Blog
Słowo harcerza!
(liczba komentarzy 13)
Czytając regularnie tygodniki „Przegląd” i „Polityka” zazwyczaj rozpoczynam lekturę od felietonów Ludwika Stommy. Pisze dobrze, porusza ciekawe tematy i zazwyczaj prezentuje niebanalne spojrzenie na opisywane zagadnienia. Jeśli dodać do tego ogromną erudycję, przepis na świetnego publicystę gotowy. W numerze 32 „Polityki” (7-14.08) zgotował mi wszakże niezbyt miłą niespodziankę. Rzecz dotyczy tekstu zatytułowanego „Harcerzyki”.
Najkrócej mówiąc Autor zawarł w nim mało pochlebną ocenę ruchu harcerskiego (i jego skautowych korzeni), a na dodatek uczynił to w sposób doprawdy mało elegancki. Zupełnie nie pasujący do jego publicystyki. Dość powiedzieć, że zaczyna swój felieton od przypomnienia dawnego znaczenia słowa „harcerzyk” jako napoju łączącego pół na pół wódkę z sokiem grejpfrutowym. I deklaruje, że jest to jedyna forma, pod którą lubi harcerzyki, „w przeciwieństwie do dziatek w szarych mundurkach, z nożami u boku, a tym bardziej staruchów prezentujących nostalgicznie ów uniform na akademiach ku czci”.
Jestem takim sobie właśnie staruchem w późno-średnim wieku, a mundur harcerski (nawiasem mówiąc, zielony) z nostalgią trzymam na wieszaku w swoim dyrektorskim gabinecie. I choć już dawno nie zakładałem go, nawet na akademię u czci, stanowi ważny symbol w moim życiu. Znam wielu młodych ludzi, którzy zakładają dzisiaj harcerskie mundury i jest to dla nich ważne. Mając tego świadomość zachodzę w głowę, co spowodowało u mojego ulubionego publicysty takie niepojęte wystąpienie.
Być może wyjaśnienie kryje się w zdaniu wyeksponowanym pośrodku strony: „Byli harcerze stanowią najliczniejszą grupę wśród naszych oenerowców i „prawdziwych Polaków”. Trudno wykluczyć, bowiem felietonista powołuje się na socjologów. Jednak wśród byłych harcerzy jest również wielu ludzi o lewicowych i/lub liberalnych poglądach, o czym mogę zaświadczyć własną osobą i niemałym gronem znajomych. Czy to naprawdę deprecjonuje albo uszlachetnia ideę harcerską?!
Jeśli kogoś poważam za prezentowane poglądy, tak jak jest w przypadku Ludwika Stommy, trudno mi przejść do porządku dziennego nad jego opinią, z którą się głęboko nie zgadzam, i której wręcz nie pojmuję. A ponieważ nie potrafię znaleźć racjonalnego wyjaśnienia, spróbuję podjąć polemikę. Nie będę czepiał się szczegółów, np. wielokrotnego mylenia harcerstwa i skautingu, czy uproszczeń, jak to o nożach u boku, a skupię się na sprawach bardziej istotnych.
Pisze Ludwik Stomma: „Wymyślił harcerstwo, jak wiadomo, angielski pułkownik Robert Baden-Powell (…). Nie był to pomysł pedagogiczny czy ekologiczny, ale na wskroś militarny.”
I owszem, w końcu – o czym też pisze felietonista – powstał podczas drugiej wojny burskiej, kiedy Anglicy ponosili klęskę za klęską. Powołanie młodych ludzi do pomocniczej służby wojskowej było potrzebą chwili, wyrazem patriotyzmu rozumianego w ówczesny sposób – w końcu XIX wieku.
„Baden-Powell przyznać zaś sobie może wątpliwy honor prekursora oficjalnego i legalnego wykorzystywania dzieciaków do celów wojennych i dywersyjnych”. Zgoda, mnie się to też nie podoba, ale to jest również przykładanie dzisiejszej miary do wydarzeń sprzed stu trzydziestu lat. A przypomnijmy, były to czasy Imperium Brytyjskiego, z którym identyfikowały się nieprzeliczone rzesze Anglików. No i wojna – akurat toczona z naszego punktu widzenia na krańcu świata, ale zupełnie prawdziwa.
Dalej Ludwik Stomma wytacza przeciw dziełu życia Roberta Baden-Powell’a najcięższe działa. Zarzuca mu powołanie ściśle paramilitarnej organizacji, opartej na wierności królowi, posłuszeństwie, przekonaniu o wyższości białej rasy, osobistej odporności, poczuciu związku z naturą i samodoskonaleniu. Można to uznać za trepacki ideał, ale przecież nie wyłącznie, nie w całej rozciągłości. No i nie wolno zapominać, że idea rodziła się niedługo po roku 1900, w atmosferze społecznej, której ukoronowaniem były (nie tylko w Wielkiej Brytanii) tłumy młodych ludzi z uśmiechem idące na front w 1914 roku. Owa radość błyskawicznie przeminęła w obliczu potwornej rzezi, ale w okresie poprzedzającym Wielką Wojnę przygotowania do walki były dość powszechnym przejawem patriotyzmu. Baden-Powell nie żył w próżni społecznej.
Zresztą, jakimś cudem tak skrytykowany przez felietonistę pomysł skautingu rozprzestrzenił się w okresie międzywojennym po całym świecie i pociągnął ogromne rzesze młodzieży. Aby coś tak nośnego wymyślić potrzeba czegoś więcej niż „żołdaka”, jak elegancko określił Baden-Powella Ludwik Stomma. Pomysł znalazł miliony naśladowców po różnych stronach ówczesnej międzynarodowej sceny politycznej, w czasach na długo przed internetem – co powinno dawać do myślenia, jeśli chodzi o jego wartość.
Skauting od początku był modelowany jako gra, a więc rywalizacja jest jego naturalną cechą. Przy okazji tej słusznej konstatacji obrywa się od Stommy Aleksandrowi Kamińskiemu, który rzekomo podczas okupacji, igrając z życiem swoich harcerzy, popierał ich sztubackie wyścigi o to, kto ściągnie bardziej eksponowaną i większą flagę hitlerowską. Podobnie jak Baden-Powell, Aleksander Kamiński nie może się już bronić, ale powiedzmy sobie wprost, że harcerze z Szarych Szeregów, o których wspomniał w felietonie jego autor, to byli w owym czasie ludzie już dorośli, świadomi ryzyka, a nie małoletnie ofiary swojego przełożonego!
Ledwo co zahaczywszy o okres okupacji felietonista przywołuje z kolej postać "harcerzyka" Antoniego Macierewicza, „w ciągłej gorączkowej rywalizacji”, która koniec końców doprowadziła do powołania groteskowych Wojsk Obrony Terytorialnej. Zaiste niesamowity trójskok w czasie, od 1943 roku, poprzez 1976 do 2016. Zawarty w zaledwie trzech zdaniach.
Podzielam opinię Ludwika Stommy o Antonim Macierewiczu i jego rozmaitych dokonaniach. Ale na Boga, to żaden przykład harcerza, na pewno nie reprezentatywny dla setek tysięcy ludzi, którzy w swojej młodości, w ciągu minionych 60 lat, przewinęli się przez polskie harcerstwo. Nieważne, czy w czasach Polski Ludowej (której zresztą Ludwik Stomma w różnych publikacjach oddaje swoistą sprawiedliwość, a ja się pod tym jego poglądem z całego serca podpisuję), czy w okresie III Rzeczpospolitej. Czy to w harcerstwie „reżimowym”, czy raczej w „opozycyjnym”. Bo harcerstwo nigdy w historii nie było jednolite (nawet w latach 1956-1980), zawsze zachowując jednak pewne bazowe elementy, jak na przykład postulat zawarty w zdaniu „Na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy!”. Szczególnie mi bliski, bo wiarygodność i dotrzymywanie słowa stanowi od dziesięcioleci fundament mojej pracy pedagogicznej, a wyniosłem to właśnie z harcerstwa.
Na zakończenie artykułu Ludwik Stomma szczyci się, że żadnego ze swoich synów nie zachęcał do skautingu, za to do płynnych harcerzyków zdrowszych niż vodka-sec i owszem. Ma nadzieję, że wyrosną na porządnych ludzi. A ja pytam, co ma piernik do wiatraka?! Gdzie jest napisane, że bycie harcerzem jest patentem na stanie się porządnym człowiekiem? Ale z pewnością może bardzo pomóc, gdy życie nie układa się w młodości, co wiem z doświadczeń bliskich mi osób. Podobnie jak picie vodka-sec nie musi zmarnować człowiekowi życia. Jednak społeczeństwo zabrania młodym picia alkoholu, a nie zabrania przynależności do harcerstwa. To powinno dawać do myślenia, prawda?!
Nie przestanę czytać felietonów Ludwika Stommy i poważać jego opinii. Ale uważam, że zbyt brutalnie zaatakował harcerską ideę. Nie znaczy to, że nie ma ona wad i wypaczeń, jak wszystko w życiu. Ale tylko na moich własnych oczach, w ciągu czterdziestu lat, blisko dwa tysiące młodych ludzi dłużej lub krócej czerpało z niej jakąś inspirację. I nie wychowywaliśmy ich dla wojaczki, oenerowskiego patriotyzmu, ani socjalizmu. Prawdę mówiąc, osobiście starałem się jedynie, żeby nauczyli się kierować w życiu poczuciem przyzwoitości. I żeby zdobyli doświadczenia życia w grupie spojonej więzami dobrego koleżeństwa. Tylko tyle i aż tyle. Reszta, to były didaskalia. Wcale nie uważam, że zmieniałem w ten sposób idee Baden-Powella. Po prostu nadawałem im współczesny kształt. I pozwolę sobie zwrócić uwagę, że obecnie w dziedzinie edukacji powszechnie głoszony jest pogląd, także przez ludzi bez harcerskich doświadczeń, że najważniejsze są relacje.
Postscriptum:
Wśród kilku niewymienionych przeze mnie powyżej złośliwości pod adresem harcerstwa felietonista „Polityki” napisał, że nie słyszał o sprawności „wielbiciela literatury”. Ja też. Natomiast słyszałem i praktykowałem w pracy z harcerzami zdobywanie przez nich sprawności „czytelnika” i „bibliofila”. Słowo harcerza!
Dodaj komentarz
Skomentował Xawer
Toż przecież Ludwik Stomma nie napisał historycznego artykułu w ahistoryczny sposób oceniającego Wojnę Burską i Baden-Powella, tylko o stosowaniu nadal w dzisiejszych czasach wypracowanych przez niego idei i metod wychowawczo-treningowych. O tym, że w dzisiejszych czasach długotrwałego pokoju i nielicznych zawodowych armii nadal się uprawia i gloryfikuje militarny trening dla nastolatków, z całym jego nie przystającym do dzisiejszych czasów sztafażem mundurów, wart, salutowania, posłuszeństwa rozkazom, Bogiem, Honorem i Ojczyzną, rozumianymi bezrefleksyjnie i poddańczo.
Pan ma dla harcerstwa sympatię i sentyment, widząc w nim szklankę do połowy pełną, a uzupełnioną tylko anachronicznymi didaskaliami. Ale Stomma ma niechęć do wszystkiego tymi didaskaliamy zapaskudzonego, jak beczka miodu może być zapaskudzona łyżką dziegciu. I z przyczyn zupełnie niezależnych, przede wszystkim dużego indywidualizmu i wstrętu do mundurów i salutowania starszym stopniem, jestem tu bliski Stommie.
Jedni w byciu kamieniem na szańcu widzą bohaterstwo i rzecz chwalebną, inni raczej mogą tylko współczuć uwikłania się w bezsensowną walkę i dobrowolnego pójścia na rzeź. Chcieliby własne dzieci przed czymś w tym stylu ustrzec. Jedni chcieliby żyć w społeczeństwach silnych, zwartych i gotowych, a inni w indywidualistycznych i pacyfistycznych. Ze swojej (a)historycznej perspektywy sympatyzuję raczej z Burami, niż z Brytyjczykami, usiłującymi podbić ich kraj, wykorzystując do tego nastolatki.
Problem jednak nie w ocenie Baden-Powella, czy komendantów Szarych Szeregów (oceniając ich nie da się nie wpaść w ahistoryczność), tylko w ocenie stosowania nadal ich metod i paramilitarnego stylu wychowawczego w dzisiejszych czasach wolności, pokoju, pacyfistycznych nastrojów i zupełnie innego rozumienia patriotyzmu.
"wiarygodność i dotrzymywanie słowa ... wyniosłem to właśnie z harcerstwa"
Jest mnóstwo innych, znacznie silniejszych źródeł tego samego. Choćby moje wzrastanie w rodzinie wprawdzie ateistycznej, ale o luterańskich korzeniach.
Inni z harcerstwa wynieśli szowinizm i militaryzm, a jeszcze inni wynieśli je z domów. Nie można z harcerstwa (ani niczego innego) wybrać sobie jednego świetlanego elementu, a resztę zbagatelizować jako "didaskalia". Pojedyncze świetlane elementy można znaleźć nawet w Hitlerjugend i Komsomole.
"Jednak społeczeństwo zabrania młodym picia alkoholu, a nie zabrania przynależności do harcerstwa"
Nie zabrania młodym picia, zabrania wyłącznie sprzedawania im. Ale rodzic może dać drinka nastolatkowi w domu, czy zamówić dla niego w barze.
Społeczeństwo nie zabrania również przynależności do ONR albo klubu kibica Widzewa, które też efektywnie trenują w koleżeńskiej współpracy i bezrefleksyjności wobec przewodnich idei.
Skomentował Włodzimierz Zielicz
@Xawer
1.Harcerstwo (skauting też)niekoniecznie ma oblicze sprzed 100 lat - były owszem takie tendencje wśród w latach 80-tych, co prowadziło do humorystycznych często sytuacji. Szczególnie dotyczyło do środowisk bliskich dziś ZHR. Ale jednocześnie harcerską przeszłość mieli i prof.Andrzej Janowski (skądinąd stypendysta Open Society Sorosa i jednocześnie jeden z głowych twórców słynnej Czarnej Jedynki) - sekretarz stanu w MEN u Mazowieckiego i Bieleckiego , twórca kolegiów językowych, i niedawny wiceprezydent Warszawy W.Paszyński i posłanka SLD Sekuła-Szmajdzińska i byli ministrowie SLD Piechota i Pater, a nawet zmarły w ostatnich dniach były I sekretarz KW PZPR w Łodzi hm.Niewiadomski (wcześniej - komendant Chorągwi Łódzkiej) i prof. Bogusław Śliwerski (szef komitetu badan pedagogicznych PAN) i wielu, wielu innych ...
Skomentował Xawer
Jeśli harcerstwo ma inne oblicze, to niech zmieni nazwę, pozbędzie się mundurów i innego militarnego sztafażu, kultu "Zośki", Boga, Honoru i Ojczyzny, a wtedy przestanie odstręczać Stommę i ludzi takich, jak ja.
Trudno: trzymanie się swojej tradycji i "didaskaliów" oznacza akceptację i afirmację dla nich.
Być może, gdyby ONR zmienił nazwę i sztafaż swojej tradycji, to też wielu ludzi by polubiło jego nowe oblicze. A gdyby klub kibica Widzewa zmienił szaliki na tęczowe...
Skomentował Xawer
Proszę też nie odbierać Stommy osobiście ani sprowadzać krytyki, czy odrzucenia harcerstwa do potępienia osób, które przez nie przeszły i mają do niego sentyment i uznanie. Ani też nie uznawać tego, że harcerzami było wiele zacnych osób za argument istotniejszy od tego, że również wiele mniej zacnych. Bez licytacji, czy zacnych mniej, czy więcej i czy mniej, czy bardziej zacne.
Ja czytając Stommę widzę raczej ubraną w felietonową formę, popartą pewną skrótową i wybiórczą argumentacją, deklarację własnej, subiektywnej oceny i postawy aksjologicznej, odrzucającej harcerstwo. Jak Stomma napisał: "tym się szczycę, że żadnego z moich synów nie zachęcałem do skautingu".
A na marginesie, to (choć nie stronię od alkoholi) "harcerzyków" też nie znoszę.
Skomentował Włodzimierz Zielicz
@Xawer
1.Jedni harcerze dalej żyją "Zośką" - skądinąd w czasie okupacji coż mógł robić syn rektora PW - w innych byłby pewnie wybitnym naukowcem czy
specjalistą od techniki, a inni niekoniecznie.
2.Harcmistrzem i komendantem szczepu ZHP w Gottwaldzie był obecny dyrektor Centrum Fizyki Teoretycznej PAN prof. Lech Mankiewicz. I raczej Mu to nie zaszkodziło ... ;-)
Skomentował Xawer
Again: to, że jacyś ZACNI ludzie przeszli przez harcerstwo i im to nie zaszkodziło, nie znaczy, że inni mają to uznawać za właściwe wychowanie dla swoich i bliskich im dzieci.
Z L..M. byłem zaprzyjaźniony w czesie gottwaldowo-studencko-doktoranckim, ale od lat nie mam z nim kontaktu. To, że go cenię niezwykle (jak zresztą i naszego Gospodarza), nie oznaczy jednak, że podzielam każdy ich pogląd, zwłaszcza wybory etyczne i aksjologiczna, a nie poglądy co do faktów. W pewnych jest mi bliżej do Stommy.
Na szczęście L.M. przeewoluował od harcerstwa w stronę Akademii Khana, jako pozaformalnej edukacji.
Skomentował Jarosław Pytlak
@Xaver - dzięki za tyle komentarzy, które dowodzą (dla mnie), że o ile z dosłownym rozumieniem moich słów radzi Pan sobie doskonale, i jest w stanie wskazywać mi brak logiki, o tyle nie radzi Pan sobie z rozumieniem moich emocji - ani ich przyczyn, ani przejawów. To emocje kazały mi odnieść się do artykułu Ludwika Stommy, który to artykuł odebrałem nie jako "poparty skrótową i wybiórczą argumentacją deklarację własnej, subiektywnej oceny i postawy aksjologicznej, odrzucającej harcerstwo" (to Pańskie słowa), ale jako oparty na tendencyjnej i głupiej argumentacji, a na dokładkę chamski w formie, manifest wstrętu do tego ruchu, kompletnie w tym miejscu i w tym czasie dla mnie niepojęty! Pańskie odrzucenie harcerstwa z jego sztafarzem jest Pańską prywatną sprawą, która mnie zupełnie nie obchodzi, ale takaż postawa, i w takim stylu zamanifestowana, przez takiego autora w poczytnym tygodniku, obchodzi mnie jak najbardziej. Także dlatego, że z przerażeniem obserwuję, jak po kolei mieszamy z gnojem wszystko, co wcześniej reprezentowało sobą jakąś wartość, bo teraz ktoś ma takie widzimisię, a każdy pogląd, choćby najgłupszy, znajduje swoich apologetów. Gdyby Stomma napisał, że obserwuje zaangażowanie harcerzy w ONR-owskie ruchy, podał konkretne nazwiska, to pewnie okazałoby się, że są to reprezentanci pewnej części ruchu harcerskiego. Utożsamienie ich działań z całością jest świństwem, podobnie zresztą jak określenie "staruchy" w kontekście, w którym użył je w felietonie.
Nikomu nie nakazuję uznawać harcerstwa za dobrą metodę wychowawczą, ale nie widzę powodu, by ktoś, nawet Stomma, pluł na harcerstwo i wdeptywał je w ziemię. I tyle.
A co do Pańskiego porównania z kibicami Widzewa (a ja dodam, że również z kibicami wielu innych klubów), to jeśli przejdzie się Pan w Łodzi w szaliku ŁKS-u, to ma dużą szansę otrzymania po głowie kijem bejsbolowym. Napotkana grupa harcerzy tego Panu raczej nie zaproponuje.
I proszę nie kontynuować ze mną dyskusji na ten temat, bo nie ma żadnych szans, aby doprowadziła do jakiegoś konstruktywnego zakończenia.
Skomentował Xawer
Zawsze przyznawałem się do aspergerowości - rozumienie ludzkich emocji, nie wypowiedzianych explicite, jest dla mnie niemal niewykonalne. Za to z logiką nie mam problemów ;)
Stomma nigdy nie krył się ze swoim antymilitaryzmem, czy wręcz pacyfizmem i wstrętem do wszelkich przejawów militaryzmu. Nigdy też nie przebierał specjalnie w delikatności swoich komentarzy wobec tego, czego nie lubi. Współczuję, że poczuł się Pan dotknięty jego felietonem, ale nie mając silnego osobistego stosunku do przedmiotu, nie widzę felietonu jako bardziej napastliwego, niż dziesiątki innych, tylko skierowanych przeciwko celom nie tak bliskim Panu. Być może poczuł Pan dysonans między jego stosunkiem dla bliskiego Panu harcerstwa i generalną lewicowością Stommy, bliską Panu, co mogło być bolesne.
Nie widzę w nim niekonsekwencji, raczej przeciwnie - lewicowość bardzo często idzie w parze z pacyfizmem i antymilitaryzmem, a retoryka, jakiej używa wobec harcerskich "staruchów" nie jest bardziej obraźliwa, niż ta, jakiej używa wobec choćby biskupów ("ginekologów maryjnych").
A ja i tak cenię Stommę i jego felietonistykę za calość, mimo jego (dalekiej mi) lewicowości, a nie tylko za (bliską mi) niechęć do harcerstwa i (jeszcze mi bliższą) niechęć do biskupów.
Nie porównuję harcerstwa z klubem Widzewa! Raczej używam tego jako argumentu logicznego na fałszywość argumentów logicznych, jakie padły: tak samo użyte wobec zupełnie innego (i obrzydliwego, tu się zgadzamy) podmiotu prowadzą do absurdu.
Skomentował Tomasz
Podzielam opinię, że felietony Ludwika Stommy czyta się przyjemnie. Kiedyś czytywałem je regularnie. Jednakże nie po raz pierwszy ten autor wypowiedział się w sprawie, o której ma nikłe pojęcie. Jak dość powszechnie wiadomo, również kluczowe tezy pracy doktorskiej L. Stommy opierały się na wyimaginowanych przez niego badaniach naukowych, o czym można przeczytać m.in. tutaj: http://kompromitacje.blogspot.com/2012/04/ludwik-stomma-pisarz-niefrasobliwy.html
Skomentował Lech
Wywołany z imienia i nazwiska, stwierdzam:
1. Harcerzem w służbie czuje się do tej pory.
2. Siłę do całej mojej działalności społecznej, w tym do Akademii Khana, czerpię z powołania, które zostało mi dane pewnego 30 listopada jakieś 50 lat temu przed Podchorążówką. Niezależnie od tego, jakie wtedy Przyrzeczenie złożyłem.
3. Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że ZHP mnie uformował takim, jakim jestem. W czasach szkolnych z drużyną na zbiórkach i poza nimi, na podwórku i nieodżałowanych boiskach SzP nr 93 i Gottwalda spędzałem z kumplami z drużyny więcej czasu, niż w domu, nie licząc godzin snu. A obozy harcerskie to już zupełnie inna sprawa.
4. Dzięki ZHP poznałem wielu bardzo mądrych i dobrych dorosłych, w tym uczestników Powstania. Szczycę się, że spotkał mnie ten zaszczyt.
Z wyrazami szacunku,
Skomentował Jarosław Pytlak
@Xaver - rozumiem nierozumienie ludzkich emocji. Zatem piszę explicite, że zlekceważenie przez Pana mojej stanowczej prośby o niekontynuowanie tej dyskusji wzbudziło we mnie burzę emocji.
Skomentował Włodzimierz Zielicz
@Xawer
Harcerstwo (generalnie!) ani nie jest prawicowe ani lewicowe. Nie jest też militarystyczne - choć było - takie były czasy(!) - u swoich narodzin ... Dlatego ten akurat tekst Stommy jest bez sensu - pewnie mu brakowało tematu więc tak sobie zaimprowizował w typowej, szczególnie dla przestawicieli "nauk społecznych i humanistycznych", stylu "nie znam się, ale się wypowiem" ... :-
Skomentował Xawer
Gospodarza mogę tylko prosić o wybaczenie wzburzenia i urażenia uczuć. Mea culpa, mea maxima culpa!
Włodzimierzu: nie prowokuj mnie, bym uraził go bardziej!