Blog
Pożegnanie Mamy
(liczba komentarzy 2)
18 stycznia zmarła moja Mama. Wspominam o tym niezwykle smutnym dla naszej rodziny wydarzeniu tytułem usprawiedliwienia nieterminowych ostatnio wpisów, a nade wszystko dlatego, że w bezkresie tego, co Jej zawdzięczam, mieści się także znaczna część mojej pedagogicznej osobowości, manifestującej się między innymi wpisami w tym blogu. Rzecz może o tyle dziwna, że Mama, poza wychowaniem jedynego syna, z pedagogiką nie miała nic wspólnego. Co więcej, Jej zasługi w tej dziedzinie wynikły głównie z tego, czego nie zrobiła, czyli z wychowawczych zaniechań, podyktowanych intuicją lub po prostu zdrowym rozsądkiem. Pragnę to podkreślić na użytek tych Czytelników, którzy zachodzą w głowę, co jeszcze mogą zrobić ku pożytkowi swoich dzieci.
Należała do ludzi, o których mówi się, że „dobrze wiedzą, czego chcą”. To czyniło Ją doskonałym kierownikiem w instytucji, w której przepracowała jako inżynier niemal pół wieku. Tej właśnie pracowniczej „długowieczności” Mamy zawdzięczam wiarę w sens tak mało dzisiaj cenionej (czy może docenianej) wzajemnej lojalności pracownika i pracodawcy, co w moim przypadku oznacza szczególną wagę przywiązywaną do jakości relacji pomiędzy nauczycielami i dyrektorem.
A wracając do pedagogicznych zaniechań , pragnę w tym miejscu bardzo, bardzo, bardzo Mamie podziękować za to, że nie nauczyła mnie złości ani nienawiści pod adresem innych ludzi. Żydów, Niemców, Rosjan, czerwonych, inaczej myślących, nieco uciążliwych sąsiadów, czy kogo tam jeszcze chcecie. Dzięki temu zawsze pamiętam o uczynionych mi przysługach, a szybko zapominam urazy. Jestem Jej szczególnie wdzięczny, że nigdy w mojej obecności nie wyraziła jakiejkolwiek oceny moich nauczycieli, natomiast zawsze traktowała ich z widoczną dla mnie sympatią, szacunkiem i zaufaniem. Dziękuję, że nigdy nie okazała zainteresowania, czy moje osiągnięcia szkolne są lepsze niż moich koleżanek i kolegów. W pełni satysfakcjonowało ją, że były dobre, choć także nigdy nie skomentowała krytycznie, gdy zdarzyła mi się jakaś „wpadka”. Nigdy nie próbowała wytyczać za mnie ścieżek mojego życia, czy był to sposób spędzenia weekendu, harcerska pasja (w rodzinie, w której nie było harcerskich tradycji), wybrany kierunek studiów, czy małżeństwo. Nie czyniąc tego wszystkiego wywarła wpływ na moje życie, którego nie da się przecenić.
Mama odeszła, bo taka jest kolej rzeczy, ale pozostawiła w mojej osobie, a także w swojej synowej i wnuczkach trwały ślad, który w pełni potwierdza starożytną maksymę: Non omnis moriar.
Dodaj komentarz
Skomentował Adam
Jarku, składam wyrazy głębokiego współczucia - Tobie i Twojej rodzinie. Masz rację, powtarzając za Horacym: nie wszystek umrę. Po niektórych pozostają pomniki trwalsze niż ze spiżu.
Skomentował Bożena
Jarku,
przyjmij proszę, najszczersze wyrazy współczucia. Ludzie, których kochamy, zostają na zawsze, bo zostawili ślady w naszych sercach.