Blog
Przeklęta asymetria, czyli pean na cześć Rodziców
(liczba komentarzy 0)
Jeśli kogoś zaniepokoiło słowo „przeklęta” w tytule tego artykułu, to spieszę uspokoić – będzie miło i konstruktywnie. Co ograniczy zapewne liczbę czytelników, ale jest to cena dla mnie do przyjęcia za Eksperymentalny Sygnał Dobra – pamiętne ESD z „Kwiatu kalafiora” Małgorzaty Musierowicz, jaki zamierzam dzisiaj wyemitować w tym miejscu.
Już od połowy października zbierałem się, by w sposób szczególny podziękować rodzicom uczniów STO na Bemowie za wsparcie, które bardzo pomaga przetrwać na szkolnej rubieży w tych nieciekawych czasach. Swoje podziękowanie dedykuję przy okazji całej rzeszy innych rodziców, którzy jak Polska długa i szeroka aktywnie wspierają nauczycieli swoich dzieci; a imię ich jest milion. Albo i więcej. Niech nikogo nie zwiedzie lawina żalów wylewająca się na nauczycieli w internecie. To po części „zasługa” tytułowej asymetrii. Pozytywno-negatywnej.
Krótkie wyjaśnienie o co chodzi, a psychologowie niech wybaczą mi uproszczenie. Otóż jeśli spostrzegamy obiekt, o którym nic nie wiemy, jesteśmy skłonni przypisywać mu raczej cechy pozytywne niż negatywne. Podświadomie dajemy kredyt w postaci dobrego nastawienia. Natomiast w sytuacji, gdy docierają do nas różne bodźce z otoczenia, na nasze zachowanie znacznie większy wpływ mają te negatywne. I to jest właśnie przekleństwo, o którym mowa w tytule. Bo zgodnie z tym zjawiskiem, chociaż na każde sto komunikatów, jakie otrzymuję od rodziców uczniów, dziewięćdziesiąt dziewięć jest sympatycznych i wspierających, to ten setny, niemiły, skutecznie psuje humor i zapada w pamięć.
Jaki jest tego efekt – przykładu nie muszę szukać daleko. W poprzednim wpisie na blogu, rozważając, jak zmieniliśmy się jako społeczeństwo, rodzicom uczniów poświęciłem zaledwie jeden akapit. Wspomniałem w nim jednak aż dwie niezwykle trudne dla mnie sytuacje, jedną z powodu poczucia niesprawiedliwości, drugą – rozdarcia pomiędzy sprzecznymi oczekiwaniami, niemożliwymi do zaspokojenia. Nie pierwszy raz wyszedłem na „rodzicożercę”, którym w istocie nie jestem. Ale łatwiej i chętniej pisze się o tym, co boli.
W tym samym artykule jako najważniejszą obecnie misję nauczycieli wskazałem budowanie dobrych relacji w społeczeństwie. Konsekwentnie więc, a przy okazji w ramach własnej walki z przekleństwem psychologicznej asymetrii, opiszę dzisiaj sytuacje, w których to rodzice uczniów pracowicie budowali owe relacje. Pragnę przy tym podkreślić, że sceną wszystkich opisywanych wydarzeń będzie szkoła społeczna. W takiej placówce, w myśl powszechnego przekonania, rodzice kierują się prostą zasadą „płacę i wymagam”, co jednak nigdy nie było monetą obiegową w STO na Bemowie. Wręcz przeciwnie, szkoła zawsze budziła życzliwość i ciepłe uczucia, manifestowane nawet po wielu latach.
W roku szkolnym 2019/20 nasza placówka obchodziła jubileusz 30-lecia. Jedną z inicjatyw, zaproponowaną i rozpropagowaną na forum Rady Przedstawicieli Rodziców, były prezenty od poszczególnych klas. Najwięcej udziałowców miało wyciszenie stołówki szkolnej, ale były też inne pomysły. Niestety, z powodu pandemii niektóre uległy zawieszeniu, m.in. zakup zestawu pomocy naukowych do biologii, zaoferowany przez rodziców z ówczesnych klas siódmych. Sprawa powróciła w połowie września ze strony tej samej grupy, rodziców obecnych ósmoklasistów i… znowu zamarła, bo ja, zakręcony w telefony do SANEPID-u i planowanie kwarantann, nie bardzo panowałem nad materią. Kolejny monit o „zielone światło” dla inicjatywy wpłynął w poniedziałek, 12 października po południu, kiedy pracowicie szykowaliśmy się do ograniczonego z konieczności finału obchodów jubileuszu, zaplanowanego na dzień Święta Edukacji Narodowej. Już bez dalszej zwłoki odpisałem, że super, i że bardzo prosimy. We wtorek zmarł nasz geograf, Piotr. Wszystko inne przestało być ważne. Imprezę odwołaliśmy, uczniów poprosiliśmy o pozostanie w domach…
W świąteczną środę siedzieliśmy w gronie kilku osób w opustoszałej szkole, pogrążeni w żałobie, kiedy około południa do drzwi zapukał kurier z wielką paczką. Stanęła gdzieś na uboczu, bo nikt nie miał głowy, żeby ją obejrzeć. Dopiero kilka dni później odkryliśmy zawartość – pomoce naukowe, a z naklejki adresowej, że przesyłka była nadana w trybie pilnym, z poleceniem dostarczenia 14. października. Czyli ofiarodawcy nie tylko ekspresowo zrealizowali swój pomysł, ale tak to zorganizowali, by prezent dotarł dokładnie tuż przed mającą się odbyć uroczystością. Byłem autentycznie wzruszony, choć podziękowanie za tę niedocenioną zrazu czułość (w znaczeniu tego słowa, jakie nadała mu noblistka, Olga Tokarczuk) składam dopiero w tym miejscu. Ale z tym większą wdzięcznością.
* * *
Wiosenny lockdown był przeżyciem traumatycznym, ale w STO na Bemowie przyniósł mi także jedno fantastyczne doświadczenie. Kto w owym czasie był dyrektorem szkoły niepublicznej, ten zapewne zachował w pamięci mrożącą krew w żyłach obawę, że rodzice zaprzestaną płacenia czesnego. Albo z powodu kłopotów finansowych, wywołanych zatrzymaniem gospodarki, albo uznając, że nauka zdalna nie jest tyle warta, co stacjonarna, bo wielu świadczeń szkoła nie jest w stanie zapewnić. Stres był tym większy, że końcówka roku szkolnego dawała niewielkie pole manewru w budżecie placówki, zaś zwolnienie części nauczycieli ad hoc było nie do pomyślenia, zarówno ze względu na ich prawa pracownicze, jak konieczność zapewnienia, by uczniowie mieli do czego i do kogo powrócić po okresie zdalnej nauki. Nie mówiąc o zwykłej przyzwoitości.
Rada w radę ustaliliśmy z Zarządem Koła STO, czyli naszym organem prowadzącym, że obniżymy czesne o 10%, a drugie tyle przeznaczymy na fundusz pomocowy. Jednocześnie zwróciliśmy się do wszystkich rodziców, aby – jeśli to tylko możliwe w ich sytuacji – nie korzystali z obniżki, ale zasilili tą kwotą ów szkolny fundusz. Odzew przeszedł najśmielsze oczekiwania. Pomoc zadeklarowało blisko 200 osób, czyli niemal połowa płatników! A kilka dorzuciło jeszcze dodatkowe wpłaty. Dzięki temu mogliśmy udzielić pomocy wszystkim, którzy o nią wystąpili. Rodzice uczniów sprawili, że pojęcie „szkoła społeczna” zyskało wtedy nowy wymiar. A ja, podsumowując w czerwcu całą tę akcję, puchłem z dumy, i puchnę do dzisiaj na jej wspomnienie.
* * *
Nadszedł wrzesień, a wraz z nim nauka w szkole, oczekiwana z radością, ale także z niepokojem. W STO na Bemowie podzieliliśmy się na cztery tzw. „bańki” społeczne, czyli grupy uczniów i nauczycieli odseparowane od pozostałych (Dziękuję za ciekawe spotkanie. Koncepcja baniek bardzo mi się podoba i myślę, że zarówno dzieciaki, jak i nauczyciele dobrze się w tym odnajdą - e-mail po telekonferencji, podczas której zaprezentowaliśmy nasz pomysł rodzicom). Do tego powstała dość zdroworozsądkowa instrukcja sanitarna (też e-mail: Bardzo dziękujemy za instrukcje, bardzo podziwiam poziom i dokładność. Niesamowitą pracę Państwo wykonaliście).
Ruszyliśmy.
Pierwszy miesiąc był miodowy. Każdego dnia dwie lub trzy klasy jechały na wycieczkę po Mazowszu, inne uczyły się w szkolnych ławach, a frekwencja uczniów i nauczycieli była nawet lepsza niż rok wcześniej. Do tego mogę z czystym sumieniem dopisać niesamowitą życzliwość rodziców napotykanych koło szkoły. Niemal każdy, z kim zamieniłem choć kilka słów, dawał odczuć, że docenia nasze starania o zapewnienie bezpieczeństwa, no i oczywiście życzył zdrowia. Zresztą – ta życzliwość w osobistych kontaktach trwa do dzisiaj, choć rodziców spotykam teraz niewielu, bo zaledwie około trzydziestki uczniów pozostało nam w stacjonarnej nauce.
Pierwsza kwarantanna dopadła nas na przełomie września i października, kiedy potwierdziło się zakażenie koronawirusem jednego z nauczycieli. Trafiło w dwie klasy liceum i jedną ósmą. Byłem bardzo przejęty załatwiając formalności z SANEPIDem (wtedy jeszcze się dało), a panie wychowawczynie obdzwoniły rodziców uczniów z informacją o kwarantannie. I choć wieść o przymusie pozostania w domu nie była przyjemna, to w korespondencji dominowały podziękowania.
Przykre okoliczności, ale akcja przeprowadzona wzorowo. Dziękujemy. Trzymamy kciuki za chorego nauczyciela. Gdyby potrzebna była jemu pomoc, proszę się że mną skontaktować.
Tydzień przed Świętem Edukacji Narodowej rozesłaliśmy wstępny program obchodów. Zgrzeszyliśmy optymizmem, który jednak został „na gorąco” nagrodzony:
Perfekcyjna organizacja dnia, mnóstwo ciekawych działań, olbrzymie zaangażowanie grona nauczycielskiego. Bardzo dziękujemy za wkład pracy w wychowywanie naszych pociech i życzymy sukcesów w życiu zawodowym i prywatnym.
Kilka dni później, w lawinie kondolencji, jakie spłynęły na moje ręce po śmierci Piotra, znalazły się także smutne życzenia z okazji Święta Edukacji:
Pani Dyrektor, Panie Dyrektorze,
to miał być zupełnie inny dzień i zupełnie inne życzenia.
Przede wszystkim prosimy o przyjęcie kondolencji z powodu straty najbliższego wieloletniego przyjaciela i wybitnego nauczyciela. Brak nam słów żeby wyrazić nasz smutek i współczucie dla Was.
Dziś Wasze Święto. W związku z nim, w imieniu społeczności klasy 2B, pragniemy wyrazić absolutne uznanie dla Was, dla całego Waszego zespołu. Jesteście Państwo wspaniałymi pedagogami, cudownymi ludźmi. Niezwykle doceniamy Waszą pracę, Wasze zaangażowanie, dziękujemy za Waszą pasję.
Prosimy pamiętać, że w tym trudnym okresie, który wspólnie przejdziemy, jesteśmy do Waszej dyspozycji. Wyjdziemy z tego silniejsi jako grupa. Dziękujemy, że jesteście jej tak wspaniałymi liderami.
Dzień po Święcie był w szkole poświęcony żałobie. Zespół psychologiczno-pedagogiczny wspólnie z wychowawcami zaplanował, w jaki sposób powinniśmy zaopiekować się emocjami uczniów i pomóc im oswoić tragiczne wydarzenie. Co również zostało docenione:
Jestem pod ogromnym wrażeniem (i nie tylko ja), jak szybko i ze swego rodzaju czułością zaopiekowali się Państwo uczniami po śmierci Pana Piotra. Mam na myśli m.in. opiekę psychologiczną. Piszę o tym, pamiętając o własnym doświadczeniu z V klasy szkoły podstawowej - zmarła wtedy nagle moja dwudziestodziewięcioletnia nauczycielka historii, uwielbiana przez wszystkich. Szok był ogromny, jednak publiczna szkoła z okresu transformacji nie zapewniała jakiegokolwiek wsparcia, mającego zminimalizować traumę.
Bardzo, z całego serca, dziękuję Państwu za to, że w naszej szkole jest zupełnie inaczej, po ludzku, z uważnością na drugiego człowieka.
Każde kolejne zawirowanie, każdy element w kalejdoskopie kolejnych kwarantann i każda zmiana, jaką musieliśmy wprowadzać w organizacji pracy, otrzymywały życzliwe wsparcie:
Bardzo dziękujemy za organizację tej niemożliwej do okiełznania sytuacji.
W całej niepewności jaka teraz nas trapi, to że wiem, że szkoła dzieci jest zorganizowana najlepiej jak się da w tych czasach, jest olbrzymim odciążeniem. Jednak jeśli coś nie będzie działać, to wiemy, że to siła wyższa i z naszej strony jest pełna akceptacja takich słabości systemu.
Jeśli szkoła potrzebowałaby jakiejś pomocy, proszę się odzywać, w miarę możliwości będziemy się starać pomóc (coś gdzieś przewieźć, coś dostarczyć, gdzieś się dodzwonić, czy jakoś inaczej pomóc).
Doceniane są również nasze wysiłki, aby dzieciom, które z różnych względów nie powinny uczyć się zdalnie, zapewnić opiekę i zajęcia na terenie szkoły:
Jestem pod ogromnym wrażeniem jak organizujecie naukę zdalną, jak bardzo jesteście elastyczni w dostosowywaniu pracy do tych trudnych okoliczności. Wiedziałam, że ta szkoła to dobry wybór, ale nie sądziłam ze aż tak.
Ogółem od września do połowy listopada do mojej skrzynki e-mailowej wpłynęło ponad 2,5 tysiąca listów od rodziców. Często bardzo miłych, jak te, które przytoczyłem powyżej. Często po prostu rzeczowych. Czasem ze zgłoszeniem problemów, które następnie rozwiązywaliśmy. Te znamionujące burzę emocji, nieprzyjemne, dały się policzyć na palcach obu rąk. Ale nawet pośród nich większość zawierała konstruktywne przesłanie.
Od lat przestrzegam zarówno rodziców, jak nauczycieli, że e-mail może być zabójczym narzędziem. Zabójczym dla komunikacji i dla motywacji. Ale teraz, kiedy mało jest innych możliwości, potrafi też dodawać skrzydeł i dawać poczucie, że nawet w obliczu problemów jesteśmy partnerami. Pisząc te słowa w podziękowaniu dla Rodziców, muszę też podkreślić, że cokolwiek nam się w szkole w tym roku udaje, dzieje się to również za sprawą świetnego zespołu. Postawa nauczycieli i pracowników administracyjnych powoduje, że zarządzanie na delikatnym odcinku HR jest dla mnie osobnym źródłem wielkiej satysfakcji.
Niniejszy pean nie byłby pełny, gdybym nie podkreślił w nim fantastycznej roli, jaką w naszej szkole społecznej odgrywa dziewięcioro rodziców tworzących władze organu prowadzącego, czyli Zarząd Samodzielnego Koła Terenowego nr 69 STO i Komisję Rewizyjną. Zaufanie, wsparcie i życzliwość, jakie otrzymuje z tej strony dyrekcja Zespołu Szkół, są zjawiskiem OGROMNYM, którego nie sposób przecenić. A jeśli ktoś docenia moją działalność na stanowisku dyrektora, to powinien mieć świadomość, że jest ona pośrednio wielką zasługą zespołu działaczy STO, dla których po prostu chce się pracować.
I jeszcze osobne podziękowanie dla dobrych duchów. To rodzice, którzy zdejmują nam z głowy duże kłopoty. Za ich sprawą pojawiają się piękne prezenty dla wszystkich zasłużonych, do wręczenia przy okazji obchodów jubileuszu. Okna sal lekcyjnych na parterze nagle zostają zabezpieczone eleganckimi balustradami, żeby ktoś nie wypadł do ogródka. Przy placu zabaw pojawia się niezwykle potrzebna tam łazienka, choć wcześniej nie było jej w żadnych planach. Po dwóch latach nieudanych prób znalezienia odpowiednich fachowców nagle okazuje się, że można wykonać brakującą instalację wentylacyjną w pomieszczeniach na pierwszym piętrze.
Żyjemy w trudnych czasach, ale życzliwość i pozytywne myślenie pomagają uwierzyć, że jeszcze będzie przepieknie, jeszcze będzie normalnie.
Dziękuję!
Dodaj komentarz