Blog
O wartości szacunku dla nauczycieli
(liczba komentarzy 5)
Podczas zakupów w lokalnej hali targowej spotkałem dawno niewidzianą znajomą, ongiś pracującą na stanowisku administracyjnym w jednej z bemowskich placówek, obecnie emerytkę. – Co tam słychać w szkole? – zagaiła pomiędzy sklepowymi regałami. Odpowiedziałem „Stara bida”, by po chwili poprawić się, że nie, bieda jest całkiem nowa, bo z roku na rok trudniej się pracuje. Rodzice są coraz częściej nieusatysfakcjonowani, zalęknieni o swoje dzieci, nauczyciele, choć w większości wciąż chętni i z pomysłami, to jednak pełni obaw o społeczny odbiór swojej pracy, o przyszłość, o to, by nie zrobić jakiegoś błędu... Z dziećmi na tym tle jest chyba najlepiej, choć na fali ogólnego niepokoju wisi w powietrzu, niczym miecz Damoklesa, pytanie gdzie, kiedy i w jaki sposób może coś tąpnąć.
Tak opisałem obecną sytuację. Dodałem jeszcze, że ten ponury obraz stanowi w jakiś sposób refleks mrocznego stanu mojego własnego ducha, bo jednak mnóstwo dzieciaków jest miłych i radosnych, konfliktów w szkole nie ma aż tak wiele, a i nauczyciele starają się na medal. Niestety, mnożące się jak króliki problemy i problemiki skutecznie przesłaniają dostępne źródła satysfakcji.
Znajoma wysłuchała, pokiwała głową i stwierdziła, że wieści jakie do niej dochodzą od koleżanek także są niewesołe. Wyraziła szczerą radość ze swojego statusu emerytki, dzięki któremu nie musi pracować w dzisiejszej szkole. Dalej przeszliśmy płynnie do wnuków i tu padło coś, o czym postanowiłem napisać w tym artykule: relacja mojej znajomej z rozmowy z jej własną córką, matką dziecka w wieku szkolnym. Otóż dziecię przyniosło jakieś zadanie domowe do zrobienia. Zgodne z nową modą, czyli nieobowiązkowe i nie na stopień, no ale jednak chciało je wykonać i w tym celu czegoś potrzebowało. Słysząc to mama wzniosła oczy do nieba i skwitowała głośno nauczycielkę „Co ona znowu wymyśliła?!”. Na to moja znajoma wzięła swoją córkę na bok i powiedziała jej po cichu, acz dobitnie, żeby nigdy więcej przy dziecku nie ważyła się mówić o nauczycielce per „ona”! Dziecko ma słyszeć w jej słowach szacunek dla tej osoby, dla dobra własnego i całej rodziny!
Przyznam, że nie spodziewałem się spotkać jeszcze kogoś, kto zwraca uwagę na to, by z szacunkiem mówić o nauczycielach. Ba, gotowego wejść w zwarcie w rodzinie, by wytłumaczyć jak jest to ważne. Świadomego, że (cytuję dokładnie słowa znajomej): „Przecież uczenie szacunku dla nauczyciela jest w interesie i dziecka, i całej naszej rodziny!”.
Uściskaliśmy się na pożegnanie, ja z podziękowaniem za iskierkę nadziei, że potrzeba szacunku dla nauczycieli ma jeszcze miejsce w czyjejś świadomości. Że ktoś uważa szacunek dla innych w ogóle za kanon w wychowaniu młodego człowieka. Niestety, obawiam się, że to ginący gatunek, głównie w wieku emerytalnym...
Z perspektywy nauczyciela w codziennych kontaktach z dziećmi w szkole na różne sposoby widać, że wielu rodziców nie dba o wpojenie własnym dzieciom tego szacunku. Uczniowie powtarzają kwestie, które pojawiają się między rodzicami, choć nie powinny być przeznaczone dla ich uszu. Są traktowane „po partnersku”, co często oznacza brak refleksji nad tym, co się do nich mówi i czego są świadkami. Zwrócenie uwagi przez nauczyciela na niewłaściwe zachowanie dziecka coraz częściej jest odbierane niemal jako agresja, a nie informacja, którą warto wziąć pod uwagę w swoich rodzicielskich działaniach.
Krytycy moich poglądów chętnie obsadzają mnie w roli smętnego dziadersa, na którego widok gasną dziecięce uśmiechy. Cóż, być może, ale uważam, że pośród ogólnej fascynacji swobodą, ekspresją, „mam wolność słowa”, bez baczenia do kogo i w jakiej sytuacji, należy zwracać na to uwagę, choćby wołając na puszczy.
Jak powszechnie wiadomo, wprowadzono ostatnio w szkołach Standardy Ochrony Małoletnich. Przejrzałem kilka takich dokumentów i zauważyłem, że nie odnotowano w nich skierowanego do nauczycieli zakazu lekceważącego czy obraźliwego mówienia do ucznia o jego rodzicach. To jest albo poważne przeoczenie, albo świadectwo, że takie zjawisko stanowi absolutny margines. Zdarzało się kiedyś, podobnie jak bicie uczniów w szkole, dzisiaj jednak należy do przeszłości. Nauczyciel, który by obraźliwie odniósł się wobec dziecka do jego rodzica, zupełnie słusznie miałby sprawę dyscyplinarną. Może więc dałoby się to zorganizować w jakiś sposób symetrycznie?!
Standardy Ochrony Małoletnich w domu, stanowiące, między innymi, zakaz lekceważącego i/lub obraźliwego mówienia do swojego dziecka o innych ludziach?! Nawet tak mało dzisiaj poważanych nauczycielach...
Dodaj komentarz
Skomentował Gosia
Cóż można dodać? Moi rodzice, mimo, że zdarzały się moim nauczycielom potknięcia nigdy nie komentowali ich przy mnie. To była święta zasada. Teraz? Teraz rodzice urządzają sobie lincze na nauczycielach w grupach w mediach społecznościowych, a dzieci chętnie cytują co smaczniejsze opinie.
Skomentował Martusia
Pani Gosiu, a i nauczyciele urządzają sobie lincze na rodzicach, na grupach, pod blogami, w pokojach nauczycielskich, na korytarzach szkolnych, a i w sklepach spożywczych, nie rzadko przy uczniach. A dzieci i inni przypadkowi słuchacze chętnie cytują co smaczniejsze opinie. A gdybyśmy się tak ochoczo nie dzielili:
- na złych i roszczeniowych rodziców,
- na nie szanowanych, a przecież zasługujących na szacunek nauczycieli,
- no i na dzieci, które bezmyślnie powtarzają
A zamiast tego tak zwyczajnie się wszyscy szanowali :-)
Potknięcia to rzecz ludzka.
Skomentował Agnieszka
w punkt! dziękuję za zwrócenie uwagi na ważną sprawę, z mojej perspektywy działa to tak: nauczyciele pracują za dużo lub rezygnują z zawodu, szkoły łatają kim mogą, jakość nauczania jest marna, ludzie się nie przykładają, wręcz otwarcie mówią o tym. z drugiej strony młody człowiek, któremu wszystko się należy, wychowany w przekonaniu o własnej nieomylności, który "ma prawo" mówić i podważać wszystko. notowania naszego fachu lecą na łeb na szyję..
niestety .. ale co jeśli skądinąd bystre i zdolne dziecko po 8 latach nauki języka angielskiego u tej samej pani słyszy- bo Ty masz zaległości- i przychodzi do mamy z diagnozą - Mamo ta Pani beznadziejnie uczy.. ? cóż powiedzieć? przyznałam rację.
Skomentował Ppp
Z drugiej strony, jeśli dziecko opowiada w domu, że nauczyciel postąpił źle lub głupio - mówienie mu, że "nauczyciela trzeba szanować" nie pomoże. Co najwyżej dziecko uzna rodzica za głupca, stającego po stronie złego/głupiego nauczyciela. Tak było z moją mamą - czasami dopiero lata po ukończeniu przeze mnie szkół przyznawała, że moja krytyka niektórych nauczycieli była SŁUSZNA.
A poza tym, czy WSZYSCY nauczyciele szanują uczniów? Jako pracownik instytucji kulturalnej, sam będąc dorosłym, widziałem wiele przypadków niewłaściwego odnoszenia się nauczycieli do uczniów - krzyki, szarpanie, czepianie się spraw błahych, a czasem wręcz zmyślonych...
Na szacunek trzeba sobie zasłużyć, a nie oczekiwać "szacunku dla urzędu".
Pozdrawiam.
Skomentował Zielicz Włodzimierz
@Ppp
To, że dziecku może się WYDAWAĆ, że nauczyciel postąpił źle czy głupio nie znaczy, że ma rację. Najczęściej nie ma, bo niewiele wie, nie widzi całokształtu. Więc rodzic PRZYNAJMNIEJ nie powinien potakiwać - tak, masz rację, twój nauczyciel to idiota, debil, sadysta itp. itd., tylko zachęcić do przemyślenia DLACZEGO tak mógł się zachować. BTW zachowania nauczycieli, które mnie kiedyś złościły, straszyły czy śmieszyły DZIŚ rozumiem, co więcej często podziwiam ich mądrość ... Bo uczeń ma jednak mały rozumek i ZERO życiowego doświadczenia ... :-(