach konserwatywnych, jak panaczarnkowy przedmiot „historia i teraźniejszość” dla liberałów takich jak ja. I to jest oczywiście prawo autorów programu, by postulować bliskie sobie rozwiązania, jednak chyba każdy dyrektor ma świadomość, że gdy przyjdzie do zmian, to w centrum potencjalnego konfliktu znajdzie się on sam, a nie autorzy takiego czy innego pomysłu.
Być może autorzy programu „Polski 2050” marzą o turkusowej szkole, zarządzanej w oparciu o zbiorową świadomość wszystkich zainteresowanych. Jeśli tak, to mogę tylko podzielić się obawą, że to piękna idea, ale w społeczeństwie XXI wieku, w którym za każdą sprawę musi ktoś personalnie odpowiadać, a już szczególnie w placówce oświatowej, gdzie w grę wchodzi dobro dzieci i odpowiedzialność za ich bezpieczeństwo, to marzenie niezwykle ryzykowne.
Uważam, że w jakimkolwiek ponadpartyjnym pakcie edukacji, którego powstanie postuluje „Polska 2050” a ja popieram całym sercem, niezbędne będzie określenie modelu zarządzania placówkami oświatowymi i zakresu czynności oraz odpowiedzialności kadry kierowniczej. Nie można sobie pozwolić na niedostrzeganie tych, którzy chcąc nie chcąc znajdują się na świeczniku. Zwykły pragmatyzm zresztą podpowiada, że łatwiej zacząć wprowadzanie zmian konsultując je i przekonując do nich dwadzieścia tysięcy dyrektorów, aniżeli – pomijając ten etap – od razu pół miliona nauczycieli.
* * *
Póki co, program dla edukacji "Polski 2050" ujrzał światło dzienne i oczekuje swojego dalszego losu (sam jestem go bardzo ciekawy). Tymczasem władza, która w swojej autorytarnej wizji oświaty buduje system zarządzany strachem, ma dla dyrektorów propozycję nowego narzędzia (może raczej odświeżenia bardzo starego, sprzed ponad pół wieku), pozwalającego na nieco bardziej skuteczne reagowanie w sytuacjach trudnych wychowawczo. Mianowicie:
Ministerstwa Sprawiedliwości przygotowało nową ustawę o postępowaniu w sprawach nieletnich. Według resortu szkoła powinna mieć szersze możliwości oddziaływania wychowawczego na swoich uczniów – również w sprawach o demoralizację lub niektóre czyny karalne.
Wagarowanie, zniszczenie ławki, drobna kradzież – o takich czynach szkoła nie będzie musiała zawiadamiać policji ani sądu rodzinnego. Zamiast tego dyrektor nałoży na ucznia środki wychowawcze - np. każąc mu posprzątać klasy lub pomalować zniszczoną ścianę. Zmiany przewidziane w projekcie prawa o postępowaniu w sprawach nieletnich mają obowiązywać od 1 września 2022 r.
Jeżeli uczeń zostanie przyłapany na popełnieniu wykroczenia (nowa ustawa będzie dotyczyć wszystkich wykroczeń, a nie tylko kilku, enumeratywnie wskazanych) na terenie szkoły, dyrektor będzie mógł zastosować wobec niego środek oddziaływania wychowawczego w postaci pouczenia, ostrzeżenia ustnego albo ostrzeżenia na piśmie, przeproszenia pokrzywdzonego, przywrócenia stanu poprzedniego lub wykonania określonych prac porządkowych na rzecz szkoły.
Przykładowo uczniowi, który zniszczy ścianę na korytarzu, malując na niej graffiti, można będzie kazać ją pomalować. Dodatkowo – jak wskazano w uzasadnieniu – jeżeli jakaś osoba, na przykład nauczyciel lub uczeń, zostanie pokrzywdzona zachowaniem nieletniego, dyrektor szkoły będzie mógł nakazać jej przeproszenie. Warunkiem będzie uzyskanie zgody samego ucznia i jego opiekunów. Jeżeli dyrektor tej zgody nie uzyska, postąpi tak, jak było dotychczas – zawiadomi odpowiednie instytucje.
Dyrektorzy szkół pytani o nowe rozwiązania wskazywali, że zastosowanie przepisów wymagać będzie od nich posiadania fachowej wiedzy prawniczej – na temat przestępstw i wykroczeń. Obawiają się też potencjalnych konfliktów z rodzicami uczniów.
Osobiście sercem jestem za tym rozwiązaniem, ale rozum podpowiada mi, że było ono dobre w społeczeństwie pół wieku temu. Dzisiaj spodziewam się raczej tylko jeszcze większej liczby konfliktów z rodzicami. Tym niemniej sądzę, że część moich koleżanek i kolegów po fachu może ten projekt potraktować z wdzięcznością, jako próbę dostarczenia im narzędzia tam, gdzie go dotkliwie brakuje. Z ich punktu widzenia konkret. Myślę, że snując wizje zmian w edukacji należy więcej miejsca poświęcić konkretom – nie tylko deklarując intencje i plany, ale także dokładnie precyzując sposób ich realizacji. Dla dyrektorów placówek oświatowych to ostatnie jest najważniejsze.
Dodaj komentarz
Skomentował Włodzimierz Zielicz
Przeczytałem tekst 2050 - jedyna zaleta, że JEST i wprowadza eduakcję (być może!) do debaty politycznej. Poza tym to typowy dla tekstów politycznych gniot z powiezrzchownym koncertem życzeń - wszystko dla wszystkich- bez analizy kosztów i warunków wprowadzania. Na dodatek WEWNĘTRZNIE SPRZECZNY - z jednej strony postulują autonomię szkół, z drugiej różnymi drobiazgowymi obligatoryjnymi pomysłami zastępują dyrektora, nauczycieli i Radę Rodziców. Wreszcie jest tam przegląd modnych stereotypów(!) na temat szkoły obecnej i pożądanej ... :-(