Mało jest kwestii tak ważnych dla społeczeństwa podczas pandemii, jak stan powszechnej edukacji. Na razie tylko domyślamy się skali negatywnych skutków zdalnej nauki i długotrwałej izolacji młodych ludzi, ale już obecne doświadczenia rodziców i nauczycieli każą oczekiwać ogromnych problemów. Oczywiście można przyjąć, że kiedy wszyscy wrócą do szkół, życie wskoczy na utarte tory, dzieci odnajdą się w codziennym reżimie i rychło zapomną o doświadczeniach minionego czasu. Ale to złudna nadzieja. Na pewno jedni uczniowie poradzą sobie lepiej, inni gorzej, jednak tych drugich prawdopodobnie będzie znacznie więcej, niż zdoła udźwignąć wątły system wsparcia psychologiczno-pedagogicznego. Tym bardziej warto już teraz podjąć działania, które ograniczą zakres spodziewanych problemów. Jednym z nich jest rezygnacja, przynajmniej czasowa, z wprowadzenia dodatkowego egzaminu po klasie ósmej. Postulat ten funkcjonuje w obiegu społecznym od pewnego czasu, także na poziomie parlamentarnym, i jest doskonale znany w ministerstwie. Rozstrzygnięć chwilowo nie ma, ale są podstawy do nadziei, że rozum zwycięży i ten niezwykle prosty, bezkosztowy sposób ulżenia uczniom obecnych klas siódmych, a może i szóstych, przyoblecze się w ciało.
Pora zająć się tematem pokrewnym, jakim jest nowa matura.
Właśnie opublikowano informatory maturalne dla uczniów, którzy mają za sobą półtora roku nauki w szkołach ponadpodstawowych, w tym rok w formie zdalnej, a już za dwa lata mają zdawać egzamin w nowej formule. Ogłoszono je dopiero teraz, choć przyzwoitość wymagałaby, by nie tylko podstawę programową, ale także zasady egzaminu podać do wiadomości przed rozpoczęciem cyklu kształcenia. I może nie byłby to tak wielki problem, gdyby nowa matura nie była znacznie trudniejsza, niż jej dotychczasowa wersja.
Uczniowie urodzeni w 2004 roku (lub w 2005, jeśli poszli do szkoły w wieku 6 lat) są szczególnie poszkodowani przez „dobrą zmianę w edukacji". Od początku pełnią rolę królików doświadczalnych kolejno wprowadzanych rozwiązań, a ich fatalną sytuację pogorszyła jeszcze pandemia. Trudno zgodzić się z prezydentem Dudą, który w swoim czasie powiedział, że „mieli pecha”. Ich los został zdeterminowany przez złe decyzje polityków, a nie żadne fatum. Oczywiście, co się stało, to się nie odstanie, ale można jeszcze oszczędzić im kolejnego ciężaru, jakim stanie się niechybnie przygotowanie do nowej matury, szczególnie po doświadczeniach pandemii.
Jestem dyrektorem liceum – w tym nieszczęsnym roczniku są także moi uczniowie. Czuję się w obowiązku wystąpić w roli ich rzecznika. Dlatego zwracam się z apelem do pana ministra Czarnka, aby odłożyć wprowadzenie maturalnej zmiany do 2025 roku. Obecnym uczniom zreformowanych szkół ponadpodstawowych się to po prostu należy!