Blog

Szkoła w stanie traumy

(liczba komentarzy 5)

   Z poznanym za pośrednictwem fejsbuka znanym terapeutą Tomaszem Bilickim zdarzyło mi się kilkakrotnie wymienić opinie; raz nawet spotkaliśmy się na żywo w progach STO na Bemowie, by porozmawiać o kondycji polskiej edukacji. W początkowej fazie naszej znajomości podzieliłem się z Tomaszem przemyśleniami o polskiej szkole, jakie zawarłem w dwuczęściowym artykule na blogu „Rodziców doli żałobny rapsod”. Jego lektura wywołała taki oto fachowy komentarz mojego Kolegi:

„Lęk, nieufność, złość, zniecierpliwienie (drażliwość)… To objawy traumy. Trauma tłumaczyłaby, dlaczego nie ma zmiany. Szkolenia i psychoedukacja, publikacje, konferencje, apelowanie do zdrowego rozsądku przy traumie nie zadziałają”.

   Nie znam się na materii terapeutycznej, ale powyższe kilka zdań trafiło w czułą strunę, bowiem już od kilku lat narastało we mnie frustrujące poczucie, że podejmowane działania, choćby tylko na własnym podwórku, zdają się nie przynosić skutku. Wszystkie nazwane przez Tomasza objawy traumy dostrzegam w środowisku szkolnym; zaczęło się od rodziców, ale dotyczy obecnie także nauczycieli, a nawet uczniów. A jeśli te trzy grupy członków społeczności szkolnej są w takim stanie ducha, to nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że szkoła jako instytucja też jest w stanie traumy. I niestety, klasyczne metody, wskazane w komentarzu Tomasza, nie zadziałają. Potwierdzam – faktycznie nie działają. Mam wrażenie, że poczucie ludzkiego dobrostanu w środowisku oświatowym zalicza potężny zjazd, przebijając już poziom zerowy.

   Zagubionym, sfrustrowanym, obwiniającym klasyczną szkołę o wszystkie możliwe grzechy, słusznie albo niesłusznie obarczającym ją winą za wszystkie niedoskonałości tego świata, oferuje się atrakcyjną ideę wyburzenia jej do fundamentów i wprowadzenie w życie nowej wizji edukacji. Ja już nawet nie mam siły powtarzać, że historia uczy o raczej smutnych skutkach wielkich rewolucji. Oczywiście, przekonanie obecnie cierpiących, że już, już, w zasięgu ręki jest nowy, wspaniały świat edukacji, nie jest trudne, bo ludzie chętnie nadstawiają ucha dla obietnic. Szkopuł w tym, że w kakofonii wizji, opinii, oczekiwań i marzeń trudno znaleźć przekonującą koncepcję lepszej przyszłości.

   Ostatnio kilkakrotnie zadano mi pytanie, co zrobić, żeby było lepiej? Nie znam dobrej odpowiedzi na to pytanie. Praca w szkole, którą kieruję już od 34 lat, wymaga coraz więcej czasu, energii i wytrzymałości psychicznej, by utrzymać jako taki stan poczucia społecznej harmonii, a przecież i tak nie do końca się to udaje. Owszem, mam na co dzień mnóstwo przejawów ludzkiego zaangażowania, życzliwości, zarówno ze strony rodziców, jak pracowników, ale wszyscy giniemy pod przemożną potrzebą jak najlepszego zaopiekowania się... dobrem dzieci. Tak dobrego i wszechogarniającego, że owe dzieci, zamiast zdobywać doświadczenia życiowe, indywidualne i społeczne, rozwijają się pod starannie konserwowanym i umacnianym kloszem. Trudno wokół tego budować porozumienie dorosłych, bo oczekiwania społeczne mocno rozmijają się z tym, co podpowiada wiedza i doświadczenie pedagogiczne. Jako że jednak życie sparagrafizowało się okrutnie, inspiracji do działania szukamy w ułomnych zapisach statutu szkoły, a teraz jeszcze paranoicznych „Standardach Ochrony Małoletnich”, obowiązkiem posiadania których bez cienia wyobraźni unieszczęśliwili nas prawodawcy, zamiast w opartym na zdrowym rozsądku porozumieniu dorosłych.

   Trudno powiedzieć jak poradzić sobie z traumą, której doznała polska szkoła. Władze zdają się wierzyć, że przełomem będzie reforma oparta na profilach absolwenta. Moim zdaniem to mrzonka, ale faktem jest, że trudno wymyśleć jakiś inny game-changer. Być może szansą byłoby poważne rozważenie idei Komisji Edukacji Narodowej, ale nie w karykaturalnej wersji zgromadzenia przedstawicieli różnych partii i organizacji, jaką zaprezentował Władysław Kosiniak-Kamysz w kuriozalnej wizji wychowania patriotycznego, ale niewielkiego grona osób znających problemy edukacji, korzystających z zaplecza organizacyjnego, jakie można stworzyć korzystając z możliwości instytucji państwowych. Zdaję sobie jednak sprawę, że to też mrzonka, bo słowa autorytet czy ekspert brzmią dzisiaj podejrzanie, a poza tym każdy jest sam dla siebie w swoich poglądach autorytetem najwyższym.

   Czekam więc, aż frustracja osiągnie poziom tak wysoki, że ludzie wreszcie zaczną poszukiwać jej prawdziwej  przyczyny. Może wtedy, przypadkiem, spojrzą w lustro. Bo niezależnie od tego, jak bardzo psują nas rozmaite współczesne media, realizujące strategie osiągnięcia rządu naszych dusz, my sami codziennie dokładamy do tego paleniska swoje emocje. Zazwyczaj skierowane przeciw innym, bo w myśl obecnie obowiązującej etyki moje musi być zawsze najmojsze.

---

   Ten niewesoły artykuł dedykuję z wyrazami ogromnego szacunku Alinie Kozińskiej-Bałdydze z Federacji Inicjatyw Oświatowych, której działalność – konkretna, u podstaw, bez uprzedzeń politycznych i z głęboką wiarą w sens i w to, że krople drążą skałę – fascynuje mnie odkąd datuje się nasza znajomość. Podtrzymuje resztki wiary, że wspólnym, oddolnym wysiłkiem ludzi dobrej woli  możemy zmienić polską szkołę na lepsze.

Jarosław Pytlak

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Zielicz Włodzimierz

Problem z "profilami absolwenta" polega na 2 rzeczach.
1.To polityczna gra na czas - przez 2 lata można odpowiadać na krytykę różnych aspektów obecnego stanu "Pracujemy nad tym, ale jak za 2 lata będziemy już mieli profile, to hoho ... !" ;-)
2.Można sobie napisać jaki ten absolwent MA być, ale pytania znacznie trudniejsze JAK i ZA ILE do tego REALNIE dojść. Co więcej ludzie/uczniowie są RÓŻNI, a i społeczeństwo RÓŻNYCH absolwentów potrzebuje ... ;-)

Skomentował Alina

Jarku, Dziękuję!!!
Spotykamy się dziś w Domu Pielgrzyma AMICUS na konferencji inaugurującej nowy rok szkolny 2024/2025. Jej tytuł "Łączy nas edukacja. Szkoła - czas leczyć traumy" zawdzięczamy Jarkowi Pytlakowi i Tomkowi Bilickiemu, którzy postawili diagnozę dot. szkoły. O diagnozie dot. naszego społeczeństwa i społeczeństw naszych najbliższych sąsiadów możemy przeczytać w książce "Traumeland. Polacy w cieniu przeszłości” prof. Michała Bilewicza.
Wybraliśmy TO miejsce na Żoliborzu w Warszawie i TĘ datę 31 sierpnia, aby przypomnieć sobie emocje TEGO 31 sierpnia 1980, gdy połączyła nas radość narodzin SOLIDARNOŚCI międzyludzkiej i późniejszy ból śmierci Księdza Jerzego 19 października 1984 roku.
Rozpoczynamy 25 rok od narodzenia się największego fenomenu społecznogo czasów demokratycznych – powstania pierwszych 56 Małych Szkół w 2000 roku. Więcej po konferencji

Skomentował Joanna

Przeżycia jakich dostarczyła mi praca w szkole poskutkowały tym, że specjalista rozpoznał PTSD i wdrożył farmakoterapię.
Od lekarza usłyszałam: "Jeśli chce pani żyć, to musi pani zmienić pracę, a najlepiej zawód".
Dopóki nie nastąpi równowaga w środowisku szkolnym pomiędzy prawami a obowiązkami (jak dotąd prawa mają dzieci i rodzice, a obowiązki szkoła), dobrostanem pracowników a dobrostanem dzieci i oczekiwaniami a możliwościami, to będzie coraz gorzej.
Nikt nie podejmie pracy, która zrujnuje mu zdrowie psychiczne i fizyczne oraz jest wyceniona w okolicach płacy minimalnej. Za to wymagania są niebotyczne.

Skomentował Ppp

Z diagnozy Pańskiego znajomego wynika, że chorzy ludzie zmuszają innych chorych ludzi do wysiłku powodującego pogorszenie stanu choroby u obu stron, a to wszystko w towarzystwie trzeciej grupy chorych - co oczywiście nie ma sensu i nic dobrego przynieść nie może. Być może pomysł "wyłączyć - wyleczyć - zbudować od nowa" nie jest taki zły?
Tylko jak to w praktyce zrobić?
Pozdrawiam.

Skomentował Zielicz Włodzimierz

@Ppp
A może to nie LUDZIE, a SYSTEM jest chory po prostu ... ;-)

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...