Blog
Pożegnanie z Malkontentem. Edukacja to sprawa zbyt poważna
(liczba komentarzy 10)
Kiedy pan Tomasz Gajderowicz, wicedyrektor Instytutu Badań Edukacyjnych, użył publicznie pod adresem krytyków reformy edukacji określenia malkontenci, wziąłem to do siebie. Nic dziwnego, skoro w tej samej wypowiedzi nawiązał do mojego porównania nauczyciela do zabiedzonej szkapy, co niedwuznacznie oznaczało przypisanie mnie – nawet jeśli anonimowo – do tego niesławnego grona. Poruszony, oświadczyłem w odpowiedzi na blogu, że nie jestem malkontentem, tylko sygnalistą działającym na rzecz interesu społecznego.
„Jestem sygnalistą, nie malkontentem” (Wokół szkoły, 20.02.2025)
Jakiś czas potem doszły mnie słuchy, że podczas szkolenia przyszłych autorów podstaw programowych pan Wicedyrektor powiedział otwartym tekstem o trzech szkodnikach powiązanych z warszawską bańką edukacyjną. Tym razem podszedłem do sprawy z humorem, ogłaszając w internecie, wspólnie z prof. Lechem Mankiewiczem, że malkontent to brzmi dumnie, i że szukamy tego trzeciego do Klubu Malkontenta. Nieoczekiwanie chęć przynależności wyraziło duże grono znajomych i nieznajomych, większość całkiem serio.
Pomysł wydał mi się zrazu zabawny, ale potem przyszła refleksja. Zaakceptowanie narracji pana Gajderowicza oznaczałoby w istocie zgodę na potraktowanie nas z przymrużeniem oka, jako takich, co sypią piach w tryby, uparcie przeszkadzając we wspaniałym dziele. Oczywiście autor tej wypowiedzi ma prawo tak właśnie subiektywnie oceniać moją aktywność, ale to wcale nie musi oznaczać, że ma rację. Ja nie sypię piachu w tryby. Po prostu konsekwentnie wskazuję błędy w założeniach reformy, a w szczególności zbyt krótki czas na przygotowanie jakiejkolwiek sensownej zmiany. Proszę zwrócić uwagę, że słuszność tej tezy właśnie potwierdza życie. Awantura wokół przywrócenia przedmiotu przyroda oraz zapowiedzianego okrojenia godzin fizyki i chemii w klasach 7-8 SP pokazuje dobitnie, że zabrakło czasu (dużo czasu!) na przemyślenie i wypracowanie najlepszych rozwiązań. Komunikat ministry Lubnauer, sprowadzający się do „będzie tak, bo tak!”, tylko rozbuchał emocje w środowisku nauczycielskim, czemu naprawdę trudno się dziwić. Wszystko przez ten pośpiech.
Malkontent obiit (…), hic natus est Odpowiedzialny Realista
Rozważając możliwości dalszego postępowania przesłuchałem z uwagą nagranie ze szkolenia, które w międzyczasie zostało udostępnione przez IBE. Ważne dla tego wywodu zdanie pana Gajderowicza brzmiało dokładnie tak:
Mamy tez nadzieję na to, że, jak Państwo widzą to są konsultacje w każdym województwie, znaczy jednym z założeń jest wyjście poza warszawską bańkę informacyjną, poza tych paru, trzech ekspertów, którzy jak zdarta płyta nawalają w mediach w każdym wywiadzie i opowiadają swoją wizję.
Jeśli pominąć „zdartą płytę” i „nawalanie”, które to słowa świadczą jedynie o dużym napięciu emocjonalnym, mowa jest, całkiem sensownie, o ekspertach opowiadających swoją wizję. Mogę tylko cieszyć się, że autor wypowiedzi uznaje mnie (jednak) za eksperta. Od słowa „wizja” wolałbym „idea” albo „pomysł”, ale i tak doceniam zauważenie w moich wypowiedziach konkretnego przesłania. W tej sytuacji śmiało żegnam się z Malkontentem i ogłaszam narodziny Odpowiedzialnego Realisty. Eksperta, którego misją jest analizowanie potrzeb i realnych możliwości wprowadzania zmian w polskiej edukacji, w poczuciu współodpowiedzialności za jej dalsze losy.
W tym momencie pozwolę sobie przypomnieć, że 20 listopada opublikowałem na blogu alternatywną dla profilu absolwenta koncepcję reformy:
Zamiast lepić absolwenta zbudujmy szkołę na nowo!.
Jeśli ktoś nie ma ochoty czytać całego tego artykułu, to pod tym linkiem jest broszura, w której wraz z grupą współpracowników opisałem tę koncepcję: „Model szkoły jako alternatywna podstawa dla reformy edukacji”. Nie wzbudziła ona wtedy żadnego oficjalnego odzewu, bo i nie mogła wobec intensywnej promocji profilu absolwenta, ale pozostała jako dowód, że oprócz recenzowania bieżących działań reformatorów mam do zaoferowania alternatywną ideę.
* * *
Powoli przyzwyczajamy się do życia w poczuciu zagrożenia wojną. Ostatnio rządzący przedstawili zamysł wybudowania całego szeregu schronów, których sieć w naszym kraju wygląda rzeczywiście żałośnie. Po doświadczeniach Ukrainy jest oczywiste, że trzeba nie tylko uzbroić wojsko do walki, ale też w miarę możliwości zabezpieczyć ludność. Pociągnie to za sobą oczywiście duże koszty.
Reforma edukacji oparta o profil absolwenta obiecuje nam określone skutki kształcenia młodych ludzi w perspektywie 10-12 lat. Zakłada, że odpowiednio przygotowane podstawy programowe sprawią, że każdy nauczyciel na swoim odcinku będzie dokładał cząstkę do tego wspólnego dzieła. Przewiduje pewne działania zbiorowe, nawet opisuje w części ogólnej podstawy programowej pożądane cechy szkoły jako środowiska kształcenia, ale nie wskazuje żadnych narzędzi, które wzmacniałyby szkołę jako jako instytucję, a zarazem środowisko społeczne.
Może warto zastanowić się, czy w obecnej sytuacji nie jest nam bardziej potrzebne uczynienie ze szkoły swoistego schronu, zapewniającego opiekę i naukę młodym ludziom, aniżeli mglista obietnica indywidualnych efektów kształcenia za lat kilkanaście. Niestety, do tego potrzebne są konkretne i niemałe nakłady, podobnie jak na schrony fizycznie zabezpieczające ludzi przed bombami. Nauczyciele są lepsi i gorsi, to oczywiste, ale żadna inna grupa w społeczeństwie nie posiada takiego odruchu opiekuńczości wobec młodych, jak oni. Potrafią działać w nadzwyczajnych warunkach, co udowodnili podczas pandemii. Umacniając nauczycieli, kładąc nacisk na poprawę sprawności funkcjonowania szkoły jako instytucji, także opiekuńczej, w ciągu niedługiego czasu jesteśmy w stanie wybudować taki schron. Jest to możliwe i realne, choć oczywiście kosztowne. Reforma programowa, jaka obecnie się wykuwa, może być bezkosztowa, ale jej przydatność w obliczu kryzysu międzynarodowego będzie bezobjawowa.
Wybór zdaje się już dokonany przez władze, ale jako realista poczuwający się do współodpowiedzialności za polską edukację podnoszę ten temat ponownie z nadzieją na jego rozważenie.
Dodaj komentarz
Skomentował Piotr
Polska to bardzo bogaty kraj! "Bezkosztowa" reforma edukacji pochłonie spore pieniądze (choćby koszty funkcjonowania IBE, ekspertów, "konsultacji" itp), które nie dadzą żadnych pozytywnych rezultatów. A co, nie stać nas?
Skomentował Danuta Adamczewska-Królikowska
Zgadzam się głosem pana Piotra. Dodam, że będą dodatkowe koszta na dokształcanie nauczycieli w zakresie tego modelu absolwenta .. To wszystko już było, będą nowi gloryfikatorzy jakiejś nowej wersji pomiaru osiągnięcia modelu absolwenta, będą nowe panie Berdzik ....
Skomentował Tomasz Gajderowicz
Bardzo mi schlebia ciągła analiza moich wyrwanych cytatów;). A serio, ten post biorę za dobrą monetę. Oczywiście, że uważam Pana za eksperta, dlatego szczerze się cieszę na "odpowiedzialnego realistę". Sądzę, że naszym wspólnym celem jest dobro edukacji w Polsce, dlatego zamiast sobie dogryzać, szukajmy elementów którymi można naprawiać system. Nie wszystko będzie się Panu podobało i nie wszystko będzie podobało się mi, ale w duchu odpowiedzialności za to co nas otacza, myślę że warto próbować konstruktywnego dialogu, choć jest trudniejszy niż zajmowanie pozycji przeciwnych. Pozdrawiam!
Skomentował Włodzimierz Zielicz
@TG
Proponuję UWAŻNĄ lekturę ze zrozumieniem. A potem poczytanie książek o zarządzaniu z zakresu motywowania pracowników. Pan NIE ROZUMIE dlaczego i jak działają ludzie w firmach - na pewno nie tak, jak by wynikało z formalnych regulaminów ... ;-) https://ppg.ibngr.pl/pomorski-przeglad-gospodarczy/dlaczego-szkola-dziala-tak-jak-dziala
Skomentował Jarosław Pytlak
Szanowny Panie Dyrektorze! Miło Pana gościć na moim blogu. Miałem dotąd nadzieję, że go Pan czyta u samego źródła, teraz mam pewność. To miłe. Muszę przyznać, że zdziwiłem się trochę "wyrwanymi cytatami". To zdaje się sugerować, że niepodany przeze mnie kontekst zmieniłby ich znaczenie. Nie śmiałbym tak postępować – uważam, że fragmenty, do których się odnoszę, są jednoznaczne. Ale mniejsza o to, jest ważniejszy problem. Oto proponuje Pan, żebyśmy wspólnie działali na rzecz dobra edukacji. Tymczasem ja konsekwentnie dowodzę, że działania, które Pan firmuje i promuje, nie służą dobru edukacji. Pan uważa, że da radę w ciągu 18 miesięcy przygotować zmianę dla szkół i szkoły do zmiany, ja uważam, że to utopia. Pan stoi n stanowisku, że kluczem do dobrej zmiany jest oparcie jej o profil absolwenta, ja uważam to za stratę cennego czasu i pominięcie ważniejszych problemów, które wołają o rozwiązanie. Ze swej strony apeluję, by skoncentrować się na umocnieniu instytucji szkoły, ale wobec trwających już prac IBE nie mam szansy na przebicie się z tym postulatem. Gdzie tu jest przestrzeń dla dialogu? Personalnie stoimy na przeciwnych pozycjach tylko dlatego, że to Pan udziela swojej twarzy reformie. Ja nie jestem przeciwnikiem Tomasza Gajderowicza, tylko reformy i sposobu jej przeprowadzenia, oraz wszystkich, którzy forsują ją w tym kształcie. Punktuję błędy, ale też daję własne propozycje. I na tym chyba musimy poprzestać.
Jeszcze jedno. Socjotechnika. Stosujecie ją niezwykle skutecznie. Politycznie to godne podziwu, ale moralnie naganne. Zamierzam o tym pisać.
Panie Dyrektorze, to na takich jak ja spadnie wprowadzanie w życie tej reformy. Pan będzie tylko obserwował i ewentualnie badał skutki. Choćby z tego powodu ma Pan dużą tolerancję na błąd. Ja już prawie żadnej…
Skomentował Włodzimierz Zielicz
@JP
Dokładnie! O czym mogą nauczyciele dyskutować skoro panowie Gajderowicz, Jakubowski i Witkowski dają im iście fordowski "wybór" - dowolnego koloru byleby był czarny. No ewentualnie można kolor foteli i podsufitek negocjować ... ;-)
Skomentował Tomasz Gajderowicz
Panie Dyrektorze, poza podstawami jest wiele obszarów do zmiany w ramach tej reformy, które także Pan całkowicie słusznie identyfikuje jako problemy. Ta reforma ma dotknąć większości rzeczy o jakich Pan pisze. Szukamy w tych obszarach dobrych rozwiązań, przede wszystkich u praktyków - do tego właśnie zapraszałem.
Oczywiście łatwiej rzucać kamiami zza swojej barykady, oskarżać o socjotechniki czy szukać wszędzie spisku (ale w jakim celu?), niż spróbować wnieść wkład w te rozwiązania. Ciągle zapraszam do tego drugiego. Naprawdę uważam że "Edukacja to sprawa zbyt poważna" - w pełni się z tym zgadzam i po to tu (gdzie mało życzliwe o mnie Pan pisze) mimo wszystko napisałem. Pozdrawiam!
Skomentował Włodzimierz Zielicz
@TG
Nadal Pan nie rozumie. Problemem jest system ORGANIZACJI polskiej szkoły (różny niż w krajach cywilizowanych), a nie zmienianie zawartości głów nauczycieli/dyrektorów, mówiąc skrótowo. To nie ich ŚWIADOMOŚĆ decyduje o funkcjonowaniu SYSTEMU tylko ZASOBY i MECHANIZMY ... :-( A taką dobrą szkołę Pan skończył ... ;-)
Skomentował Danuta Adamczewska-Królikowska
Drogi Jarku! Jestem pełna podziwu i uznania dla twojej aktywności wokół prac nad reformą edukacji, ale po ostatnich tekstach na Twoim blogu (szczególnie tym o pośpiechu) nie mogę sobie odmówić skojarzenia z wielokrotnie już cytowanym przeze mnie Sztaudyngerem:
Myszka mała podsłuchała, że Lwu grozi śmierć,
Pędem truchtem przeleciała całej mili ćwierć.
Zmykaj królu - rzecze myszka w przeogromnej trwodze,
Lew dziękował, po czym zjadł ją by mieć siły w drodze.
Tylko nikt Ci nie podziękuje, a i Ty małą myszką nie jesteś.
To co ich denerwuje to jest właśnie jak kamień w bucie, który już dziś widzą, że nie będą mogli powiedzieć - ….. skąd mieliśmy wiedzieć, … nikt nas nie uprzedzał ...itd.
Tempa nie zmienią, bo im się założenia posypią. Ty należysz do ludzi spoglądających na problemy szeroko i wolisz zapobiegać dziurom niż je łatać. Ale nasza kultura organizacyjna "my z synowcem na koniu i jakoś to będzie" do twoich przemyśleń nie przystaje. Widząc to podobnie jak Ty, najbardziej pasuje mi Twój postulat - odpuście sobie górnolotne reformowanie, usuńmy to co najpilniejsze i w tym czasie rozpocznijmy długofalową pracę nad całym systemem.
Tylko tu wkroczyli niecierpliwi reformatorzy, którzy w jakichś skrawkach chcą umieścić słuszne postulaty zmian, ale oni chcą je wlepić w już istniejący system. Gdyby nie zlikwidowano gimnazjów to ich postulaty dałoby się jakoś zaczynać wdrażać np. w podstawówce, bo całościowe podejście do problemów przyrodniczych zamknęłyby się w cyklu i uniknęłoby się kilku min, na które tu się na pewno natkną pomysłodawcy i realizatorzy. Tymczasem teraz robi się pomieszanie z poplątaniem, bo ci biolodzy oczekują, że nie będą systemowo zaczynać od nowa, tylko uczeń przyjdzie do VII klasy z wyuczonymi pewnymi regułkami (ze wsadem do kotła). I zapewne tak będzie, bo będą to ci sami nauczyciele biologii i geografii. I to wszystko zostanie schrzanione - miałam zastępstwa na przyrodzie i szlag mnie trafiał, jak widziałam w podręczniku IV klasy rysunek czajnika i napis nad dzióbkiem "para wodna" lub rysunek grzyba i fachowe nazwy jego części. Już słyszę głosy biologa, czy geografa - czy będę miała na tej przyrodzie wystarczającą liczbę godzin na to czy owo! Drogi Super Biologu (bo jest taka grupa), czy Super Geografie, Wy na takiej Przyrodzie nie będziecie gadali o wodzie, czy górach i pokazywali obrazki, jako biolog, czy geograf. Jeśli ten nowy przedmiot miałby mieć sens, to Wy macie być przewodnikiem po przyrodzie, po otaczającym go świecie, takie four in one. Ale na to by tak było to trzeba to dobrze zaplanować, przygotować nauczycieli do innego myślenia (zgodnego z tą właśnie fazą rozwojową dziecka) i tego nie zrobi się w 5 minut i bezkosztowo. A jeśli ktoś zastosuje pośpiech jako najważniejszy wyznacznik, to polegnie.
Tak to zresztą w założeniach było pomyślane te ponad 25 lat temu, w sposób dostosowany do faz percepcji dziecka – najpierw zainteresowanie zjawiskami w przyrodzie w ujęciu całościowym, potem w gimnazjum elementy naukowego podejścia, by w liceum dać wybór dogłębnego wdrażania w te dziedziny nauki na wyższym poziomie lub dla niezainteresowanych znów globalne podejście w ujęciu science.
Badajże w 1998 roku zaproponowałam taki program scence dla humanistów z elementami filozofii przyrody, historii myśli naukowej, problemami przyrodniczymi współczesnego świata, ale kolega w MEN powiedział mi – Danka, odpuść, kto tego będzie uczył? – JA – odpowiedziałam. ☹ Odpuściłam. Potem po latach wdrażałam w szkole coś na kształt tamtego pomysłu (nie miałam nic wspólnego z tym projektem) i rzeczywiście nikt tego nie ogarniał, na mojej głowie było wdrożenie. Jednak realizacja zniweczyła wszystko, bo jako fizyk i chemik ten sam temat o wodzie miałam realizować po chemicznemu i po fizycznemu (po pół roku na każdy z tych przedmiotów)!. Wyszła kompletna parodia założeń, bo cel był taki by to widzieć jako całość. Dlatego właśnie obawiam się również podobnego zakończenia szczytnych celów całościowego widzenia zjawisk na tej przyrodzie w klasach IV – VI. O to całościowe widzenie zjawisk przyrodniczych w pierwszej fazie nauki wielokrotnie upominał się prof. Łukasz Turski, ale jeśli to nie będzie elementem systemu, to nie wróżę powodzenia, szczególnie, że ani słychu, ani widu w zakresie podejścia organizacyjnego i kadrowego, a to podstawa.
Skomentował Jarosław Pytlak
Szanowny Panie Dyrektorze! Wszystko co dzieje się wokół reformy jest skoncentrowane wokół profilu absolwenta i jego przełożenia na podstawy programowe. Naprawdę nie widzę działań, które dotykają kwestii poprawy warunków pracy nauczycieli – najwyżej mgliste zapowiedzi, które nie rokują istotnej zmiany. Szukacie Państwo w tych obszarach dobrych rozwiązań? Wiem, są powołane stosowne zespoły. Ja również w jednym byłem i nie mam poczucia, by moja praca była częścią tych poszukiwań. Miałbym, gdyby na temat naszej rekomendacji „ramówkowej” ktoś z nami później rozmawiał, współpracował, a nie przerobił po swojemu i przedstawił Radzie w formie, która zmusiła mnie do przecierania oczu. Mogę to nawet położyć na karb pośpiechu, a nie braku szacunku dla wynajętych (bądź co bądź) ekspertów, ale na taką formułę udziału w pracach nad reformą się po prostu nie mogę zgodzić. Oferowane warunki współpracy mi nie odpowiadają, bo nie jestem gotów żyrować czegoś, co na moje konto postanowi po swojemu ktoś inny.
Ja nie rzucam kamieniami, ale chlebem swoich przemyśleń. Nie oskarżam o stosowanie socjotechniki, tylko stwierdzam z odcieniem podziwu obecność wielu jej form. Jestem na to szczególnie uwrażliwiony. Nie śmiem obrazić Pana podejrzeniem, że nie zdaje sobie Pan sprawy z ich zastosowania. A jeśli chodzi o mało życzliwe pisanie o Panu, powtórzę raz jeszcze – nie piszę o Tomaszu Gajderowiczu jako osobie, ale to Pan sam przyjął na siebie rolę głównego rzecznika reformy, a ja piszę o reformie. Osobiście uważam Pana za niezwykle wartościowego i sympatycznego człowieka. Niestety, w kwestii poglądów na reformę edukacji dochodzi między nami do zderzenia.