Blog

Niż demograficzny niczego nie rozwiąże!

(liczba komentarzy 4)

   Nie ma wątpliwości, że zbliża się w oświacie niż demograficzny. Głęboki. Już zapukał do przedszkoli, a wkrótce wejdzie do podstawówek. Władzom leje na serce miód nadziei, że w sposób naturalny rozwiąże problem braku nauczycieli. Byle przetrwać jeszcze rok, dwa, może trzy. W tej intencji zapowiedziano zwiększenie odprawy emerytalnej i wprowadzenie nagrody jubileuszowej na 45-lecie pracy. Te całkiem pokaźne frukta mają powstrzymać ucieczkę nauczycieli na emerytury, co zresztą przyznała oficjalnie ministra Lubnauer. Pomysł całkiem rozsądny i jak należy sądzić, skuteczny, przynajmniej na jakiś czas. Jeśli jednak ktoś ma nadzieję, że sytuacja za lat kilka się unormuje, to muszę przestrzec, że najprawdopodobniej jest błędzie; nauczycieli nadal będzie brakowało. Dlaczego? Ano dlatego, że zupełnie zmieniły się okoliczności społeczne: zarówno potrzeby, jak i oczekiwania dotyczące edukacji młodego pokolenia.

   Najkrócej mówiąc, jeszcze 10-15 lat temu jeden nauczyciel spokojnie radził sobie z klasą złożoną z 25 uczniów czy równie liczną grupą przedszkolaków. Nie tylko zapewniał opiekę, ale zajęcia, czegoś uczył. Skutki w indywidualnych przypadkach bywały różne, ale był w stanie ogarnąć wszystkich.

   W tej chwili trwa okres przejściowy. Liczebność klas i grup jest podobna, ale przybyło nauczycieli współorganizujących, co trochę pomaga. Tyllko trochę, bo nie wszędzie są, a poza tym na co dzień w przedszkolu czy szkole jest po prostu trudno i wypalenie zawodowe szerzy się wśród kadry pedagogicznej niczym pożar w stepie. Tym szybciej, im bardziej wzmaga się nacisk na zaspokajanie indywidualnych potrzeb poszczególnych dzieci, w zderzeniu z ich coraz większymi deficytami umiejętności społecznych oraz szacunku dla innych ludzi. I nie mam tu na myśli dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych, ale lwią część populacji.

   Obserwując rysującą się tendencję zaryzykuję stwierdzenie, że za kolejne 5-10 lat jeden nauczyciel w szkole podstawowej nie będzie w stanie zająć się skutecznie więcej niż piątką dzieci naraz. Nauczyciele współorganizujący będą potrzebni we wszystkich oddziałach, które staną się też mniejsze liczebnie, nie dlatego bynajmniej, że władze z własnej woli sypną groszem na ten cel, ale dlatego, że zostaną do tego zmuszone przez zdenerwowany i nieusatysfakcjonowany elektorat. Tak oto w ciągu ćwierć wieku przejdziemy ze szkoły zajmującej się zbiorową edukacją, do szkoły zapewniającej indywidualną obsługę. Nie oceniam, czy to dobrze, czy źle. Po prostu proponuję nie czekać w nadziei, że problem sam się rozwiąże, ale pod tym kątem szykować scenariusze organizacyjne na przyszłość przedszkoli i szkół.

   Do napisania powyższego zainspirowała konferencja na temat edukacji włączającej, która dopiero co odbyła się w naszym kraju w ramach polskiej prezydencji UE. Bo warto wiedzieć, że integracja społeczna młodych w całej ich różnorodności należy do agendy europejskiej. Długo byłem sceptyczny, właściwie nadal jestem, ale dotarło do mnie, że tę formę edukacji i tak wprowadzamy w życie w coraz większym zakresie. I że nie ma przed tym ucieczki. W świecie, w którym połowa młodych ludzi będzie miała potwierdzone urzędowo specjalne potrzeby edukacyjne, po prostu tak będzie. I z całym szacunkiem dla wielu fantastycznych pomysłów, jak sobie radzić w niezwykle zróżnicowanych grupach dzieci i młodzieży, by osiągnąć coś więcej, niż tylko zapewnienie im opieki, potrzebny będzie po prostu coraz większy ułamek nauczyciela na pojedynczego ucznia.

   Proponuję więc nie liczyć za bardzo na przyszłe oszczędności w zatrudnianiu nauczycieli, natomiast jeszcze bardziej intensywnie niż obecnie myśleć skąd ich wziąć i jak zachęcić do tej coraz trudniejszej pracy.

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Wypalony

Panie Dyrektorze, ale czy do tego czasu pozostaną w zawodzie jeszcze jacyś nauczyciele?? Wypalenie zawodowe szerzy się jak zaraza przez nierealne oczekiwania rodziców… Jeszcze kilka lat temu słysząc o wypaleniu zawodowym w zawodzie myślałem,że to „cieniasy”,mnie to nie dotyczy,ja się nie dam. Teraz, po 7latach w szkole marzę o pracy,którą będę mógł wykonywać w spokoju. O ja naiwny! Odchodzę z zawodu z końcem miesiąca. Poddaję się

Skomentował Włodzimierz Zielicz

Co do edukacji włączającej się nie zgodzę! W krajach cywilizowanych ona jest wprowadzana przy zupełnie innej ORGANIZACJI szkoły - RÓŻNE grupy przedmiotowe i ich POZIOMY do WYBORU. Więc dzieci zaburzone czy z dysfunkcjami trafiają na zestaw dla dla siebie. A jak są agresywne wobec otoczenia, to dostają nauczanie indywidualne. No i jeszcze - taki drobiazg - TAM roczne nakłady na edukację jednego ucznia są na poziomie 15-20 tysięcy $/euro co daje zupełnie inne warunki - wielkość grup. dostępność sal i sprzętu etc. W PL to tylko "słuszne hasło" i wrzucanie wszystkich do jednego worka i tradycyjne zaklęcia urzędasów w słowie i piśmie "nauczyciel indywidualizuje" i "dyrektor zapewni"... :-(

Skomentował Ppp

Pan Zielicz mnie ubiegł, chciałem napisać coś podobnego. "Specjalne potrzeby" występują w grupach i NIE oznaczają, że każde dziecko ma być obsługiwane indywidualnie. Po prostu: klasa A - ADHD, klasa B - dysortografia, dyskalkulia itp., klasa C - inny rodzaj dysfunkcji.
Pozdrawiam.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

No i jeszcze jeden powód, dla którego nie rozwiąże. Niż ZAMKNIE małe(i strasznie drogie!) szkółki po wsiach, gdzie często więcej personelu niż uczniów. Tyle, że to uwolni nauczycieli w Polsce gminno-powiatowej. A braki kadrowe są głównie w WIELKICH MIASTACH. Nauczyciele ze wsi, przy horrendalnych kosztach życia i MIESZKANIA w tych miastach, się do nich nie przemieszczą ... ;-)

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...