Postanowiłem udostepnić na blogu artykuł, który napisałem w 2015 roku, przygotowując się do udziału w katowickim Kongresie Polskiej Edukacji, na który - choć nie byłem apologetą ówczesnej władzy oświatowej z minister Kluzik-Rostkowską na czele, zostałem zaproszony, i to w roli prelegenta. Rzecz niewyobrażalna obecnie, gdy dyskutuje się tylko w sprawdzonym gronie zwolenników.
Przejdźmy jednak ad rem. Ten mój głos, dudniący z otchłani czasu, jest ewidentnie pozbawiony aktualności. Gdy jednak spojrzeć na niego uważniej, można zwrócić uwagę, że minister Czarnek w istocie zmienił tylko jedno fundamentalne założenie. Otóż w jego wizji edukacja ma służyć nie społeczeństwu liberalnemu (co mnie wydawało się wtedy oczywiste, a i dzisiaj nadal tak uważam), ale Narodowi, umocnionemu kilkoma soczystymi przymiotnikami, typu: patrotyczny, dumny, potężny, katolicki etc. Reszta działań obecnego ministra - tak różnych od wizji, którą naszkicowałem w owym tekście, jest tylko konsekwencją przyjętego paradygmatu.
Czytając mój artykuł proszę mieć świadomość, że zawarte w nim postulaty były adresowane do ówczesnej władzy - w owym czasie jeszcze nikt chyba nie sięgał myślą, że polską edukację można przeorać tak gruntownie i w tak niszczący sposób, jak uczyniła to ekipa "dobrej zmiany". A przypominam go, ponieważ reakcją na zapadającą noc Czarnkową jest wysyp rozmaitych inicjatyw, koncepcji i wizji edukacji przyszłości. Pocieszające to, ale warto mieć świadomość, że mimo zmian zachodzących na świecie, nawet niewyobrażalnego kilka lat temu zjawiska pandemii i jego skutków, nie trzeba wszystkiego wymyślać od nowa.