Blog

To wie tylko nauczyciel

(liczba komentarzy 3)

   Nie będę owijał w bawełnę – uczciwość każe spojrzeć prawdzie w oczy – zmarnowaliśmy w STO na Bemowie jeden dzień nauki! Wszyscy, w pełnej zgodzie i porozumieniu, pod radosną batutą dyrekcji.

   12 października 2018 w naszej szkole nie było lekcji. Nie „realizowaliśmy” podstawy programowej, a przynajmniej tego, co w podstawie najbardziej się panoszy, to znaczy niekończącego się katalogu treści nauczania. Beztrosko obchodziliśmy Święto Edukacji Narodowej, choć miało ono dopiero nadejść!

   Kolejny wstyd – zaczęliśmy obchody akademią. Tak, taką zwyczajną, podczas której część dzieci występuje, większość siedzi na widowni, pod czujnym okiem nauczycieli, zwykle narażonych na rozbieżnego zeza – jednym okiem patrzących na scenę, drugim obserwujących swoich podopiecznych. Chociaż nie, dzisiaj wcale tak nie było, bo podopieczni siedzieli w radosnym rozluźnieniu, całkiem, całkiem zainteresowani przebiegiem uroczystości, więc i nauczyciele mogli skupić uwagę na występie.

   Najpierw była szkolna piosenka, której słowa zawsze mnie wzruszają, tym bardziej, że napisała je swego czasu uczennica wraz ze swoją mamą (a muzykę skomponował nauczyciel):

Gdzieś jest taka szkoła, która kocha świat,
Zawsze na nas czeka, daje dobry start.
Pokazuje drogę, w głowach poukłada,
Zahartuje ducha, sensu życiu nada!

To jest nasza szkoła, szkoła S…T…O…

   Potem wystąpili czwartoklasiści (to tradycja, pierwsze zadanie dwóch klas czwartych i ich nowego, wspólnego wychowawcy), którzy na oczach widowni przeszli fantastyczną przemianę z ubranych na czarno, ślepych na świat postaci, w gromadę aniołków. Wreszcie na zakończenie części artystycznej wybrzmiała sakramentalna piosenka „Czternastego października”.

   Części oficjalnej właściwie nie było, jeśli nie liczyć wręczenia niektórym uczniom zdobytych niedawno certyfikatów językowych KET i PET, a niemal całej grupie „czwartaków” – odznak pamiątkowych, zdobytych podczas tradycyjnej wrześniowej wycieczki integracyjnej do Rudawki.

   Potem odbyły się otrzęsiny pierwszaków, przygotowywane przez klasy 2-6, zakończone pasowaniem na uczniów, chyba udanym, bo już pod koniec dnia, na pożegnanie, jeden z pierwszoklasistów pochwalił się scenicznym szeptem mamie, że właśnie dostał legitymację szkolną, a powiedział to wyraźnie zezując w moją stronę, aby upewnić się, że słyszę. Niewątpliwie był dumny i szczęśliwy.

   Napisałem „chyba”, bowiem równolegle do otrzęsin odbywała się uroczystość dla klas 7-8 i 3. gimnazjalnej, którą miałem przyjemność oglądać. Ciężar wysiłku artystycznego wzięli na siebie gimnazjaliści, przy czym część ich grupy, która okazała się chórem, siedziała w głębi sceny pod dużym brzozowym krzyżem. Jakkolwiek był on tylko elementem scenografii do świetnej przeróbki mickiewiczowskich „Dziadów części II”, to muszę przyznać, że tak upozowani ostatni uczniowie skazanej na śmierć szkoły przedstawiali widok zaiste przejmujący, a symboliczny.

FOTO: Amelia Kluziak

   Trudno zrelacjonować całe przedstawienie, brawurowo odegrane przez uczniów, ale żeby oddać choć trochę jego klimat, zacytuję tutaj pierwsze zdania wypowiedziane przez Guślarza:

   DZIEŃ NAUCZYCIELA. Jest to nazwisko uroczystości obchodzonej między młodzieżą w wielu szkołach Polski, na pamiątkę dziadów, czyli w ogólności pedagogów. Uroczystość ta początkiem swoim zasięga czasów pogańskich i zwała się niegdyś akademią, na której przewodniczył Gospodarz, Przewodniczący, Guślarz, razem kapłan i poeta (gęślarz).

   W teraźniejszych czasach, ponieważ światłe duchowieństwo i właściciele usiłowali wykorzenić zwyczaj połączony z zabobonnymi praktykami i zbytkiem częstokroć nagannym, młodzież więc święci Dzień Nauczyciela tajemnie w małej salce lub pustych kawiarenkach niedaleko parafii. Zastawia się tam pospolicie uczta z rozmaitego jadła, napitków, owoców i wywołują się dusze pedagogów. Godna uwagi, iż zwyczaj częstowania nauczycieli zdaje się być wspólny wszystkiej młodzieży pogańskiej, zapewne w celu zdobycia sympatii. Dzień Nauczyciela nasz ma to szczególnie, iż obrzędy pogańskie pomieszane są z wyobrażeniami ministerstwa edukacji. Młodzież rozumie, iż potrawami, napojem i śpiewami przynosi sobie szansę na łagodniejsze ocenianie.

   Poema niniejsze przedstawi obrazy w podobnym duchu, śpiewy zaś obrzędowe, gusła i inkantacje są po większej części wiernie, a niekiedy dosłownie z uczniowskiej poezji wzięte.

   Niezbyt zrozumiałe dla postronnych stwierdzenie o „pustych kawiarenkach niedaleko parafii” tłumaczy się tym, że uroczystość święciliśmy w siedzibie parafialnej kawiarenki „Marta”, która nie raz gościnnie przygarnia nas na takie czy inne obchody.

   „Dziady” były nie długie, nie krótkie, lecz w sam raz i jakkolwiek osadzone w posępnej scenografii, co i raz wywoływały śmiech udatnością prezentowanych nauczycielskich duchów.

   Potem był film pt. „Jeden dzień z życia nauczyciela”, przygotowany przez kolejne już pokolenie szkolnych filmowców. Autorzy zastosowali przezabawny trik, pokazując te same sceny z różnych lekcji, raz widziane okiem uczniów, a raz okiem prowadzącego zajęcia nauczyciela. Trzeba zresztą przyznać, że poszczególne pedagogiczne sylwetki były przez uczniowskich aktorów odegrane perfekcyjnie.

   W finale uroczystości każdy nauczyciel otrzymał starannie dobrany do osoby, drobny upominek oraz specjalnie zadedykowany wierszyk.

   Biorąc udział w całej imprezie w roli widza nie miałem żadnych wątpliwości, że wszyscy obecni: uczniowie, nauczyciele, dwie mamy z Zarządu Koła STO, które były tego dnia z nami, najzwyczajniej w świecie lubią swoją szkołę. Aplauz, jaki towarzyszył kolejno wyczytywanym wierszykom i wchodzącym na scenę nauczycielom był tak radosny, że po prostu nie mógł być udawany.

   Tego dnia wszyscy, młodzi i starzy, „realizowaliśmy” to, co powinno być fundamentem podstawy programowej: „społeczność szkolna zapewnia uczniom i ich wychowawcom poczucie współudziału w przedsięwzięciu, jakim jest przygotowanie do dorosłego życia, twórczego, pożytecznego dla innych ludzi”.

   Kończąc tę kronikarską relację, wynikającą z porywu serca, wszystkim moim – co do jednego ulubionym – uczniom z STO na Bemowie, nauczycielom i rodzicom składam wielkie podziękowanie za wszystkie dobre chwile, które przeżywamy wspólnie na co dzień, za te uśmiechy, „piątki” przybijane na powitanie, „dzień dobry, Panie Dyrektorze” mówione z jednakowym entuzjazmem nawet jeśli po raz czwarty danego dnia. Dziękuję za krzepiące poczucie, że podstawę edukacji, jaką jest przygotowanie do harmonijnego życia w społeczeństwie, udaje nam się realizować celująco.

   I wiesz co, Drogi Czytelniku?! Choć często zdarza mi się narzekać i czarnowidzieć, to muszę przyznać, że ta satysfakcja, za którą tutaj dziękuję, to ogromny dar, który w sposób szczególny oferuje zawód nauczyciela.

   Z okazji Święta Edukacji Narodowej życzę więc wszystkim nauczycielom, Czytelnikom mojego bloga, aby w ich pracy było jak najwięcej chwil takiej satysfakcji, o której tylko nauczyciel wie, i którą tylko nauczyciel zrozumie.

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Włodzimierz Zielicz

Już dawno temu, żeby nauczyciele sobie, jak inne zawody, nie zawinszowali wolnego dnia, a szkoły jakoś zajmowały się dziećmi (choćby w roli przechowalni!), jakiś sprytny urzędnik zlikwidował Dzień Nauczyciela i zastąpił Dniem Edukacji, a to nie to samo. Więc Dnia Nauczyciela 14 października dawno już nie ma ... ;-)

Skomentował Joanna Biała

Panie Dyrektorze, a pasowanie naszych maluchów na Zerowkowiczów? Też było cudnie????

Skomentował Aneta

Przepięknie. Jest więc nas więcej niepokornych, w mojej szkole ten dzień zakończył się ogniskiem z kiełbaskami z udziałem uczniów, rodziców i nauczycieli. Było cudnie.

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...